Patryk Motyka, Michał Kołodko

Liga będzie ciekawsza – osiem wniosków po 34. kolejce T-ME


26 maja 2015 Liga będzie ciekawsza – osiem wniosków po 34. kolejce T-ME

Za nami czwarta kolejka dodatkowej fazy T-ME. Sytuacja powoli zaczyna się klarować, niemniej jednak prawdopodobnie będziemy świadkami dużych emocji – zarówno na szczycie, jak i dnie ligowej tabeli. Oto osiem spostrzeżeń po 34. kolejce naszej rodzimej ligi.


Udostępnij na Udostępnij na

1) Skuteczny fortel Osucha, mecz nie wart ceny biletu

Przypomnijmy – właściciel Zawiszy podniósł cenę biletów na ten mecz do 200 złotych, aby zapobiec najazdu radykalnych kibiców, chcących dopingować bramkarza Górnika Łęczna – Sergiusza Prusaka. Pomysł właściciela okazał się skuteczny – na stadionie panowała spokojna atmosfera, kibice dopingowali Zawiszę. Prusak był wygwizdywany przy każdym kontakcie z piłką. Jeśli chodzi o samo spotkanie, z pewnością nie było warte wydania 200 złotych. W Zawiszy króluje ostatnio Alvarinho, który zdobył swoją ósmą bramkę w sezonie. Gdyby bydgoszczanie, na boisku lepsi od gości, wytrzymali ostatnie minuty, opuściliby wreszcie strefę spadkową. Ta sztuka się nie udała, choć i tak najważniejsze będzie to, kto znajdzie się na dwóch ostatnich miejscach po ostatniej kolejce. Z obrazu gry widać, że podopieczni Mariusza Rumaka na spadek nie zasługują. Górnik Łęczna po zdobyciu tego jakże cennego punktu znajduje się w bardzo przyzwoitej sytuacji. Remis ekipie Szatałowa zapewnił przeżywający swoją czwartą młodość kapitan Velijko Nikitović. Od serbskiego pomocnika znów zależy w Łęcznej najwięcej – tak samo jak dekadę temu, gdy swoją grą podbił serca kibiców klubu z Lubelszczyzny.

2) Trafiła kosa na… scyzoryk

TME Legia Warszawa - Cracovia Kraków
Jakub Rzeźniczak; Deniss Rakels (fot. Grzegorz Rutkowski)

Faworyt meczu był tylko jeden i były nim „Pasy”. Korona postawiła jednak bardzo zacięty opór i ostatecznie wywiozła cenny punkt z trudnego terenu. Kielczanie odżyli po powrocie na ławkę trenera Tarasiewicza. Wreszcie dobry mecz rozegrał lider zespołu – Olivier Kapo. Był wszędobylski, elegancko rozgrywał piłkę i po jego strzale piłka znalazła się na słupku bramki strzeżonej przez Krzysztofa Pilarza. Jeśli któraś z drużyn była bliższa zwycięstwa, to byli to goście, sęk w tym, że remisy mogą nie wystarczyć do utrzymania w ekstraklasie. Cracovia zmarnowała szansę na pozbawienie pracy matematyków – przy kilku bardzo niekorzystnych wynikach wciąż może spaść z ligi. Jeśli chodzi o wnioski z meczu – Cracovia wreszcie ma w składzie kogoś, kto potrafi zdobywać dwucyfrową liczbę goli na sezon. Deniss Rakels ma na koncie 11 bramek, czym przebił wynik ostatniego „dwucyfrowego” w barwach „Pasów”, czyli Dariusza Pawlusińskiego. Grający obecnie w Rakowie Częstochowa zawodnik dokonał tego w sezonie 2008/2009. Sześć lat bez napastnika – to i tak sukces, że w tym czasie Cracovia spadła z ligi tylko raz.

3) Śląsk odpada z walki o tytuł

Górnik przyjeżdżał do Wrocławia jako ten, który nic nie musi, tylko coś może. Śląsk natomiast po zakończeniu rundy zasadniczej z pewnością liczył na puchary i – kto wie–  może nawet na mistrzostwo. Teoretycznie zadanie było ułatwione, bo wrocławianie mieli za sobą mecze z drużynami z pierwszej trójki. Dziś już wiemy, że z mistrzostwem mogą oficjalnie się pożegnać. Wyniki rywali sprawiają jednak, że o LE wciąż mogą marzyć. W pierwszej połowie oglądaliśmy bardzo słabe zawody, do przerwy nie padł żaden celny strzał: nic dziwnego, że kibice WKS-u postanowili nie przychodzić na jego spotkania. W drugiej części gry po ładnym golu Paixao gospodarze myśleli, że trzy punkty mają w kieszeni, ale w samej końcówce do remisu doprowadził Bartosz Iwan. Ciekawostka: na trybunach pojawił się Mark Hateley, ojciec Tona, były reprezentant Anglii, a aktualnie szef skautów Glasgow Rangers. Poziomem meczu starszy Hateley z pewnością mógł być zawiedziony. Przyznał jednak, że jego syn chce zostać we Wrocławiu, gdzie bardzo się rozwinął i czuje, że nadal jest w stanie notować progres.

4) Legia bardziej polska

Mistrz Polski ma ostatnio wyraźnie problemy: przegrana z Lechem, remis ze Śląskiem i wygrana z Jagiellonią po bardzo dyskusyjnym karnym z samej końcówki to nie jest to, na co liczyli kibice klubu z Ł3 przed rozpoczęciem rundy finałowej. Po serii niepowodzeń trener Berg postanowił zamieszać trochę w składzie, sadzając na ławce m.in. Ondreja Dudę. Powodem tych zmian były także kontuzje i kartki. W ten sposób Legia przystąpiła do meczu z Pogonią z dziewięcioma Polakami w podstawowym składzie. Od początku wiadomo było, że to mistrz Polski jest faworytem, ale Pogoń nie zamierzała łatwo oddać trzech punktów. Portowcy długo bronili się przed atakami rywala, jednak goście w końcu dopięli swego. Zwycięstwo po raz drugi z rzędu zapewnił „Wojskowym” Orlando Sa, który do tej pory nie znajdował uznania w oczach norweskiego menadżera. Henning Berg chyba w końcu zrozumiał, że Portugalczyk daje swojej drużynie bardzo wiele. Legia straciła pewne automatyzmy, które stara się nadrabiać zaangażowaniem i ciężką harówą na boisku. Jej gra pozostawia jednak wciąż sporo do życzenia. Trener Berg boi się, że po zeszłotygodniowych wydarzeniach w Warszawie arbitrzy będą sędziować pod dużo większą presją. Fakt jest taki, że CWKS wciąż plasuje się na drugim miejscu, i dopóki Lech nie straci jakichś punktów, Warszawa będzie musiała odesłać swoją koronę do Poznania.

5) „Jaga” – mistrz końcówek

Jagiellonia to chyba najbardziej pokrzywdzona przez sędziów drużyna tego sezonu. Po ostatnich kontrowersjach na Legii nastroje w ekipie Michała Probierza mogły być dość słabe. Widać było zresztą, że w spotkaniu z Wisłą gra „Jagi” nie wyglądała najlepiej. W sobotę to „Biała Gwiazda” była lepsza, ale co z tego, skoro nie potrafiła wykorzystywać swoich sytuacji i utrzymać koncentracji do końcowych minut? Bardzo dobrą zmianę dał Nika Dzalamidze, który swoimi świetnymi zwodami wypracował oba gole. Przy pierwszym znowu niezawodny okazał się Tudzyński: był to pierwszy celny strzał gospodarzy w całym meczu! Przy drugim, jak pokazały powtórki, na niewielkim spalonym znajdował się Jan Pawłowski, czego nie zauważyli sędziowie. Może los zacznie w końcu sprzyjać „Pszczółkom” i bilans niekorzyści się wyrówna? Pewne jest to, że Jagiellonia po raz kolejny pokazała, że potrafi grać do końca. Bramka Pawłowskiego była już 10. zdobytą przez Dumę Podlasia po 85. minucie gry. Wiary swoim pupilom dodawali też kibice (szczególnie po golu Tuszyńskiego), którzy z okazji akcji #Wszyscywpasiakach wypełnili do ostatniego krzesełka stadion przy ul. Słonecznej w koszulkach w żółto-czerwone paski. Dzięki tej wygranej „Jaga” wciąż może marzyć o mistrzostwie, choć jeśli weźmiemy pod uwagę terminarz Lecha, będzie o nie trudno.

6) Nie siłą, lecz techniką…

Piast Gliwice objął prowadzenie w grupie spadkowej T-Mobile Ekstraklasy po pokonaniu u siebie Podbeskidzia Bielsko-Biała. Najlepszym zawodnikiem ekipy Latala znów był Konstatin Vassilijev. Estończyk co prawda nie zdobył tym razem bramki bezpośrednio z rzutu wolnego, trafił jednak po akcji i zanotował asystę (z wolnego, a jakże), gdy po błędzie Zajaca bramkę zdobył Hebert. Pierwsza połowa była bardzo słaba w wykonaniu obu drużyn. W drugiej widzieliśmy naprawdę dobrze dysponowanego Piasta, który mógł i powinien (niepodyktowane karne po dwóch faulach na Kamilu Wilczku) zdobyć więcej bramek. Bielszczanie atakowali bez pomysłu, dopiero w końcówce byli w stanie mocniej przycisnąć gliwiczan. Efektem była pierwsza bramka wprowadzonego na boisko kilka minut wcześniej Idrissy Cisse w ekstraklasie. Piast jest w niezwykle komfortowej sytuacji – jeden punkt w trzech ostatnich meczach gwarantuje utrzymanie. Podbeskidzie ostatnio prezentuje się bardzo słabo – zdobywa średnio punkt na mecz, odkąd trenerem jest Kubicki. Jeśli tendencja zostanie zachowana, może to nie wystarczyć do utrzymania, które wydawało się pewne już od dawna.

7) Gostomski ratuje lidera

Po sobotniej wygranej Legii w Szczecinie Lech Poznań nie miał innego wyjścia, jak tylko wygrać z Lechią. Początek meczu nie przysporzył zbyt wielu emocji 24000 kibiców siedzącym na trybunach. Pomimo agresywnego początku gospodarzy to lechici jako pierwsi zdobyli bramkę. W drugiej połowie po wielbłądzie Rafała Janickiego Szymon Pawłowski wpakował po raz drugi piłkę do siatki rywali i wydawało się, że było pozamiatane. Wtedy kontuzji doznał pewnie grający Burić, czerwoną kartką ukarany został Dariusz Formella, a rzut karny wykorzystał Stojan Vranjes. Ostatnie minuty spotkania to szalone ataki Lechii i gdyby nie piękna parada (być może sezonu) Gostomskiego, kto wie, czy to nie Legia byłaby teraz bliżej mistrzostwa. Maciej Skorża już raz na tym stadionie się potknął, gdy w 2012 roku właśnie z „Wojskowymi” stracił lidera, co kosztowało go utratę mistrzostwa. Generalnie rzecz biorąc, hit nie zawiódł, jeśli chodzi o emocje. Trochę gorzej było pod względem sportowym…

8) Może by tak zwalniać Kieresia co kolejkę?

Michał Mak GKS Bełchatów
Michał Mak GKS Bełchatów (fot. gksbelchatow.com)

Pytanie, choć brzmi absurdalnie, wydaje się zasadne. Kolejny powrót trenera Kieresia do roli szkoleniowca GKS-u Bełchatów wypadł więcej niż przyzwoicie. „Brunatni” ograli na wyjeździe bardzo solidny Ruch Chorzów 4:2 i zrównali się punktami z Zawiszą Bydgoszcz. Wszystkie gole dla gości zdobył Arkadiusz Piech, który nie okazywał radości po żadnej ze zdobytych bramek – Ruch to klub, któremu napastnik zawdzięcza zdecydowanie najwięcej. Wypożyczony z Legii zawodnik jest jesienią równie skuteczny co… Kamil Wilczek – obaj zdobyli w tym roku jedenaście bramek. Kamil Kiereś zdecydował się na spore przetasowania w składzie – czterech ważnych zawodników (Telichowski, Baran, Ślusarski i Sawala) zostało przesuniętych do rezerw, a Trelę w bramce zmienił Emilijus Zubas. Wszystko to poskutkowało odmienionym Bełchatowem, który grał na luzie – nie miał już nic do stracenia. Ruch rozegrał słabszy mecz i trener Fornalik musi pokombinować, w jaki sposób dotrzeć do zespołu. Przewaga nad miejscami spadkowymi jest dość bezpieczna (wynosi cztery punkty), ale sytuacja nie jest jeszcze komfortowa.

11 kolejki według iGol.pl:

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze