Źrebaku, kiedy urośniesz i będziesz prawdziwym koniem?


20 sierpnia 2014 Źrebaku, kiedy urośniesz i będziesz prawdziwym koniem?

Każdy źrebak potrzebuje czasu, by urosnąć i wreszcie zostać wielkim i pięknym koniem. Na Borussia-Park czekają na to od niemal czterdziestu lat. Najstarszym kibicom marzy się, by ich drużyna nie tylko grała jak za dawnych lat (co robi już teraz), ale by wreszcie nadeszły sukcesy jak za „złotej epoki”. Czy uda się to już w tym roku?


Udostępnij na Udostępnij na

Gdy „Die Fohlen” w latach 70. rządziło w Bundeslidze, nikt nie myślał o tym, że zawodnicy znikną z ligowego topu i będą tułać się w ligowej otchłani. Kilkanaście źrebaków (tak tłumaczy się przydomek drużyny) pałętało się w dolnej części tabeli, ostatecznie dwukrotnie trafiając na zaplecze tej klasy rozgrywkowej w ciągu kilku lat. „Za słabi na ekstraklasę” – tak mogło myśleć wiele osób, które mimo wahań nastrojów wspierały swoich ulubieńców z poziomu trybun nawet po spadku. Wszak kibicem się jest, a nie bywa. Rzadko jednak widuje się taki obrazek, że po gwałtownym wyleceniu z ligi na trybuny i tak przychodzi średnio 40 tysięcy osób. To z pewnością pierwsza z silnych stron klubu. Stadion wypełniony w niemal stu procentach jest zawsze, atmosferę podgrzewają również kibice z Nordkurve. A w nadchodzących rozgrywkach napięcie na stadionie będzie jeszcze większe, bo poza mocno „przyszywanymi” derbami z imienniczką z Dortmundu wreszcie przyjdzie czas na prawdziwą gratkę dla fanów „Fohlenelf” – starcia z 1. FC Koeln. Przybywa kolejny powód do jeszcze większego wspierania piłkarzy.

Kluczem do obecnych osiągnięć jest jednak co innego. Gdy Borussia była na autostradzie do kolejnego w XXI wieku spadku, w klubie postanowiono coś zmienić. Posadę stracił Michael Frontzeck, a wakat objął uznany w Szwajcarii trener – Lucien Favre. Zmieniło się bardzo dużo, co najważniejsze – zaczęto bardziej stawiać na młodych zawodników, co „Helwetowi” się niesamowicie opłaciło. Największą metamorfozę przeszła pozycja bramkarza. Doświadczonych Heimerotha i Bailly’ego po kilku kolejkach zastąpił młodzik Marc-Andre ter Stegen. Kilka osób mogło popukać się w głowę, jednak szybko zwróciło honor, bo był to strzał w dziesiątkę. Zawodnik rezerw wszedł do składu z wysokiego c. W sześciu spotkaniach puścił trzy bramki i bardzo szybko stał się ulubieńcem kibiców. W debiucie w Bundeslidze poprowadził drużynę do zwycięstwa nad największym rywalem z Kolonii. W trzecim występie jak natchniony bronił bramki w starciu z Borussią Dortmund, za co został uhonorowany notą 1,5 (bliską klasie światowej) od „Kickera”. Pod Favrem wyrósł też Marco Reus, obecnie najdroższy transfer klubu. Do tych dwóch nazwisk dołączyć można jeszcze: Herrmanna, Korba i Hrgotę, których kibice Bundesligi kojarzą coraz lepiej. To już całkiem zgrana paczka, do której w tym sezonie z pewnością dołączą kolejni. Szkółka jest pełna młodych talentów. Sinanem Kurtem interesuje się Bayern Monachium. Amin Younes od czasu do czasu przebija się do pierwszej drużyny. W drużynie są również: Marvin Schulz, Nico Brandenburger czy Mahmoud Dahoud. Niech nikogo nie zdziwi, że w ciągu najbliższych lat któryś z nich stanie się światowej klasy piłkarzem.

Na takich mało znanych nazwiskach da się stworzyć solidną niemiecką markę. Pokazał to sezon 2011/2012, w którym „Źrebaki” mocno wierzgały kopytami, dwukrotnie boleśnie raniąc Bayern Monachium. Dwa zwycięstwa nad „Bawarczykami” w jednym sezonie to osiągnięcie, którym nie może się pochwalić zbyt wiele drużyn. To jest również kolejną silną stroną paki z Borussia-Park. Borussia Moenchengladbach jako zespół piekielnie młody radzi sobie z presją walki z najlepszymi bardzo dobrze. Jeśli wziąć pod uwagę tylko trzy ostatnie sezony i czterech najsilniejszych rywali, odkryjemy, że „Fohlenelf” wygrywało dziewięciokrotnie. Tak samo często przegrywało. Jedno oczko udało się urwać sześć razy. Za każdym razem drużyna prezentowała futbol ofensywny i efektowny. W wielu momentach młokosom brakuje doświadczenia i boiskowego cwaniactwa, tak potrzebnego w dzisiejszym futbolu. Drobny mankament przeradza się w wielki problem, bo ciężar bycia faworytem dla młodych czarnych koni jest zbyt duży. Stąd częste wpadki z niżej notowanymi rywalami, które mają ogromny wpływ na końcową klasyfikację. Borussia Moenchengladbach w ostatnim sezonie była ekipą okrzykniętą przez wielu kibiców mianem grającej najładniejszy i najprzyjemniejszy dla oka futbol. Niestety dla fanów ekipy z Borussia-Park ponownie przyjdzie im walczyć tylko o finał Ligi Europy w Warszawie. Pech w końcówce sezonu i nieco gorsza postawa na początku rundy wiosennej przesądziły o tym, że do czwartego Bayeru Leverkusen zabrakło im sześciu punktów. Nie przeszkodziło im to jednak w grze, którą aż chciało się oglądać.

W tym roku powinno być podobnie. Drużyna ustawiona systemem 4-4-1-1 (często przechodzącym w klasyczne i wytarte 4-4-2) w ataku radzi sobie znakomicie. Nieco większe problemy są z defensywą. Kwartetowi składającemu się z Korba, Stranzla, Jantschke i Wendta często zdarzają się wpadki. O zapewnienie spokoju ma postarać się Yann Sommer, który funkcję ostatniej deski ratunku przejmie po nowym nabytku Barcelony, Marc-Andre ter Stegenie. – Lubię grać podobnie do MAtS’a. Bramkarz musi grać do przodu, czasem nie podejmować ryzyka. Rezerwowy w kadrze „Helwetów” poznał już kibiców podczas dnia otwartego. Na stadionie pojawiło się ponad sto tysięcy osób: – To niewiarygodne, co tutaj się działo. Coś takiego w Bazylei się nie działo. Mam wielki apetyt na nowy sezon – mówił podekscytowany. Ciekawe, czy tak samo myślał podczas Telekom Cup. W spotkaniu z Bayernem radził sobie bardzo dobrze. Problemy pojawiły się, gdy defensywa zaczęła płatać Szwajcarowi figle.

https://www.youtube.com/watch?v=HjphhTn-k9U

Przed defensywą jako wsparcie działać powinien norwesko-szwajcarski duet. Nordtveit i Xhaka nie powinni mieć z tym akurat problemu. I mimo że nie jest to optymalne ustawienie drużyny, to na pierwsze mecze sezonu powinno to wystarczyć. Później wróci Christoph Kramer, który drużynie nie pomoże już w Sarajewie. Uraz wyklucza go z gry i treningów na dwa-trzy tygodnie. Po tym czasie prawdopodobnie zastąpi jednego z nich, który wykorzystywany będzie później do rotacji potrzebnej przy grze na trzech frontach. Również postawa dwójki skrzydłowych nie powinna budzić większych zastrzeżeń. Na flankach szaleć powinni Herrmann i nowy nabytek Ibrahima Traore. Przed nimi już tylko największa bolączka zespołu.

W Moenchengladbach największy problem stanowią napastnicy. Lukę kilka lat temu miał załatać Luuk de Jong. Gwiazdor Twente z miejsca miał stać się gwiazdą drużyny, jednak Bundesliga to nie to samo co Eredivisie. Strzelający jak na zawołanie w Holandii miał duże problemy w Niemczech. Kibice modlili się, by wielki transferowy niewypał (wydano na niego piętnaście milionów euro) jak najszybciej wyleciał z drużyny. Udało się to dopiero w te wakacje. 5,5 miliona euro wydało na niego PSV Eindhoven. Podwieszony pod napastnika z pewnością będzie Brazylijczyk Raffael, który na tej pozycji czuje się najlepiej. Kto ma występować przed nim? Na szpicy, gdy tylko będzie zdrowy, grać będzie Max Kruse. Najlepszy strzelec drużyny jest jednak wykluczony z pierwszych spotkań (na pewno nie wystąpi w meczu z FK Sarajewo i w inauguracji ligi z VfB Stuttgart). Favre’owi nie zostanie więc nic innego jak postawić na Branimira Hrgotę. Ten jednak nie jest gwarantem bramek. W dwóch ostatnich sezonach strzelił łącznie pięć goli. Problem w tym, że Szwed strzela od święta. Ostatni raz trafił 27 września przeciwko Augsburgowi. W momencie, gdy Niemiec wypadnie z gry na dłuższy czas, to Moenchengladbach znajdzie się w tragicznej sytuacji.

Przy grze na trzech frontach kluczowa będzie możliwość wystawiania równorzędnych jedenastek lub równorzędnych zawodników. Jeśli Borussia Moenchengladbach chce zawojować europejskie salony i niemieckie podwórko, będzie musiała się dużo napracować, bo na razie szwajcarski cudotwórca możliwości odpowiedniej rotacji zwyczajnie nie ma. Jeśli jednak Lucien Favre nie zatraci swojego szkoleniowego nosa i instynkt będzie mu sprzyjał, to możemy doczekać się promocji nowych gwiazd. Jednak bez napastnika podbicie świata na źrebaku będzie niemożliwe, a na Borussia-Park wciąż potrzeba będzie jeszcze wielu lat, by co roku udawało się dołączyć do walki o Champions League. I zapewne minie ich sporo nim ci, którzy pamiętają Bertiego Vogtsa czy Lotthara Mathausa, będą mogli świętować największe sukcesy, nie odtwarzając ich z taśmy, ale oglądając na żywo na trybunach.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze