Dziś wyjątkowo sam, to i forma będzie nieco inna. Trzeci weekend zmagań w naszej najlepszej, niezastąpionej, wspaniałej ekstraklasie za nami. Co się wydarzyło w poszczególnych spotkaniach? Zapraszam do lektury, przynudzał nie będę.
1) Małe derby, wielki mecz
Kolejkę zaczął mecz w Gliwicach – Piast podjął się zadania podjęcia Górnika Zabrze w małych derbach Śląska. Na gliwickim stadionie zobaczyliśmy świetne widowisko, kawał dobrej rozrywki. Tak powinna zaczynać się każda kolejka – nie byłoby problemów z dotrwaniem do poniedziałku. Najlepszym zawodnikiem meczu był Martin Nespor. Jego występ był niczym Johnny Bravo – po prostu ładny. W 53. minucie Czech mógł zdmuchnąć świeczkę z tortu – debiutancki gol był już za nim. Później dołożył jeszcze jedno piękne trafienie i został bohaterem Piasta. Wynik 3:2 był dowodem indolencji strzeleckiej (sic!) w szeregach Górnika, który mógł wykorzystać jedną z miliona okazji do zdobycia bramki. A tak to ze szczęścia latał Radoslav Latal.
2) Brygada kryzys
Lechia Gdańsk nie potrafi wygrzebać się z marazmu. Oczywiście wciąż za wcześnie na jakiekolwiek konstruktywne wnioski, ale z takimi nazwiskami zespół z Pomorza powinien grać jednak znacznie lepiej. Koksem meczu znów był Łukasz Zwoliński, który wyrasta na poważnego kandydata do walki o koronę króla strzelców. Postęp, jaki zrobił ten chłopak, jest niebywały. W Gdańsku powinni cieszyć się z Adama Buksy – jego debiutanckie trafienie w ekstraklasie poprzedził przecież gol wbity Juventusowi. Ten pan może być odkryciem ligi.
3) Pasiasty koń ligi?
Bo przecież nie czarny… Cracovia pokazuje, że może coś z niej być w tym sezonie. Szósta wyjazdowa wygrana z rzędu, ciągle brak porażki za kadencji Zielińskiego. To naprawdę może być drużyna na puchary. Choć pewnie i tak w końcu spuchnie. Ale Jagiellonia w zeszłym sezonie też spuchnąć miała, a do końca była zwinna jak sarenka. Co do samego meczu. Covilo nadal jest świetny, Cetnarski świetny stał się za kadencji Jacka Zielińskiego. W Podbeskidziu zadebiutował szumnie zapowiadany Lazarus. Najgorszy nie był, możliwe więc, że i w drugiej lidze słowackiej czai się zło talent. Zepsuł się Kato – po dwóch meczach uświadomił sobie, że jest w Podbeskidziu i dostosował się formą do reszty.
4) Wisła zatopiła „Kolejorza”
Ach, te metaforyczne tytuły. W sobotę widzieliśmy zardzewiały hit ekstraklasy, okazuje się jednak, że i pod warstwą tlenku żelaza można znaleźć skarb. W Krakowie tym skarbem okazał się Rafał Boguski, który przypomniał sobie, że kopiąc piłkę w kierunku bramki, można zdobyć gola. I zdobył nawet dwa. Po tym meczu natychmiast pojawiły się w mediach informacje o kryzysie Lecha (u nas też będzie!), bo skoro przegrali z Wisłą, to kaplica i mogiła. Tymczasem „Biała Gwiazda” to wciąż niepokonana w tym sezonie drużyna – chyba jednak trzeba będzie się z nią liczyć, dopóki nie upadnie (odpukuję w niemalowane).
5) Szczęśliwej drogi już czas
Tak pewnie śpiewano w Białymstoku, licząc, ile zarobiła „Jaga” na transferach Tuszyńskiego i Dzalamidze do Turcji. Sam mecz z Zagłębiem szczęśliwie się nie ułożył – w końcu domowa porażka z beniaminkiem boli. Widowisko było więcej niż sympatyczne, trzymało w napięciu do ostatniej minuty (jak zawsze w przypadku Jagiellonii). Postacią pierwszoplanową był Maciej Gajos, który do bramki dołożył zmarnowanego karnego. Przy golu pomocnika drużyny z Białegostoku fenomenalnie zachował się asystujący Łukasz Sekulski. Jak okrzepnie w tej lidze, możemy być świadkami narodzin trzeciego z rzędu świetnego napastnika (w ligowych realiach rzecz jasna), który wystrzelił w „Jadze”. W Zagłębiu klasę pokazał wchodzący z ławki Vlasko – piłkarzy z takim luzem w grze zawsze miło się ogląda. Tak miło, jak oglądało się całe spotkanie.
6) Dramat w trzech aktach
Tak po trzech kolejkach można określić grę beniaminka z Niecieczy. Tym razem Termalica pozwoliła przełamać kryzys Śląskowi Wrocław. Drużyna Pawłowskiego niespecjalnie musiała się wysilać, by wygrać z piłkarzami Mandrysza. Wydarzeniem meczu był pierwszy gol Kamila Bilińskiego w barwach nowej (i starej zarazem) drużyny. Jednym słowem – chcesz się przełamać, czekaj na przyjazd Niecieczy do Twojego miasta.
7) Generał Bem byłby dumny…
…widząc, jak zaczyna się kariera Nemanji Nikolicia na polskich boiskach. Węgier znów na luzie wbił dwie bramki i ucieka swoim rywalom kandydującym do tytułu miss króla strzelców naszej ligi. Forma Węgra z serbskim paszportem jest uosobieniem formy całej Legii. W tej chwili warszawianie nie przejmują się kolejnymi rywalami. Na Łęcznej przejechali się w taki sposób, żeby się zbytnio nie przemęczyć. Z bardzo dobrej strony pokazywał się Guilherme. Brazylijczyk znów cieszy siebie i kibiców swoją grą, oby tak dalej. W Łęcznej zwracał uwagę Grzegorz Piesio – jedyny w tym meczu był zdolny do nieszablonowych zagrań niebędących równocześnie nieszablonowymi stratami piłki. Za to cześć i chwała.
8) Kontrowersyjnie w Kielcach na dobry koniec
Dobry koniec? Zapytaj kibiców Korony! Po ewidentnym spalonym zwycięską bramkę zdobywa debiutujący w drużynie Stępiński. Mecz stał na nie najgorszym jak na poniedziałek poziomie. Co było szokujące? Michał Przybyła zakończył mecz bez gola – ostatni taki mecz przytrafił mu się w maju 2014 roku. Poważnie. Ruch te nie jest taki ostatni, jak się wydawało. Waldemar „Magik” Fornalik. Ciekawe, co czuje Maciej Iwański, który miał być liderem zespołu i nowym Starzyńskim, po tym, jak okazało się, że drugi „Figo” grzecznie czekał na szansę w rezerwach. Na pewno wietrzy w tym wszystkim jakiś spisek.
Jedenastka kolejki według iGola: