Tradycji stało się zadość. Kolejny poniedziałkowy mecz T-Mobile Ekstraklasy i także tym razem na boisku działo się bardzo mało. Może czas wreszcie coś z tym zrobić?
Poprzednie starcia zamykające daną kolejkę ligową bardzo skutecznie zniechęcały kibiców do oglądania naszej rodzimej ligi. Nic więc dziwnego, że coraz głośniejsza zaczęła być debata, aby zrezygnować z rozgrywania meczów ligowych właśnie tego dnia.
Tym razem mogliśmy mieć jednak cień nadziei, że będzie lepiej. Głównie z tego powodu, że w tym sezonie w Łęcznej pada sporo bramek, a i widowiska stoją na całkiem przyzwoitym poziomie. Podopieczni Jurija Szatałowa mieli przed tym pojedynkiem także dodatkową motywację. Otóż w sobotę przypadała 35. rocznica powstania klubu. Z tego względu tuż po zakończeniu starcia na stadionie odbył się jubileuszowy pokaz sztucznych ogni.
Pierwsza połowa meczu jasno pokazała, że najwyższy czas, aby ktoś wreszcie zrobił porządek z rozgrywaniem meczów w poniedziałki. Podczas 45 minut oglądaliśmy zaledwie jeden(!) celny strzał, a emocji było tyle, że najbardziej zdeterminowani kibice zaczęli sprawdzać, ile jeszcze czasu będą musieli się męczyć. W zasadzie jedyną rzeczą, którą warto było odnotować po pierwszej części gry był efektowny strzał Filipa Burkhardta. Widać było, że nowy nabytek „Łęcznian” podpatrywał uderzenie Jamesa Rodrigueza w starciu Realu Madryt z Deportivo La Coruna. Tyle, że podglądanie to jedno, a powtórzenie to drugie.
W Łęcznej 5 minut po meczu zacznie sie pokaz fajerwerków z okazji 35.rocznicy powstania Gornika. W grze fajerwerków na razie brak
— Zelislaw Zyzynski (@ZelekZyzynski) September 22, 2014
Początek drugiej połowy przyniósł co prawda nieco poprawy w grze obu zespołów, a przede wszystkim w jakości „widowiska”. Ale postawmy sprawę jasno, gorzej już chyba być nie mogło. Jednakże akcje cały czas były szarpane, a jedyne momenty, w których kibice mogli nieco się pobudzić były wówczas, gdy na indywidualne rajdy decydował się Grzegorz Bonin.
Nieco po godzinie gry gospodarze zaczęli zdawać sobie sprawę, że grają przed własną publicznością i z tego powodu wypadałoby przynajmniej powalczyć o pełną pulę. Efektem tego był chociażby strzał Nowaka z rzutu wolnego, ale Drągowski bez problemu sparował go na rzut rożny. I to by było na tyle emocji w tym meczu, gdyż ostatnie kilkanaście minut obie drużyny grały tak, jakby stawką tego meczu była co najwyżej czapka gruszek, a nie cenne ligowe punkty. Wrażliwy na zdrowie psychiczne kibiców nie był także arbiter Bartosz Frankowski, który zdecydował się przedłużyć ich męczarnie jeszcze o cztery minuty.
Tuż po zakończeniu starcia miał miejsce zapowiadany przed meczem jubileuszowy pokaz sztucznych ogni. I to był jedyny moment, w którym kibice zebrani na stadionie w Łęcznej oraz przed telewizorami mogli liczyć na odrobinę fajerwerków.