Mecz przyjaźni, w którym zmierzyły się zespoły Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław, do przyjaznych nie należał. „Biało-zieloni” dostali ostre manto, w dodatku Śląsk wyjawił wszystkie mankamenty w grze klubu z PGE Areny. Wrocławianie wygrali z Lechią 4:1.
W Gdańsku wesoło, przyjaźnie i sympatycznie. Bracia z Wrocławia zawitali do Trójmiasta, żeby dopingować swój zespół. Przy okazji takich spotkań kibice nie zapominają o swojej ulubionej drużynie i domagają się jej zwycięstwa. Po ostatnich niepowodzeniach w Gdańsku liczono, że wreszcie uda się wygrać.
Fani klubu z Pomorza musieli przełknąć gorzką pigułkę. Już na samym początku spotkania bramkę zdobyli goście. Kapitan Śląska Wrocław Flavio Paixao ośmieszył obronę Lechii i pokonał Mateusza Bąka. Zaczęło się źle, ale to nie był koniec fatalnego początku. Gra w destrukcji „Biało-zielonych” była tragiczna i raziła w oczy. W całym sezonie T-ME trudno dostrzec gorszy występ niż 45 minut w wykonaniu Tiago Valente. W 10. minucie jego błąd musiał ratować Ariel Borysiuk, faulując w polu karnym piłkarza Śląska. Skończyło się to czerwoną kartką dla Polaka i prowadzeniem gości 2:0 po wykorzystanym karnym przez Paixao.
Koncert nieporadności dał Daniel Łukasik, którego piłki były tak słabe, że aż Maciej Makuszewski musiał impulsywnie reagować. Śląsk był pewny siebie, grał dobrą piłkę i wykorzystywał swoje sytuacje. Obnażył słabości Lechii, bo o ile ofensywa wiele nie dawała, o tyle obrońcy dawali od siebie wartość ujemną. 3:0 w 32. minucie i klasyczny hat-trick w wykonaniu Portugalczyka Paixao. Tak. Znowu po błędzie obrońców, ale też ładnej kontrze wrocławian.
Drugie 45 minut miało przynieść emocje, które podopieczni Pawłowskiego szybko zabili. Nic z tego – obraz gry wiele się nie zmienił. W 51. minucie spotkania występ swój i całej swojej ekipy podsumował Flavio Paixao. Cudowny lob nad Bąkiem, bramka marzenie. Czwarty gol Portugalczyka stał się faktem. W tak mroźne dni jak ten, z taką grą, PGE Arena może świecić pustkami. No i powiedzmy sobie wprost – mecz był nieciekawy. W końcówce honor Lechii uratowało wejście smoka, Austriaka Kevina.
Spotkanie zakończyło się wynikiem 4:1 dla Śląska Wrocław, który wysunął się na czub tabeli. Taką drużynę aż miło oglądać, natomiast zawodnicy z PGE Areny muszą jeszcze wiele nad sobą pracować.
Niestety, to fakt. Straszny wstyd dla Lechii i jej kibiców. Sromotna porażka na tak pięknym stadionie....CZY naprawdę nie są w stanie grać jak drużyna z jajami...Dlaczego kibice muszą się wstydzić za ich nieudolną bieganinę po murawie. Dobrze, że samobója jeszcze nie strzelili do kompletu....