Bartosz Kijeski i Hubert Ossowski

Antyjedenastka jesieni w ekstraklasie


18 grudnia 2014 Antyjedenastka jesieni w ekstraklasie

Skoro stworzyliśmy zestawienie zawodników, którzy błyszczeli jesienią, warto też zwrócić uwagę na tych, którzy zwyczajnie dali ciała. Można tutaj wstawić cały skład Zawiszy, ale skupiliśmy się też na innych zespołach.


Udostępnij na Udostępnij na

Bramkarz:

Grzegorz Sandomierski (Zawisza Bydgoszcz) – przed początkiem sezonu wydawało się, że w końcu trafił do miejsca, w którym zdoła potwierdzić swoją wartość. Szybko wpisał się w krajobraz rozpaczy, który panował przez całą jesień w Bydgoszczy. Był niepewny w swoich interwencjach, a także kapitulował przy strzałach, które powinien z łatwością obronić. Jego fatalna dyspozycja ma wpływ na miejsce, które Zawisza zajmuje w tabeli. Miniona runda w wykonaniu Sandomierskiego idealnie obrazuje ostatni okres w karierze byłego reprezentanta Polski. Po jednym z najlepszych bramkarzy ekstraklasy wiele już nie zostało, z każdym kolejnym klubem jest zaś coraz gorzej. Niedługo może już nie być miejsca w T-ME dla Sandomierskiego.

Obrońcy:

Mawrudis Baugaidis (Lechia Gdańsk) – miał być największym odkryciem tej jesieni w ekstraklasie. Skończyło się tradycyjnie. Wróżono mu ciekawą przyszłość, a on sam liczył, że podbije polskie boiska w mgnieniu oka. Niestety przeliczył się. Ten młody, ukształtowany piłkarsko Grek nie znalazł zaufania wśród sztabu szkoleniowego Lechii i zaledwie 10 dni po przylocie do Gdańska został przesunięty do zespołu rezerw. Na swój debiut kazał nam czekać aż do 8. kolejki. Wtedy to było dane mu zagrać w podstawie w Bełchatowie. Tam nie pokazał się z dobrej strony, tworząc sporo sytuacji bramkowych przeciwnikom. Od tamtego spotkania na boisku zobaczyliśmy go zaledwie 6 razy. Podczas kiedy Bougaidis przebywał na murawie, Lechia straciła 10 goli. Nic więc dziwnego, że wielu kibiców naszej ligi nie kojarzy tego człowieka.

Adam Marciniak (Cracovia) – oglądając mecze z udziałem Adama Marciniaka, człowiek zmuszony jest do wytężenia swojego wzroku oraz umysłu. Grafika, która jest przedstawiana przed meczami „Pasów”, często odbiega od rzeczywistości. Marciniaka po boisku trzeba szukać i domyślać się, w której strefie boiska aktualnie się znajduję. Rzadko kiedy jest na swoim miejscu, a jeśli już jest, to nie wykonuje podstawowych zaleceń trenera. Gubi krycie, łamie linie, strzela gole… samobójcze – jednym słowem, jest elektryczny. Gdyby nie interwencje Pilarza, z pewnością walka o ostatnie miejsce byłaby niezwykle zacięta. To, że Adam opuścił zaledwie 156 minut, jest efektem tego, że Cracovia ma deficyt w obronie, i to dość spory. No i te 0,46 promila…

Andre Micael (Zawisza Bydgoszcz) – jako że w naszym zestawieniu znajduje się trzech obrońców, nie mogło zabraknąć miejsca dla przedstawiciela Zawiszy. Andre Micael – główny dowódca środka obrony, człowiek odpowiedzialny za to, aby wszystko funkcjonowało w jak najlepszym porządku. Patrząc na ilość bramek straconych przez Bydgoszczan nie mogliśmy przejść obok niego obojętnie. Kiedy on znajdował się na boisku Zawisza straciła 30 goli. Absolutnie nie sugerujemy, że wszystkie padły z jego winy, lecz ze względu na rolę jaką pełni na boisku spora część spada na jego barki. Od czasu do czasu wyłącza mu się myślenie i bezsensownie sprowadza przeciwników do parteru.

Pomocnicy:

Bartłomiej Pawłowski (Lechia Gdańsk) – mówisz Bartłomiej Pawłowski, myślisz hiszpańska Malaga. Mówisz hiszpańska Malaga, myślisz bajeczna technika oraz fantastyczne zagrania. Niestety, w przypadku piłkarza urodzonego w Zgierzu ten tok przyczynowo-skutkowy nie sprawdza się. Gdzie podział się ten młody chłopak, który czarował nas swoją techniką za czasów gry w Widzewie? Gdzie zaginął człowiek dający nam tę nadzieję, że w końcu polski piłkarz wybije się na Półwyspie Iberyjskim? Jedyne, co przywiózł ze słonecznej Andaluzji, to znajomość ośmiu czasów języka hiszpańskiego. Poza tym ogromny zawód. Jego ostatni gol zdobyty w lidze to ten przeciw Valladoidowi. W ekstraklasie posucha.

Daniel Łukasik (Lechia Gdańsk) – miał być głównym konstruktorem zwycięstw Lechii w nowym sezonie. To w nim kibice gdańszczan pokładali swoje największe nadzieje. Przejście Łukasika z Legii do Lechii miało udowodnić włodarzom „Wojskowych”, że postępują źle, pozbywając się Damiana. Rzeczywistość jest jednak idealnym weryfikatorem. Łukasik nie zabłyszczał. Zaledwie dwie asysty, w tym tylko jedna, która dała zwycięstwo „Biało-zielonym”, to za mało, by ucieszyć fanów z PGE Areny. Tym bardziej że Łukasik w tym sezonie zaledwie dwa razy cieszył się wspólnie z kolegami po zwycięstwie.

Michał Janota (Korona Kielce) – zeszły sezon w zespole Korony miał bardzo obiecujący. Cztery gole i siedem asyst stawiały młodego Janotę w bardzo korzystnej sytuacji o dalszy byt w „Złocisto-krwistych”. Tak jednak się nie stało. Pierwsze mecze to wejścia z ławki, a kiedy dostawał swoje szanse, notorycznie je marnował. Był bardzo nieskuteczny, jeśli chodzi o celność podań, z czego jest głównie rozliczany. Zbyt często rozgrywał w głowie indywidualne mecze, które niestety odbijały się niekorzystnie na zespole z województwa świętokrzyskiego. Obyśmy mieli na wiosnę z tego zawodnika więcej pociechy. Jak na razie w klasyfikacji kanadyjskiej i meksykańskiej okrągłe zero.

https://twitter.com/lexon559/status/543470837937238016

Mica (Zawisza Bydgoszcz) – trudno jest cokolwiek napisać o tym Portugalczyku. Powód jest prozaicznie prosty: liczba minut spędzonych na boisku. Mica spędził łącznie na boiskach ekstraklasy 152 minuty, czyli niespełna dwa mecze. Radosław Osuch w jednym z wywiadów powiedział, że z tego piłkarza będzie pociecha. Na razie największą pociechę z tego zawodnika ma klubowy lekarz, który bez przerwy opiekuje się tym graczem. W sumie nie ma co się dłużej rozwodzić, proszę zobaczyć.

Statystyka Micy (fot. Transfermarkt.pl)
Statystyka Micy (fot. Transfermarkt.pl)

Napastnicy:

Arkadiusz Piech (Legia Warszawa) – nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Warto wspomnieć, że rozegrał więcej meczów dla drugiej drużyny Legii niż dla pierwszego zespołu. Tak naprawdę nie da się powiedzieć niczego pozytywnego o jego pobycie w Warszawie. Tej jesieni zaliczył raptem cztery występy, w dodatku bez żadnej zdobytej bramki. To katastrofalny dorobek jak na zawodnika, który jeszcze w poprzednim sezonie na swoim koncie miał dziesięć trafień. Były zawodnik Zagłębia Lubin okazał się największym niewypałem transferowym mistrzów Polski. Zimą zapewne będzie rozglądać się za nowym pracodawcą, ponieważ w Warszawie raczej został już skreślony przez Henninga Berga.

Bernardo Vasconcelos (Zawisza Bydgoszcz) – raptem osiem spotkań rozegranych tej jesieni, do tego Zawisza Bydgoszcz rozwiązał z nim kontrakt za porozumieniem stron. To nie był dobry czas dla Portugalczyka. Pięciokrotnie nie mieścił się w kadrze meczowej bydgoszczan. Mariusz Rumak obwinił go za niepowiedzenie zespołu, dlatego dzisiaj nie ma go już w Bydgoszczy. Można gdybać o słuszności tej decyzji, jednak trzeba przyznać, że Vasco nie był w szczytowej dyspozycji, a już na pewno nie prezentował poziomu, do którego nas przyzwyczaił w poprzednim sezonie. Przykro skończyła się jego przygoda w T-Mobile Ekstraklasie. Zawodnik rozstał się w niemiłych okolicznościach z bydgoskim Zawiszą.

Zaur Sadajew (Lech Poznań) – kiedy myślimy o Czeczenie, przychodzi nam tylko jedno określenie — jeździec bez głowy. Częściej trafia do notesów arbitrów niż do siatki. Kiedy wydawało się, że jego kariera w ekstraklasie zmierza ku końcowi, zbawicielem Sadajewa okazał się Maciej Skorża, który przygarnął go do Lecha. Tak naprawdę nie wiemy, co trener lechitów widział w tym zawodniku. Czeczen na boisku jest egoistą, w dodatku daje się łatwo sprowokować rywalom. Zupełnie nie pasuje do koncepcji Lecha, który preferuje zawodników dobrze wyszkolonych technicznie. Poza siłą Sadajew nie jest w stanie niczego dać drużynie. Swoją grą udowadnia, że „Kolejorzowi” brakuje prawdziwego napastnika. Takiego, który zdobywać będzie bramki, a nie upomnienia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze