Młode wilki TME: Karol Linetty


Jeśli ktoś jest zdania, że w Polsce nie rodzą się duże talenty, to musi zacząć uważnie obserwować naszą ligę. Przypadek Arkadiusza Milika, który wyjechał pracować na własne nazwisko do Leverkusen, jest najlepszym dowodem na to, że z młodzieżą nie jest u nas tak źle. Odosobniony przykład? Absolutnie nie. Młodych wilków głodnych piłkarskiej sławy jest znacznie więcej.


Udostępnij na Udostępnij na

W poszukiwaniu kolejnej potencjalnej gwiazdy pojechaliśmy do Poznania. Tutaj trenuje na co dzień Karol Linetty, uważany za jeden z największych talentów młodego pokolenia. Co ciekawe, nie jest to chłopak, który zawsze miał w życiu z górki i któremu od razu była pisana wielka kariera. Nie była i może nie będzie, ale w tej chwili wszystko zapowiada się znakomicie. A zaczęło się w wielkich bólach.

Damasławek – mała miejscowość położona około 80 kilometrów od Poznania. To tam młody Karol najpierw podglądał starszych kolegów, a gdy skończył dziesięć lat, zaczął uczęszczać na treningi. Jego pierwszym klubem był miejscowy Sokół, choć trzeba przyznać, że czas spędzony na zajęciach piłkarskich był niewielki w porównaniu z tym, jaki chłopiec poświęcał na grę w piłkę. W większości były to samotne zabawy z futbolówką, ale to właśnie one ukształtowały technikę młodego Karola. Linetty miał po prostu ogromną satysfakcję, że może trochę pokopać, oprócz tego był pojętnym uczniem, więc podpowiedzi trenera juniorów Sokoła nie szły na marne. Wystarczył rok, by utalentowanego zawodnika porwał wielki Lech Poznań.

Poznań to wielkie miasto, w którym skromny chłopiec przez dłuższy czas nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Piłkarsko oczywiście nie zawodził, szybko przekonywał do siebie trenerów poszczególnych drużyn młodzieżowych i niemal w każdej z nich lśnił jasnym blaskiem. Jednak rówieśnicy z bogatych poznańskich rodzin, być może przez zazdrość, nie chcieli go zaakceptować. Młodemu chłopakowi wypominano pochodzenie, śmiano się z jego nazwiska, drwiono też z jego butów. Może chodziło o to, że był cichy, za skromny jak na tamtejsze środowisko, a może właśnie o to, że jest aż tak dobry, mimo iż pochodzi ze wsi i nie ma pieniędzy.

Jego rówieśnicy często pochodzili z zamożnych rodzin i wyśmiewali go tylko dlatego, że jego korki kosztowały nie tysiąc, ale 50 złotych. Nazywali go wieśniakiem, dali mu popalić. Najgorzej było na obozach. Na jednym trzech chłopców zostało nawet wyrzuconych za maltretowanie Karola – wspominała matka Karola, Elżbieta Linetty, w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Linetty nie miał wielu przyjaciół, z kolegami z drużyny trudno było mu znaleźć wspólny język, jednak boisko było boiskiem. Tu zawsze miał argument, który brał górę nad resztą świata. Ostatecznie został w Poznaniu, choć były momenty, kiedy dzwonił do domu z płaczem i chciał zrezygnować z gry w Lechu. Występując w klubie z ulicy Bułgarskiej, szybko wpadł w oko trenerom młodzieżowej reprezentacji Polski, w której zaliczał kolejne kategorie wiekowe. Znów okazał się na tyle dobry, by nie umknąć uwadze skautów, tym razem zagranicznych. Karol Linetty był o krok od Anderlechtu Bruksela. Piłkarz był związany z Lechem kontraktem juniorskim, który wygasał w 2012 roku. Doskonale wiedzieli o tym skauci Anderlechtu, więc przedstawili rodzicom zawodnika propozycję umowy. Media donosiły też o zainteresowaniu innych klubów, stawiając na pierwszym miejscu Borussię Dortmund, jednak wówczas rodzice Karola nie chcieli myśleć o wyjeździe syna za granicę. Elżbieta Linetty wyjaśniła całą sytuację na łamach „Przeglądu Sportowego”. – Kontrakt z Belgii mieliśmy na skrzynce mailowej, Belgowie naciskali, by go podpisać. Oczywiście Karol się tym zachłysnął. Ale my powtarzaliśmy mu, że to jeszcze nie pora, że powinien jeść małą łyżką, by się nie zakrztusić.

Opłaciło się. W październiku młody pomocnik pojawił się w drugiej części meczu towarzyskiego z HSV Hamburg. Na tle piłkarzy występujących na co dzień w Bundeslidze junior z Damasławka spisał się całkiem przyzwoicie. Wszedł na boisko w drugiej połowie, zmieniając Rafała Murawskiego. Starał się być aktywny, szukał gry, wymienił kilka podań i ogólnie zostawił po sobie pozytywne wrażenie. Po spotkaniu trener Lecha, Mariusz Rumak, pochwalił młodych piłkarzy, szczególnie wyróżniając jednego gracza. – To młodzi zawodnicy, którzy będą stanowić o przyszłości Lecha, ale Linetty pokazał dzisiaj, że właściwie już jest gotowy do gry w ekstraklasie. Na ligowy debiut Karol musiał jednak jeszcze trochę poczekać.

W listopadzie 2012 roku nasz bohater zadebiutował w ekstraklasie i to nie z byle kim, bo z Wisłą Kraków. Młodzian wszedł na boisko w 60. minucie w miejsce Szymona Drewniaka i pokazał, że jest zawodnikiem kreatywnym i walecznym. Nie było widać, że ma zaledwie 17 lat i właśnie debiutuje na szczeblu ekstraklasy i w ogóle w dorosłej piłce. – Debiut w wygranym meczu bardzo cieszy. Zawsze kiedy trener włącza do meczowej kadry, trzeba być gotowym na wyjście na boisko. Tak też było dzisiaj. Cieszę się, że udało mi się zagrać i wygrać z takim rywalem jak Wisła Kraków, bo uważam ją za dobrą drużynę. Kiedy wchodziłem na murawę, byłem trochę zdenerwowany, ale to u mnie nic nowego i dziwnego. Dość szybko przekonałem się, jak gra się w ekstraklasie, ale piłka to nie szachy i trzeba być gotowym na twardą walkę – powiedział nasz bohater po wygranym meczu z Wisłą.

Na kolejny występ czekał zaledwie tydzień. W pojedynku z Widzewem Karol znów zaliczył pół godziny, zastępując tym razem Mateusza Możdżenia. Na dziesięć minut przed końcem urodzony w Żninie zawodnik przeprowadził ładną akcję, wymieniając piłkę z Drewniakiem i Murawskim i posyłając efektowne podanie do Ubiparipa. Serb nie wykorzystał szansy, ale w porę pojawił się Murawski, który wykończył akcję celnym strzałem, zapewniając „Kolejorzowi” zwycięstwo 1:0.

Dla Lecha kulminacyjnym momentem każdego sezonu jest mecz z Legią. Początkowo wydawało się, że utalentowany pomocnik znów zasiądzie na ławce rezerwowych. Trener Mariusz Rumak dawał sprzeczne sygnały, ale media przeczuwały, że Linetty może wyjść w pierwszym składzie. Tak też się stało. Karol rozegrał pełne 90 minut i był uczestnikiem totalnego rozmontowania poznańskiej lokomotywy. Legia wygrała 3:1 w stylu, który – delikatnie mówiąc – chluby „Kolejorzowi” nie przynosił. Jedynym pozytywnym aspektem był całkiem udany występ Linettego. – Uważam, że Karol Linetty rozegrał dobre spotkanie, zwłaszcza jak na pierwszy raz w pierwszym składzie. Wykonał kluczowe podanie w sytuacji, gdy padł dla nas gol. Mam nadzieję, że tą drogą będzie podążał dalej – powiedział po spotkaniu z Legią Mariusz Rumak.

Wygląda na to, że młody pomocnik przekonał do siebie trenera, bo ten stawiał na niego od pierwszej minuty w meczach z Podbeskidziem i Koroną Kielce, posadził go na ławce jedynie w pojedynku ze Śląskiem Wrocław. Piłkarz odwdzięczył się dobrą grą, robił to, co potrafi najlepiej, czyli starał się nieszablonowo rozgrywać akcje ofensywne. Dobra technika, kreatywność i dokładne podania – jest z tego materiał na rozgrywającego wysokiej klasy. Karol nie jest wyłącznie zawodnikiem o profilu ofensywnym, bo dobrze radzi sobie też w odbiorze piłki. Kolejne oferty to kwestia czasu, bo Anderlecht czy Borussia na pewno śledzą rozwój piłkarza i są pod wrażeniem jego postępów. Za granicę jednak mu się nie spieszy.

Talent pomocnika poznańskiego Lecha docenia także trener młodzieżowej reprezentacji Polski, Marcin Dorna. Według niego młodemu graczowi dużo dał występ w meczu z warszawską Legią. Jeśli poszperamy w kartach historii, to okaże się, że tak młody zawodnik bardzo dawno nie rozegrał pełnych 90 minut w spotkaniu o tak wielkim znaczeniu, więc trener Dorna wie, co mówi. – Jego kariera nabrała rozpędu. To, co pokazał na boisku w ostatnich meczach, oceniam bardzo pozytywnie. W pojedynku z Legią wziął udział w akcji, po której padła bramka dla Lecha, nie popełnił rażących błędów. Występowi Karola towarzyszyły spore oczekiwania i myślę, że zebrał kolejne bezcenne doświadczenie na poziomie ekstraklasy. Szczególnie w przypadku spotkania tego gatunku, z 40-tysięczną publicznością – mówił młody szkoleniowiec w wywiadzie dla „Piłki Nożnej”.

Czy Linetty zrobi karierę w dorosłym futbolu? Tego nikt nie zagwarantuje. Jednak coś podpowiada, że jeśli zdrowie dopisze, to za parę lat selekcjoner reprezentacji Polski będzie wpisywał jego nazwisko w protokole meczowym. Na pewno Karol ma predyspozycje do tego, by stać się pomocnikiem klasy reprezentacyjnej, nawet międzynarodowej. W jego przypadku przepis na sukces to ciężka praca i chłodna głowa. Talent ma, odporność psychiczną również, to już udowodnił wszystkim niedowiarkom. Teraz tylko praca, praca, praca…

Artykuł ukazał się na blogu Oddech Futbolu

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze