Pomarańczowo-październikowa rewolucja


29 października 2014 Pomarańczowo-październikowa rewolucja

29 października roku 1970. Dzień jak każdy inny. W historii futbolu, w szczególności tego holenderskiego, odcisnął znaczące piętno. Dla fanów „kopanej” to data związana narodzinami dwóch wielkich legend „pomarańczowej” piłki – Edwina van der Sara i Phillipa Cocu.


Udostępnij na Udostępnij na

20 lat kluczem do wielkiej kariery

Rozpoczęcie poważnej przygody z piłką zarówno dla jednego, jak i drugiego wiązało się z latami oczekiwań. Minęły dokładnie dwie dekady, nim poważny świat futbolu usłyszał o dwóch młodych wilkach holenderskiej piłki. Droga, którą życie wiodło Phillipa Cocu, nie przypominała autostrady. Nieco bardziej wiejską, dziurawą trasę z masą przeszkód. Najpoważniejsza – złamanie nogi – czekała na niego już w pierwszym sezonie gry dla Vitesse Arnhem. Mimo urazu pomocnik podniósł się pod koniec rozgrywek i zagrał jeszcze w ośmiu spotkaniach.

W tym samym czasie Louis van Gaal zainteresował się Edwinem van der Sarem, którego po namowach szkoleniowca ściągnięto do Ajaksu Amsterdam. W pierwszych sezonach grał role epizodyczne. Przed główną rolą był jedynie statystą. Najwyraźniej taka dola arcymistrza sceny – sceny zwanej również bramkarską „szesnastką”. W pierwszych dwóch latach zagrał w swoim klubie tylko dziewięć spotkań. Poważna gra zaczęła się dopiero w sezonie 1993/1994. Pierwszy pełny rok gry przypieczętował zdobyciem mistrzostwa Eredivisie. Rok później na swoją głowę założył podwójną koronę; dubletem okazał się triumf w dwóch ligach – holenderskiej i tej najbardziej elitarnej, Lidze Mistrzów.

Triumfy święcił tylko jeden

Phillip Cocu zawsze był tylko tłem dla swojego kolegi z reprezentacji. To nie on zgarniał największe triumfy. No chyba że za takie uznamy czterokrotne wygranie Eredivisie i jeden triumf w La Liga. Liga Mistrzów, Puchar UEFA, UEFA Super Cup, Puchar Interkontynentalny, Intertoto, Premier League x4 – to tylko część osiągnięć (drużynowych, o indywidualnych za długo byłoby pisać) Edwina van der Sara. Najlepszy golkiper Europy szybko trafił do Juventusu Turyn, który zapłacił za niego około 5 milonów funtów brytyjskich. Holender stał się, tym razem, pierwszym „nie-Włochem” w bramce „Starej Damy”.

W tym samym czasie Cocu zaliczył już pierwszy sezon w barwach „Blaugrany”. W Barcelonie nie miał problemów z aklimatyzacją. Pomarańczowa rewolucja dotknęła katalońską drużynę w taki sposób, że obok niego na jednej ławce, jednym placu gry zasiadali i biegali: Louis van Graal, Michael Reiziger, Frank de Boer, Patrick Kluivert, Boudewijn Zenden czy Ronald de Boer. Na towarzystwo nie mógł narzekać – podobnie jeśli chodzi o statystyki. Zagrał w 36 meczach i trafiał w co trzecim, walnie przyczyniając się do zdobycia pierwszego i ostatniego, jak się później okazało, trofeum na Półwyspie Iberyjskim.

Klub stu

Zarówno Edwin, jak i Phillip mieli szansę wyjazdu na mundial w 1994 roku. Obaj znaleźli się na liście 25 graczy wstępnie powołanych na turniej w USA. Podróż do Stanów Zjednoczonych czekała jednak tylko na tego pierwszego. Cocu był jednym z dwóch graczy, którzy oglądali mecze w telewizji w Holandii. Nie lepszy los czekał naszego drugiego bohatera. Piłkarz m.in. Manchesteru United wyleciał za ocean, ale… nie zagrał w żadnym ze spotkań. W kadrze był wówczas najmniej doświadczonym graczem – nie dostał wcześniej nawet okazji do debiutu.

Pierwszy sprawdzian czekał ich na Euro 1996. Podobnie jak na dwóch kolejnych czempionatach zostali z niego wyeliminowali po serii jedenastek. Warto jednak zaznaczyć, że obaj nie ominęli do końca reprezentacyjnych karier żadnego turnieju poza mundialem 2002 w Korei i Japonii. Nie ominęła ich również rola liderów kadry – dumnie dzierżyli tytuły kapitana „Oranje”.

Warto jeszcze napisać o wszystkich sukcesach „pobocznych” van der Sara, bo o nim można w tej kwestii mówić godzinami. Holender był pierwszym bramkarzem, który zaliczył 50 czystych kont w Champions League, przez ponad 1300 minut (ponad 14 meczów) nie wpuścił ani jednego gola, grając w finale Champions League, na 145 dni przed 41. urodzinami był drugim najstarszym zawodnikiem, który zagrał na tego typu imprezie. Zagrał najwięcej spotkań w reprezentacji Holandii, jest czwartym zawodnikiem wszech czasów, jeśli chodzi o występy w trykocie kadry „Oranje”. Przykłady można mnożyć, a to chyba dość dobrze pokazuje, jak uzdolnionym piłkarzem był van der Sar. Nie umniejszajmy jednak Phillipowi Cocu – wszak trofea nie świadczą o klasie gracza. A jednemu i drugiemu nie można jej odmówić.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze