Irlandczycy są mistrzami końcówek. Wywozimy punkt z Dublina


29 marca 2015 Irlandczycy są mistrzami końcówek. Wywozimy punkt z Dublina

Jeżeli będziemy szukali jakichś pozytywów po dzisiejszym spotkaniu, to do nich z pewnością należeć będzie to, że nie przegraliśmy i wciąż jesteśmy niepokonanym liderem grupy. Irlandczycy na zwycięstwo zasłużyli jak najbardziej, nasi na trzy punkty raczej nie. Remis można uznać za sukces – z Dublina wywozimy kluczowe oczko.


Udostępnij na Udostępnij na

Za nami półmetek kwalifikacji do mistrzostw Europy 2016. Polska wciąż jest liderem grupy D, jednak wymęczony remis nie ma prawa zadowolić żadnego kibica znad Wisły. Dlaczego broniliśmy się przez niemal 60 minut przeciwko drużynie, z którą mieliśmy wygrać i spokojnie pędzić po francuskiej autostradzie. Sytuacja się skomplikowała, jednak cały czas to my rozdajemy karty.

  1. To miała być rzeźnia. I była.

To było oczywiste – od miesięcy mówiło się o tym, że spotkanie Irlandii z Polską będzie istną masakrą. Przywoływano „derby” Wysp Brytyjskich, w których „The Boys in Green” kosili się ze Szkotami. Poziom brutalności był niesamowicie wysoki i to od ewentualnego bojowego nastawienia zależeć miało, czy z Dublina wywieziemy jakiekolwiek oczka.

Udało nam się wywieźć jedno – niestety okupiliśmy je stratami. W najbliższym meczu z Gruzją, po ostrym wejściu łokciem, nie zagra Kamil Glik. To konsekwencja obejrzanego żółtego kartonika. Polacy odstawali agresją od przeciwników. Irlandczycy od pierwszej minuty nie bali się grać ostro – każdy kolejny ostry faul kończył się zazwyczaj ostrą reprymendą ze strony sędziego oraz brakiem reakcji ze strony naszych zawodników. Jedynie gdy Sebastian Mila został uderzony w policzek, większość graczy ruszyła na przeciwników.

Szkoda, że arbiter pozwalał gospodarzom na tak dużo. Pytanie, czy nie gorsze jest to, że znowu nie potrafimy odpowiedzieć taką samą agresją?

  1. Wielkie powroty

Tak miała wyglądać poniedziałkowa okłada „Przeglądu Sportowego”. Jej aktualność skończyła się w 91. minucie meczu, gdy Shane Long wyrównał na 1:1.

Rzeczywiście było to dobre spotkanie w wykonaniu Sławka Peszki. Aktywny w defensywie, przyzwoity w ataku. Wreszcie udowodnił, że warto dać mu szansę – zrobił to pierwszy raz od dawna. Oby udowodnił kolejnymi meczami, że to nie jednorazowy „wybryk”, ale zdecydowanie coś więcej. Piłkarz 1. FC Koeln zasłużył na tytuł jednego z najlepszych (jeśli nie najlepszego) zawodnika naszej kadry. Warto również pamiętać, że w przypadku powrotu Kuby Błaszczykowskiego do kadry „Peszkin” może grać również na lewej pomocy.

Wszystko poszło zgodnie z planem również na lewej obronie. Obawialiśmy się występu Kuby Wawrzyniaka. W głowie mieliśmy to, że podobno „jest cienki” i zawalił gola z Niemcami. Sam zawodnik ma świadomość, że będzie to ciągnęło się za nim do końca. Dzisiaj pokazał, że wciąż jest w stanie grać na reprezentacyjnym poziomie. W oczy rzuciły nam się tylko dwa poważniejsze błędy zawodnika Lechii Gdańsk – w 38. i 69. minucie. Gdyby nie to, jego grę można uznać za bardzo dobrą.

Świetnie zagrał również Łukasz Fabiański, który „zremisował” to spotkanie kilkakrotnie, ratując nasz zespół przed utratą bramki. Parowanie piłek na słupki + odrobina szczęścia sprawiła, że i bramkarz Swansea City może być jednym z tych, który zasłużył na miano najlepszego zawodnika na boisku. I niech nikt nie mówi, że trafienie dla Irlandii było jego winą – „typowy Fajtłapski”? Niektórzy dość mocno upadli na głowę.

  1. Olkowski to jeszcze nie poziom reprezentacyjny

Wiele osób żartowało, że nieobecność Łukasza Piszczka będzie dużym problemem. Szczerze mówiąc, też nie traktowałem ich zbyt poważnie. Nasz drugi prawy obrońca świetnie radzi sobie w Kolonii, jednak w odróżnieniu od Sławomira Peszki nie przeniósł tego na boisko w Dublinie. Paweł Olkowski próbował i starał się grać na jak najwyższym poziomie – pomagać mu próbował drużynowy kolega, jednak tej bitwy nie udało nam się do końca wygrać. Prawa flanka była naszą bolączką, w szczególności w końcówce.

Zastanawiające jest jednak jedno – czy Paweł Olkowski jest słaby technicznie? Z pewnością nie – pokazuje to co tydzień w Bundeslidze. Wydaje mi się, że drugi raz z rzędu były piłkarz Górnika Zabrze nie wytrzymał mentalnie. Zabrakło mu tego, co pokazał dziś Łukasz Fabiański – pewności siebie. Zawodnik z Kolonii na pewno dostanie jeszcze niejedną szansę. Oby jednak nie pokazywał się zbyt często z tej strony co dziś.

Podobne wątpliwości możemy mieć do Maćka Rybusa, a za dzisiejszy mecz największe bury zbiorą najprawdopodobniej Tomasz Jodłowiec i kompletnie niewidoczny Arkadiusz Milik. Nie potrafiliśmy prowadzić gry, nie kreowaliśmy sobie sytuacji, a bronienie przez godzinę wyniku 1:0 musiało zakończyć się tragicznie.

  1. „Broniliśmy Częstochowy”

Kolejny raz nie było kolorowo. Polacy grali w piłkę tylko na początku spotkania i to tylko przez kilkanaście minut. Tak słabo nie było pod tym względem nawet z Niemcami, którym potrafiliśmy się odgryzać kilkakrotnie. Przez całą drugą połowę, która była kwintesencją fatalnej dyspozycji naszego zespołu, oddaliśmy „aż” jeden celny strzał (na cztery), podczas gdy Irlandczycy robili to trzy razy więcej.

Od razu przypomnieć mogła się sytuacja z meczu Legii z Trabzonsporem z tegorocznej edycji Ligi Europy. Legia broniła się całą drugą połowę. Z tą różnicą, że jej się to udało. Reprezentacji Polski już nie…

  1. Wyspiarze mistrzami końcówek

To jest zdanie, które jest powtarzane dzisiaj przez wszystkich. I nic dziwnego. Podopieczni Martina O’Neilla na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry wyrwali trzy oczka Gruzinom. Gola na wagę jednego oczka w czwartej ekstraminucie strzelił Niemcom O’Shea.Teraz punkty wyrwane są Polakom. Z ośmiu punktów zdobytych przez „The Boys in Green” aż pięć z nich wywalczyli w końcówce. Gdyby nie to, już dawno nie liczyliby się w walce o wyjazd do Francji. A tak? Wszystko jest wciąż możliwe.

[interaction id=”551871e47fdf079b4e17fb3e”]

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze