Jedenastka pierwszej kolejki ekstraklasy


22 lipca 2014 Jedenastka pierwszej kolejki ekstraklasy

No i w końcu sezon rozpoczęty. Jedni się cieszą, że będzie co oglądać, drugim to zwisa z tego samego powodu. Ale pierwsze mecze zaskoczyły, i to pozytywnie. Np. taka Legia potwierdziła swój gnój. Ale kilku graczy pokazało się z naprawdę dobrej strony, lecz wiadomo od lat, jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak samo jeden mecz nie czyni ich piłkarzami. Na razie jednak trafiają do jedenastki kolejki raczej zasłużenie.


Udostępnij na Udostępnij na

Bramkarz:

Arkadiusz Malarz (GKS Bełchatów) – doświadczony golkiper od lat gra na dość przyzwoitym poziomie i po świetnej karierze zrobionej w Grecji udowadnia swoją klasę w Polsce. Najpierw awansował z klubem do ekstraklasy, a teraz już na starcie zatrzymał „wielką” Legię. Ale skoro nawet amatorzy z Irlandii potrafili sobie radzić, to raczej trudno ocenić klasę. Nie można jednak odjąć Malarzowi jego zasług, bo spisywał się znakomicie między słupkami i dawał spokój linii defensywnej.

Obrońcy:

Błażej Augustyn (Górnik Zabrze) – znany od dawna i ciężko raczej zapamiętać, żeby utrzymywał wysoką formę na miarę jego talentu. Rozegrał wspaniały mecz w pierwszej kolejce i po niemrawym poprzednim sezonie ten na razie zaczyna się dla niego świetnie. W obronie nie dał się nikomu, a na dodatek strzelił ładną bramkę, zdobywając miano zawodnika meczu, jeśli nie kolejki.

Luis Henriquez (Lech Poznań) – w poprzedniej rundzie miał problemy, żeby w ogóle zagrać w obliczu całkiem dobrej formy Barry’ego Douglasa. Teraz Szkot dopiero dochodzi do siebie po kontuzji, a Panamczyk wskoczył na jego miejsce i spisał się znakomicie. Świetnie współpracował z Keitą, a na dodatek liczne rajdy lewą stroną zakończył dwoma asystami.

https://twitter.com/hamogg/status/490861073273454592

Paweł Baranowski (GKS Bełchatów) – wydawało się, że strata Macieja Wilusza to ogromny problem dla beniaminka, ale okazuje się, że w Bełchatowie mają czym go zastąpić. Nam w oko wpadł 23-latek, który w debiucie w ekstraklasie grał jak stary wyga. Ma predyspozycje, żeby podążyć drogą byłego kolegi z zespołu i zagościć u najlepszych nad Wisłą.

Pomocnicy:

Tomasz Nowak (Górnik Łęczna) – w przeszłości wyśmiewany, gdy nie wiadomo za co zagrał w kadrze, tym razem po czterech latach udowodnił za co. Jeździł wiślaków jak chciał i pokazał, że teksty typu „Górnik nie ma czym straszyć”  to zwykła gadka szmatka. Zdobył przepiękną bramkę, po której graczy z Krakowa zwyczajne zatkało.

Robert Pich (Śląsk Wrocław) – przychodził do Polski jako dobrze prosperujący Słowak. Pierwszą rundę miał niemrawą, a teraz w ciągu jednego spotkania zrobił więcej niż przez ostatnie pół roku. Jeździł po skrzydle jak Kubica po torze. Wcześniej nie zrobił nic, a teraz już na starcie zaliczył bramkę i asystę. We Wrocławiu bali się, że nie dadzą sobie rady bez Marco Paixao, ale Słowak godnie go zastąpił.

Dawid Kownacki (Lech Poznań) – młody piłkarz pokazuje, że niestraszny mu żaden inny zawodnik. Zachwycali się nim na wiosnę, a teraz już na początku pokazał dlaczego. Świetna dyspozycja pokazuje, że jeżeli dalej tak pójdzie, to młodzian wygryzie ze składu gwiazdorów. Strzelił bramkę, która tylko potwierdziła jego snajperski zmysł.

Michał Mak (GKS Bełchatów) – bliźniacy wydawali się największymi gwiazdami I ligi, ale martwiono się, jak poradzą sobie poziom wyżej. Im to jednak bez różnicy. Wbijali się do pierwszego składu, kiedy GKS spadał z ligi i wtedy pokazywali ogromne możliwości. Tym razem Michał troszkę lepszy, bo oprócz wielu rajdów zaliczył kluczową asystę.

Adam Frączczak (Pogoń Szczecin) – brak Marcina Robaka i Akahoshiego w szczecińskiej drużynie z reguły oznaczałoby dramat, ale tym razem nominalny obrońca przeszedł ciut wyżej i robił, co chciał. Mogłoby się wydawać, że w środku pola gra od dziecka. Kapitalne podania i przede wszystkim zmysł do dyktowania tempa gry pokazały jego uniwersalność. W końcówce strzałem z dystansu zapewnił trzy punkty.

Napastnicy:

Patryk Tuszyński (Jagiellonia Białystok) – grając w Gdańsku, miał chwilę przebłysku, gdy ładował bramki jak na zawołanie. Po chwilach chwały spadła jego forma i przeszedł ją odzyskać na wschód. Pokazał, że budowanie gwiazdozbioru bez niego było błędem. Użądlił swoich byłych pracodawców dwa razy i pozbył ich złudzeń, że pieniądze dadzą wszystko.

Vojo Ubiparip (Lech Poznań) – miałem przedziwne deja vu, czytając o jego trzech bramkach. Chwila przypomnienia i oczywiście. Poprzedni sezon zaczął też świetnie. Może nie tak jak teraz, ale trzy bramki w czterech spotkaniach dla gościa, który od lat jest w Polsce stałym bywalcem wszelkich lekarzy, to całkiem niezły wynik. Hattrick znowu o nim przypomina, ale poczekajmy kilka meczó, aż zaczniemy się na siłę zachwycać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze