Na Rumaku do Europy. Lech podnosi się z kolan


25 lipca 2014 Na Rumaku do Europy. Lech podnosi się z kolan

Wszyscy w Poznaniu, jak i w całej Wielkopolsce byli bardzo niespokojni przed meczem z Nomme Kalju. Ostatecznie okazało się, że nic dwa razy się nie zdarza i kolejnej wpadki w Lidze Europy nie ma. Mimo że Lech pewnie wygrał 3:0, to mały niedosyt jednak pozostał.


Udostępnij na Udostępnij na

Lech Poznań pokonał 3:0 Nomme Kalju i zagwarantował sobie grę w III rundzie eliminacji do Ligi Europy. Czwartkowy bój był zadowalający, bo klub ze stolicy Wielkopolski odrobił straty i nie pozwolił sobie na drugą z rzędu kompromitację. Mariusz Rumak stwierdził przed meczem, że to będzie inne spotkanie niż te przed rokiem z Żalgirisem Wilno, i rzeczywiście tak się stało.

Nie taki diabeł straszny, jak go malują

Pierwszy mecz w Tallinie nie był zadowalający, bo podopieczni Mariusza Rumaka przegrali spotkanie 0:1, mimo że przez dłuższy czas kontrolowali grę. Piłkarze Lecha Poznań nie obawiali się mocno swoich przeciwników i było widać to na placu gry, gdzie wicemistrzowie Polski dominowali pod każdym względem. – Byłem pewien, że wygramy ten mecz – mówił po zakończeniu spotkania zdobywca pierwszej bramki, Tomasz Kędziora. Rywale z Estonii praktycznie nie istnieli na boisku, a to, co było ich domeną podczas pierwszego spotkania, stało się później ich słabą stroną. Dziwić mogła słaba postawa Damiano Quinteriego oraz Hidetoshi Wakui, którzy nie napędzali akcji ofensywnych Nomme Kalju. Przez całe spotkanie Jasmin Burić nie był ani razu poważnie zagrożony pod swoją bramką, lecz paroma interwencjami na przedpolu pokazał, że po starej kontuzji nie ma już absolutnie żadnego śladu.

Trzeba przyznać, że Mariusz Rumak podjął doskonałą decyzję, stawiając od pierwszych minut na Huberta Wołąkiewicza oraz Marcina Kamińskiego, którzy byli pewni w swoich poczynaniach. Pierwszy mecz z Nomme Kalju i inauguracyjne starcie ligowe z Piastem Gliwice pokazały, że Maciej Wilusz popełniał naprawdę sporo błędów, i jeżeli nie poprawi swojej dyspozycji, to o miejscu w podstawowej jedenastce będzie musiał jak najszybciej zapomnieć. Szkoleniowiec poznańskiego zespołu może być również ukontentowany, że znalazł godnego prawego obrońcę, który pod nieobecność Ceeseya stanie się przydatny na placu gry. Czwartkowy mecz potwierdził, że Tomasz Kędziora nie dość, że godnie zastąpił w obronie piłkarza pochodzącego z Gambii, to w dodatku ma duże predyspozycje w ofensywie. Znakomicie się podłączał w ataku, a przy rzutach rożnych stwarzał naprawdę dużo kłopotów przeciwnikom.

Mecz z Nomme Kalju rozgrywany w Poznaniu jest dla Lecha biopaliwem, które będzie napędzać go do celu, czyli fazy grupowej Ligi Europy. W wielu aspektach trzeba będzie się poprawić, choć widać  było zdecydowany progres w porównaniu z końcówką poprzedniego sezonu, gdy „Kolejorz” mimo zwycięstw nie zachwycał swoim stylem gry. Duży spokój w rozgrywaniu piłki oraz wzajemna asekuracja były w rewanżowym spotkaniu kluczem do przejęcia inicjatywy i w tym aspekcie Lech powinien notować regularny progres.

Błyskotliwe skrzydła

Przed sezonem wiele spekulowało się, na kogo postawi Mariusz Rumak, jeżeli chodzi o pozycję skrzydłowych. W czwartek od pierwszych minut wystąpili Gergo Lovrencsics oraz Szymon Pawłowski, którzy mocno utrudnili zadanie defensorom wicemistrzów Estonii. Akcje skrzydłami były największą zaletą w ofensywie zespołu z Wielkopolski, ponieważ niemalże każda wrzutka w pole karne była groźna dla przeciwników. Zarówno Węgier, jak i były gracz KGHM Zagłębia Lubin nie bali się podjąć ryzyka, wchodząc z piłką do środka, ale również szukając wykończenia strzałem.

Wielu zaczęło się zastanawiać, dlaczego Muhamed Keita, który był mocnym punktem w meczu przeciwko Piastowi Gliwice, nie wystąpił od pierwszych minut. Jego dynamika oraz finezja sprawiają, że przy dobrym wpasowaniu się do zespołu może być połączeniem Lovrencsicsa oraz Hamalainena. Kiedy wszedł na boisko w drugiej połowie, dał naprawdę dobrą zmianę, a sam pokazał, że także potrafi wziąć ciężar gry na swoje barki, nie patrząc na ewentualne konsekwencje.

Słaba skuteczność 

Nie ma co ukrywać, że starcie z Nomme Kalju powinno zakończyć się rezultatem przynajmniej 5:0, gdyby poznaniacy byli skuteczni. Pokazały to pierwsze fragmenty spotkania, w których Lech przeważał i kilkukrotnie mógł w dość prosty sposób pokonać bramkarza w Nomme Kalju. Jeżeli byłby to rywal znacznie lepiej poukładany pod względem piłkarskim niż Estończycy, to z pewnością gracze Mariusza Rumaka za swoją ametodyczność  zapłaciliby sporą cenę. Mimo dużej nieskuteczności trzeba pochwalić Lecha za to, że zachował spokój i zdobywał gole, które przewyższyły przeciwników. W momencie, kiedy wady na boisku wpłynęłyby na słabszą mentalność, mielibyśmy powtórkę tego, co działo się w Tallinie.

Z Poznania Błażej Zięty

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze