Czego się nie robi dla trenera


29 października 2014 Czego się nie robi dla trenera

Trener swoją działalnością często pracuje na swój szacunek. Wielu było szkoleniowców, którzy w trudnych chwilach mogli liczyć na pomoc swoich podopiecznych i nie tylko. Choroby itp. są nieuniknione, a najmłodszy, niestety tragiczny przypadek, dotyczy Tito Vilanovy. Również na niższych szczeblach mamy wiele takich sytuacji, w których walczyć trzeba zawsze. W województwie lubuskim głośno jest o przypadku Daniela Szałęgi, który w maju dowiedział się o siedzącym w jego głowie potworze.


Udostępnij na Udostępnij na

Najbardziej znana ostatnio sytuacja dotyczy Tito Vilanovy, który w kwietniu zmarł w wyniku raka gardła. Jego choroba zaczęła się dawno, a głośno zrobiło się w 2012 roku, gdy musiał zrezygnować chwilowo z funkcji szkoleniowca Barcelony po tym, jak dowiedział się o nawrocie raka ślinianki przyusznej. Początkowo wydawało się, że jego walka, przy której wspierał go cały piłkarski świat, przynosi skutki. Ostatecznie po kolejnych nawrotach choroby zmarł w kwietniu obecnego roku. Jego pojedynek z nowotworem zabijającym miliony ludzi na świecie był długi, jednak przez cały czas mógł liczyć na wsparcie ze strony nawet największych rywali.

W Polsce żyliśmy niedawno problemem Michała Globisza, który również miał ogromny problem. Kilkanaście lat wcześniej przypadkowo został uderzony piłką w głowę, po czym zaczął tracić wzrok w lewym oku. Brak reakcji ze strony lekarzy spowodował jednak, że sytuacja zaczęła się pogarszać. Ostatecznie po utracie widzenia w lewym oku zaczęły się problemy z prawym okiem. Medycy nie potrafili powiedzieć, skąd problem trenera i nie potrafili pomóc. Trener zyskał ratunek z Chin, gdzie leczy się takie przypadki. PZPN służył swojemu pracownikowi pomocą finansową, dzięki czemu Globisz powoli wraca na tory. Głęboko załamany trener w najtrudniejszych dla siebie chwilach był wspierany przez swoich byłych podopiecznych, z którymi zdobył m.in. młodzieżowe mistrzostwo Europy z polską kadrą.

W lipcu województwem lubuskim wstrząsnęła informacja o chorobie cenionego trenera młodzieży, Daniela Szałęgi, który w maju dostał straszną wiadomość. Miał raka mózgu.

Daniel to wychowanek gorzowskiego AWF, który swoją przygodę z trenerką zaczynał w Promieniu Żary, gdzie z juniorami starszymi zdobył m.in. tytuł mistrza województwa. Swoją karierę kontynuował w UKP Zielona Góra i przez lata uchodził za świetnego fachowca. Trenował również rocznik 2000 kadry województwa lubuskiego. Od lat wielki fan Chelsea Londyn.

W maju Daniel dowiedział się o swojej bardzo poważnej chorobie, która całkowicie odmieniła jego życie. Wszyscy dowiedzieli się o problemie dzięki poruszającemu tekstowi jego żony, Katarzyny. Zawarta w niej historia zwarła wielu ludzi chętnych do pomocy. Otóż szkoleniowiec razem z małżonką rok wcześniej zaczął amatorsko przygotowywać się maratonu. Ich celem miał być maraton krakowski. Po roku przygotowań, gdy zostało kilka dni, wszystko przerwała ta straszna wiadomość. Jak napisała Katarzyna, „zaczął się wyścig o życie”.

Od razu wiele drużyn ruszyło z pomocą, zbierając datki podczas swoich meczów. Ruszyło również specjalne konto bankowe, na które można było wpłacać pieniądze na leczenie szanowanego szkoleniowca.

Wiele lubuskich zespołów przykładało się do pomocy Danielowi, a kwota zaczęła przybierać coraz większe rozmiary. Z piękną inicjatywą ruszyli również byli podopieczni Szałęgi, z którymi zdobył tytuł mistrza województwa lubuskiego, reprezentując Promień Żary. Trzech zawodników: Marek Homik, Grzegorz Tychowski oraz Patryk Łopatka podczas spotkania ustaliło, że również nie mogą zostawić swojego trenera bez pomocy. W związku z tym postanowili zorganizować charytatywny mecz, w którym byli mistrzowie województwa z rocznika 1986 zmierzyli się z byłymi graczami Promienia Żary.

Okazało się to trudnym wyzwaniem, ale ostatecznie wszystko zakończyło się sukcesem.  Udało się zebrać przeszło 2500 zł, które zostały przekazane trenerowi, który niestety nie mógł przybyć na stadion w Żarach. Sami zawodnicy byli zadowoleni z tego, że mogli znów spotkać się w starym gronie, na dodatek w bardzo szczytnym celu.

Zadowolony z przebiegu imprezy jest jeden z organizatorów i pomysłodawców, Marek Homik. – Ogólnie jesteśmy zadowoleni z przebiegu imprezy, a zebrana suma przerosła nasze oczekiwania. Pewne sprawy można było lepiej dopracować, ale organizowaliśmy taką akcję po raz pierwszy i powiem szczerze, że nie sądziłem, iż będzie tyle biurokracji. W imieniu swoim oraz chłopaków chciałem podziękować wszystkim przybyłym za wsparcie, gdyż to dzięki nim udało się zebrać te pieniądze. Mamy nadzieję, że dokładając tą cegiełkę, pomożemy trenerowi wygrać z chorobą.

Jego zdanie podziela również Patryk Łopatka. – Cel meczu był jasno z góry określony – zbiórka pieniędzy na leczenie naszego byłego trenera Daniela Szałęgi. Uważam, że cel został osiągnięty, ale szczerze mówiąc, mogło to wyglądać dużo lepiej. Niestety część osób, które były powiadomione o całym przedsięwzięciu, w ostatniej chwili odwołała swój przyjazd, przez co byliśmy zmuszeni do małej improwizacji, stąd zmniejszenie boiska. Wydaje mi się, że sam poziom gry nie wyglądał źle, mając na uwadze to, że sporo osób uczestniczących w spotkaniu już od kilku dobrych lat nie uprawia czynnie sportu. Jednak doskonale wiemy, że nie to było najważniejsze. W grze udział wzięło sporo osób, którym nie było dane współpracować z Danielem, lecz mimo to stawili się na nasze zaproszenie, za co bardzo im dziękujemy. W ten sposób chcieliśmy niejako odwdzięczyć się Danielowi za to, co dla nas zrobił i za to jakim jest człowiekiem. Mam nadzieję, że pieniądze, które udało nam się zebrać, choć w jakimś małym stopniu pomogą mu w walce z chorobą. Wszyscy trzymamy za niego kciuki i jesteśmy przekonani, że i ten „mecz” zakończy się jego zwycięstwem. Ostatecznie spotkanie wygrała ekipa złożona z byłych seniorów Promienia, jednak nie o to w tym wszystkim chodziło. Najważniejsze, że wszyscy, którzy pojawili się na stadionie, mogli pomóc trenerowi, a sami podopieczni pokazali, co znaczy szacunek dla szkoleniowca. Daniel nadal walczy z paskudną chorobą, a każdego rodzaju pomoc może zdecydowanie polepszyć sytuację. Rak to jeszcze nie wyrok, dlatego zawsze można z tym walczyć. Przy takim wsparciu, jakim obdarowany jest trener UKP Zielona Góra, może być troszeczkę łatwiej.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze