Dortmundu problemów ciąg dalszy, dziewięć goli we Frankfurcie


25 października 2014 Dortmundu problemów ciąg dalszy, dziewięć goli we Frankfurcie

Źle się dzieje w państwie dortmundzkim. Choć kibice wywiesili transparent "Sześciu pięknych lat nie można zmarnować w sześć spotkań", to ich cierpliwość jest wystawiana na bardzo trudną próbę.


Udostępnij na Udostępnij na

Przegrali cztery kolejne mecze z rzędu w lidze pierwszy raz od… 2000 roku. Mają najwięcej porażek w Bundeslidze. W dziewięciu spotkaniach zgromadzili zaledwie siedem punktów, by w Lidze Mistrzów już po trzech kolejkach zapewnić sobie awans z grupy. Drużyna Jürgena Kloppa pełna jest sprzeczności i tym, czego najbardziej jej obecnie brakuje, jest regularność. Gdyby postawę z europejskich pucharów przełożyć na krajowe podwórko, to dziś zapewne staraliby się gonić Bayern, zamiast drżeć o grę w eliminacjach do Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie. Nie pomogła wymiana murawy, nie pomogły koszulki, w których normalnie BVB gra w Champions League – Hannover wyjechał z Dortmundu z trzema punktami.

Oczywiście możemy mówić o niewykorzystanych sytuacjach Reusa czy pudłach Ramosa, ale chyba nie to jest głównym problemem Borussii. Gdzieś zagubiona została ta charakterystyczna dla ekipy Kloppa lekkość w budowaniu akcji ofensywnych. Cóż, jeśli jednak wystawia się z przodu kogoś tak beznadziejnego jak Mchitarjan, to nie ma co się dziwić. Ormianin jest niesamowicie irytujący w swoich poczynaniach, a pożytku z jego zagrań nie ma prawie żadnego. Do tego dochodzą jeszcze ociężały Gündogan i Weidenfeller, który myli się coraz częściej. Hannover wielu sytuacji nie miał, ale po ładnym strzale Kiyotakiego z rzutu wolnego udało mu się wygrać. Trzeba jednak podkreślić, że już przy stanie 0:1 defensywa gospodarzy popełniła kilka niedopuszczalnych błędów, które mogły się zakończyć stratą kolejnych goli.

Sami piłkarze też zdają sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znaleźli. Hummels publicznie skrytykował Weidenfellera za nieskuteczną interwencję przy golu, twierdząc, że piłka leciała dostatecznie długo, aby ją wybić. Reus twierdzi, że w obecnej sytuacji piłkarze BVB nie mogą myśleć o zajęciu miejsca gwarantującego grę w europejskich pucharach. Bardzo optymistycznie nastawiony przed meczem Klopp podkreślał, że jego piłkarze sami muszą wynagradzać się za dobrą grę, wykorzystując sytuacje, które tworzą. Wszystkie miały jednak miejsce przy 0:0. Po stracie gola z piłkarzy Dortmundu ewidentnie zeszło powietrze, co zresztą potwierdził Hummels. To chyba na chwilę obecną największy problem Borussii – psychika. Bez tego nic nie ruszy.

***

Zdecydowanie najciekawiej było jednak we Frankfurcie, gdzie mieliśmy modelowy przykład, dlaczego uwielbiamy Bundesligę. W poprzednim sezonie takich spotkań było naprawdę wiele, jednak bieżąca kampania już w tyle bramek nie obfituje. Cóż, Eintracht i Stuttgart postanowiły, że pora wrócić do zapomnianej tradycji. Zaczęło się niepozornie. Jeśli można mówić „niepozornie” w kontekście meczu, w którym w pierwszej połowie padają trzy bramki, a jeden piłkarz zalicza dublet w ciągu dwóch minut. Właśnie za sprawą Harnika i Gentnera Stuttgart wyszedł ze stanu 1:0 do 1:3. Ale to był dopiero początek! Jak gdyby nic gospodarze strzelili trzy gole z rzędu i ponownie wyszli na prowadzenie. Wydatnie pomogli im obrońcy i bramkarz Stuttgartu, ale ostatecznie błędy zostaną im przebaczone, bo… mecz zakończył się wynikiem 4:5. Dziewięć bramek, a co jedna to kolejny błąd defensywy jednego lub drugiego zespołu. Poziom może nie był nadzwyczajny, ale na brak emocji nikt nie mógł narzekać.

***

Jednym z dwóch hitów tej kolejki Bundesligi miało być starcie Bayeru z Schalke. Biorąc pod uwagę nierówną dyspozycji formacji obronnych obu zespołów, wszyscy spodziewali się wielu bramek. Stało się jednak inaczej. Roberto Di Matteo zdążył już odcisnąć swoje piętno na piłkarzach Gelsenkirchen i wygląda na to, że „Königsblauen” będą specjalistami w stawianiu „autobusu”. Praktycznie na nic więcej nie było ich stać. Wszelkie próby ataków były mocno chaotyczne, a liczenie jedynie na nos strzelecki Huntelaara nie mogło zakończyć się powodzeniem.

O wiele bardziej aktywniejszy w ofensywie był Bayer, ale to również nie przynosiło zbyt wydatnych efektów. Różnica polegała na tym, że „Aptekarze” posiadają w swoich szeregach prawdziwego eksperta od rzutów wolnych. Hakan Calhanoglu trafił do siatki ze stojącej za polem karnym piłki już po raz trzeci w tym sezonie.

http://www.dailymotion.com/video/x28m6z9_goal-calhanoglu-bayer-leverkusen-1-0-schalke-04-25-10-2014_sport

Na boisku nie obyło się też bez walki. W końcówce czerwoną kartkę obejrzał Jedvaj, który dziś zagrał wyjątkowo w środku pomocy. W pierwszej połowie zmienił Reinartza, który musiał zejść z powodu urazu. Jak się okazało, pomocnik Bayeru doznał złamania oczodołu. A podobno sport to zdrowie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze