Po słabym lutym czas na zwycięski marzec


1 marca 2015 Po słabym lutym czas na zwycięski marzec

Podbeskidzie przyjechało do stolicy w okresie, w którym stołeczna ekipa przeżywała dołek formy. Mistrz Polski nie wygrał przecież żadnego spotkania na wiosnę, a podejmował ku temu aż pięć prób. W szóstej podopieczni Henninga Berga chcieli wrócić na zwycięską ścieżkę, celując w komplet oczek, jaki był do zdobycia zimnego niedzielnego wieczoru przy Łazienkowskiej. I tego też dokonali, co przy porażce Jagiellonii tego samego dnia w Białymstoku z Koroną daje Legii bezpieczną przewagę czterech punktów nad resztą stawki.


Udostępnij na Udostępnij na

Co mogło niepokoić Legię? Na pewno bilans, jaki trener przyjezdnej drużyny, Leszek Ojrzyński, miał w starciach z gospodarzami spotkania. Na sześć  z „Wojskowymi” były szkoleniowiec Znicza Pruszków czy Korony Kielce wygrał aż cztery. Haczyk jest taki, że wszystkie wygrane mecze miały miejsce wówczas, gdy Ojrzyński i jego ekipy pełniły rolę gospodarzy, w Warszawie ten trener nigdy nie wygrał. Inną statystyką, która nie sprzyjała przyjezdnym, była taka, że prowadzący spotkanie sędzie Paweł Gil już dwukrotnie prowadził mecze Podbeskidzia Bielsko-Biała w obecnej kampanii i oba zakończyły się nie po myśli „Górali”.

Mecz rozgrywany 1 marca doczekał się także odpowiedniej ku takiej okazji oprawy meczowej. Jak wiadomo, tego dnia obchodzimy dzień pamięci Żołnierzy Wyklętych, czyli ludzi, którzy po zakończeniu drugiej wojny światowej nie uznawali naszego kraju za niepodległy i nadal zwalczali władze, tym razem komunistyczne. Często stwarzali bardzo szkodliwe dla komunistów akcje, więc ci rozkręcili machinę czarnego PR-u wokół tych żołnierzy. Pominę już fakt, że za swe czyny Żołnierze Wyklęci płacili często życiem. Ich walkę doceniono dopiero ponad siedemdziesiąt lat później, gdy Sejm w  2010 uchwalił projekt o wprowadzeniu dnia pamięci, który dziś obchodzimy.  Z tej okazji kibice zasiadający przy słynnej „Żylecie” zaczęli mecz od prawdziwego show.

Pamięć żołnierzy wyklętych uczcił także trener zespołu gości. Trener Podbeskidzia przed meczem powiedział: – Jestem patriotą i uważam, że trzeba darzyć szacunkiem tych bohaterów, którzy oddali swoje życie za wolność, której nigdy nie zobaczyli. W ramach uczczenia ich pamięci Ojrzyński przez cały mecz miał na ramieniu biało-czerwoną opaskę.

Sam mecz nie był szczególnie trudny dla Legii. Mogło się wydawać, podążając dość logicznym tokiem rozumowania, że piłkarze z Łazienkowskiej znów mogą mieć problemy, tym razem z powodu ilości spotkań rozgrywanych ostatnio. W czwartek przecież grali na własnym obiekcie wyczerpującą konfrontację z Ajaxem Amsterdam. Niełatwo po meczu z rywalem o tak uznanej marce, działającej na wyobraźnie wszystkich kibiców na świecie, zejść na ziemię i skupić się na starciu z klubem z Bielska-Białej.

Kluczem do zwycięstwa gości miała być, rzecz jasna, skuteczna obrona. Defensywne nastawienie przyjezdnych było tak samo pewne jak to, że wybierając się na Saharę, ujrzymy piasek. I tu tkwi klucz do wyjaśnienia przyczyn porażki PB-B. Szybko stracona bramka, bo już w 12. minucie, wytrąciła zespół z obranego planu, wizji rozegrania spotkania. Zresztą przyznał to później sam Ojrzyński, mówiąc, że grając przeciwko takiej drużynie jak Legia, trzeba się wykazać żelazną dyscypliną, mieć trochę szczęścia i zrobić wszystko, aby nie stracić pierwszym bramki. A Podbeskidzie nie spełniło żadnego z tych trzech warunków. Jedyne zagrożenie, z jakim przyszło się zmierzyć Dusanowi Kuciakowi, to uderzenie w słupek po nieszablonowym  rozegraniu rzutu rożnego w wykonaniu Marka Sokołowskiego.

Najciekawszą kwestią meczu jest chyba pierwsze na najwyższym ligowym poziomie w Polsce trafienie Adama Ryczkowskiego. 17-latek otworzył wynik spotkania, ułatwiając swoim kolegom zainkasowanie trzech punktów. Rozczarowania? Przede wszystkim Michał Masłowski, który był kompletnie niewidoczny przy konstruowaniu akcji, nie wnosił w tym elemencie gry, do którego został wyznaczony, niczego cennego, co nie uszło uwadze Berga, który zmienił zimowy nabytek warszawiaków już po 50 minutach gry.

To była też strategiczna wygrana. Ta kolejka  mogła przecież zakończyć się w ten sposób, że na czele tabeli widzielibyśmy Jagiellonię, ale przebieg meczu w Białymstoku przebiegł po myśli mistrzów Polski i teraz mają cztery punkty przewagi nad ekipą Michała Probierza. W obliczu wyjazdu do Wrocławia na mecz ligowy to komfortowa zaliczka, pozwalająca na mniejsze czy większe wpadki bez konsekwencji dla pozycji w tabeli.

Po odpadnięciu z Ligi Europejskiej kluczem jest rzecz jasna skupienie się i wygranie w obu rozgrywkach na krajowym podwórku, czyli Pucharze Polski i T-Mobile Ekstraklasie. Jeśli chodzi o ten pierwszy cel, to Legię w środku tygodnia czeka mecz pucharowy ze Śląskiem u siebie, a mają już w kieszeni remis uzyskany w pierwszym z dwóch spotkań. Poza tym bardzo ciekawie wygląda terminarz spotkań zespołu Berga w dłuższej perspektywie, bo po wyjeździe do Wrocławia do Warszawy przyjedzie Wisła Kraków, a później będzie wyjazd do Poznania na Bułgarską.

Podbeskidzie zaś w nadchodzących tygodniach powalczy o utrzymanie się w grupie mistrzowskiej. Mecze u siebie z Koroną i Jagiellonią powinny przybliżyć ten zespół do tego celu, choć na pewno nie będzie to łatwe zadanie. Mimo dzisiejszej porażki nie można ganić zespołu Podbeskidzia, bo przecież znajdując się w górnej części tabeli, wypełnia ponad limit oczekiwania na ten sezon, w czym rękę ma trener Leszek Ojrzyński. Wygrane z drużynami z dolnej części tabeli będą kluczowe dla „Górali” w kontekście dalszych celów i planów tej ekipy.

Legia Warszawa – Podbeskidzie Bielsko-Biała 3:0 (Ryczkowski 12′, Duda k.53′, Sa 90’+2)

Legia: Kuciak – Bereszyński – Rzeźniczak – Astiz – Brzyski – Jodłowiec – Vrdoljak – Masłowski (50′ Duda) – Żyro – Ryczkowski (69′ Kucharczyk) – Sa

Podbeskidzie: Zajac – Sokołowski – Stano – Deja – Kolcak – Konieczny – Iwański (63′ Korzym) – Adu (79′ Pazio) – Tomasik – Malinowski (46′ Śpiączka) – Chmiel

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze