Pamiętacie wielkie portugalskie „złote pokolenie”, które nigdy nie wygrało żadnego poważnego turnieju? Figo, Rui Costa, Paulo Sousa, Fernando Couto, Capucho i Joao Pinto to tylko niektóre z nazwisk przewijających się w kadrze na przełomie wieków, którym przyszło zmierzyć się z olbrzymimi oczekiwaniami nałożonymi na nich w wyniku osiągnięcia młodzieżowego sukcesu. Dzisiaj można śmiało uznać, że po latach posuchy nad Tagiem znów obrodziło w piłkarskie talenty i wyrasta nam nowa generacja, która swoim blaskiem może przyćmić swoich starszych kolegów.
Jest rok 1991. Portugalia pokonuje po karnych Brazylię i Carlos Queiroz po raz drugi z rzędu może cieszyć się ze zdobytego mistrzostwa świata do lat dwudziestu. Rodzi się nowe pokolenie, które w tym okresie zdominowało rozgrywki młodzieżowe, zapowiadając wieloletnie pasmo sukcesów Portugalczyków na świecie. Co znamienne, działo się to dokładnie 24 lata temu.
#OnThisDay in 1991, @selecaoportugal won #U20WC (World Youth Championship). Spot @LuisFigo!http://t.co/qbD0Lo76EK pic.twitter.com/9eklPVTzDi
— FIFA.com (@FIFAcom) June 30, 2015
Niestety, w latach 90. zamiast wielkich sukcesów, mogliśmy zobaczyć serię niepowodzeń w wykonaniu portugalskiej złotej generacji i coraz głośniejsze stawały się głosy, że Figo i spółka nie zdołają zapewnić Portugalii żadnego poważnego trofeum w światowej piłce. Ćwierćfinał EURO 1996 to jedyny godny zauważenia rezultat osiągnięty przez tę drużynę, a brak awansu do mundiali w Stanach Zjednoczonych i Francji zakrawał wręcz o kpinę.
Przełomem mogło okazać się EURO 2000, gdzie po fazie grupowej i kolejnych zwycięstwach z Anglią, Rumunią i Niemcami uznawano ich za głównych faworytów całej imprezy. Skończyło się jednak jak zawsze i ostatecznie w półfinale lepsi okazali się Francuzi, a Portugalia swoje marzenia musiała odłożyć o następne dwa lata.
Najbliżej było w 2004 roku, kiedy zmierzch tego pokolenia piłkarzy przypadł na mistrzostwa Europy rozgrywane u siebie. Historię jednak wszyscy znamy. Portugalczycy tworzyli historię, eliminując po kolei faworyzowanych Hiszpanów, Anglików i w końcu Holendrów. I gdy wydawało się, że w finale mają do pokonania najłatwiejszą przeszkodę, podopieczni Scolariego wyłożyli się na Grecji i czar prysł.
To był kres pewnej epoki i po tym, jak Luis Figo ogłosił odejście z reprezentacji po finale z Grecją, mogliśmy być pewni, że byli mistrzowie świata do lat dwudziestu swojej misji nie wykonali.
Teraz, a dokładnie na mistrzostwach Europy U-21, mamy do czynienia z tworzeniem się nowej, wspaniałej generacji portugalskich piłkarzy, którzy mają wszelkie papiery ku temu, aby zdominować światowy futbol w najbliższych latach.
Carvalho, Bernardo Silva, Cavaleiro, Horta, Raphael Guerreiro. Portugalia już przed turniejem robiła ogromne wrażenie i nietrudno było odnieść wrażenie, że tylko Niemcy będą w stanie powstrzymać. W grupie jednak szału nie było. Zwycięstwo z Anglią i remis z Włochami to rezultaty godne szacunku, ale o dominacji mowy być nie mogło. O wstydliwym spotkaniu ze Szwecją nie wypada się głębiej rozpisywać i pozostaje mieć nadzieję, że krytyka, jaka ich spotkała, wypleni z nich tendencję do tak cynicznych zachowań.
Okej, ale nie ma sensu moralizować młodych Portugalczyków. Skupmy się na tym, jak grają w piłkę, a że robią to znakomicie, udowodnił półfinał z Niemcami, gdzie zamiast wyrównanego spotkania dwóch najlepszych młodzieżowych ekip w Europie (?) mieliśmy do czynienia z prawdziwą egzekucją. Portugalczycy nie dali najmniejszych szans Niemcom i ter Stegen aż pięciokrotnie musiał wyciągać piłkę z bramki. Powtórzę. Bramkarz reprezentacji Niemiec i Barcelony wyciągający pięć razy piłkę z siatki? Przyznacie, rzadko spotykany obrazek.
Skupmy się jednak na bohaterach naszego artykułu, Portugalczykach. Jeżeli jeszcze macie wątpliwości, kto w najbliższych latach będzie rządził i dzielił w środku pola w całej Europie, odpowiedź jest już jasna – William Carvalho. Dlaczego? Bo to właśnie go należy uznać za lidera całej drużyny i zawodnika, który nadaje tej drużynie tempo i charakter. Dwukrotnie został wybrany zawodnikiem spotkania, a strzał, którym wykończył cudowną kontrę Portugalczyków w spotkaniu z Niemcami, na długo ostanie się w pamięci kibiców piłki młodzieżowej.
https://www.youtube.com/watch?v=EUTU9fHfFBg
88% skuteczność celnych podań, daje mu łączną liczbę 284 podań w całym turnieju, które znalazły swojego adresata. Idealne połączenie siły, umiejętności gry w defensywie i implikacji do gry w ofensywie czynią z niego zawodnika, którego już dzisiaj porównuje się do Patricka Vieiry i Yayi Toure. Nic więc dziwnego, że to właśnie angielskie kluby wymienia się najczęściej w kontekście jego nieuniknionego transferu. Jose Alvalade robi się dla niego trochę za małe. MVP całego turnieju? Bardzo możliwe, o ile nie przeszkodzi mu w tym…
… Bernardo Silva. Drugi motor napędowy portugalskiej maszyny. Również dwukrotnie wybrany zawodnikiem meczu, zdaje się się podążać drogą swojego piłkarskich idola – Rui Costy. Nic dziwnego, w końcu pozycja podobna i jak na klasycznego rozgrywającego, zestaw umiejętności raczej wszystkim szeroko znany. Zmysł do gry kombinacyjnej, świetna technika i zabójcza lewa noga. To wszystko młody Portugalczyk już ma. Co więcej, w tym roku okrzepł. Świetne występy w Lidze Mistrzów w barwach Monaco i aż dziewięć bramek w Ligue 1. Robi wrażenie, zwłaszcza że w tym roku będzie świętował dopiero 21. urodziny. Do tego świetnie współpracował z innym portugalskim internacjonałem – Joao Moutinho, czyniąc linię pomocy drużyny z Księstwa jedną z najefektywniejszych w Europie. Szukacie klasycznego playmakera? Zapraszam do oglądania.
https://www.youtube.com/watch?v=ZJVqhNUEHYo
Spójrzmy dalej. Na skrzydle nieopierzony Ivan Cavaleiro, którego formę jest trudniej przewidzieć od słońca na polskim morzem. Chimeryczny, aczkolwiek często odnajdujący się w tym swoim chaosie. W trakcie sezonu, był jedyną wartością dodaną w linii ofensywnej Deportivo i to on jako jedyny mógł stworzyć coś z niczego i jednym genialnym zagraniem przechylić szalę zwycięstwa na stronę ekipy z El Riazor. W Czechach błysnął dopiero w spotkaniu z Niemcami, niejako potwierdzając, że nie jest jeszcze w stanie zagrać kilku spotkań na najwyższym poziomie z rzędu. Nie zmienia to jednak faktu, że przyszłość przed nim. A przyszły sezon w Benfice będzie dla niego jednym z tych w rodzaju „make it or break it”.
To tylko trzy przykłady piłkarzy, którzy w przyszłości mogą odgrywać decydującą rolę w reprezentacji Portugalii. Można przecież jeszcze wymienić chociażby bramkostrzelnego lewego obrońcę Raphaela Guerreiro, który w zeszłym sezonie w barwach francuskiego Lorient strzelił aż siedem bramek (!). W ofensywie pozostają błyskotliwi Rafa Silva i Joao Mario, który na ME zdążył już strzelić dwie bramki. A nie zapominajmy jeszcze o tym, że alternatywą jest jeszcze Ruben Neves – genialnie uzdolniony defensywny pomocnik FC Porto, który ma już za sobą występy w pierwszym składzie „Smoków”.
Wygląda obiecująco i nietrudno uznać, że w Portugalii mamy właśnie do czynienia z narodzinami kolejnego „złotego pokolenia” piłkarzy. Sam Luis Figo docenił ostatnio występ Portugalczyków, dziękując i gratulując im sukcesu w Czechach na Twitterze.
Parabéns, miúdos! Estamos na final! #sub21 https://t.co/jU1yxs80JO
— Luís Figo (@LuisFigo) June 27, 2015
Nawet jeżeli podopieczni Rui Jorge’a nie pokonają dzisiaj Szwedów, to i tak powodów do zmartwień nie będzie. Ci piłkarze najlepsze mają jeszcze przed sobą i wydaje się, że to właśnie oni będą nadawać ton rywalizacji w Europie w najbliższych latach.
Fajny artykuł, ciekawe jak to wyjdzie z tą Portugalią i czy to pokolenie przejdzie osiągnie sukces.