Gwiazdy ekstraklasy, które przygasły za granicą: Jan Mucha


30 lipca 2015 Gwiazdy ekstraklasy, które przygasły za granicą: Jan Mucha

Gdy Słowak w 2005 roku przechodził do Legii, to chyba nikt nie przypuszczał, że stanie się on tak ważną postacią dla stołecznej drużyny. Teraz, po dziesięciu latach, można stwierdzić, że jego kariera powinna potoczyć się znacznie lepiej.


Udostępnij na Udostępnij na

Polskie powiedzenie „rusza się jak mucha w smole” zupełnie do niego nie pasuje. Został on obdarzony kapitalnym refleksem, co nieraz udowadniał na boisku. Był to zawodnik, na którym warszawski zespół zawsze mógł polegać, chociaż jego początki w Legii nie należały do najłatwiejszych.

Gdy przyszedł do Legii, to niekwestionowanym numerem jeden stołecznej drużyny był Łukasz Fabiański i Mucha musiał na swoją szansę zaczekać. Gdy tylko „Fabian” odszedł do Arsenalu, to Słowak wskoczył na jego miejsce i przez bardzo długi czas miejsca w bramce nie oddał.

Proszę sobie wyobrazić, że w ciągu 119 meczy rozegranych dla Legii aż 60 razy zachowywał czyste konto, co jest wręcz fantastycznym wynikiem. Podczas jego pobytu w Warszawie Legia wywalczyła mistrzostwo Polski, a także wygrała krajowy puchar. Sam Mucha bardzo się do tych sukcesów przyczynił, ponieważ nieraz ratował swój zespół przed utratą bramki i pomógł w wywalczeniu ważnych punktów.

Jan Mucha naprawdę sprawiał kapitalne wrażenie w tamtym okresie. Fantastycznie bronił, zostając na linii, ponieważ jak już wcześniej wspomniałem, refleks był jedną z jego głównych cech. Sytuacje sam na sam? Żaden problem. Mucha pokazywał, że także w tym aspekcie bramkarskiego rzemiosła spisywał się bardzo dobrze. Obrońcy mogli być spokojni, wiedząc, że mają za swoimi plecami takiego bramkarza. Pokuszę się o stwierdzenie, że odkąd Jan Mucha odszedł z ekstraklasy, to nie było w naszej lidze lepszego bramkarza od niego.

Jak przebiegła dalsza kariera?

No cóż, niestety bardzo źle. W 2010 roku po wygaśnięciu kontraktu, jaki miał podpisany z Legią, Słowak przeniósł się do Evertonu. Tam numerem jeden był Tim Howard, który wydawał się nie do ruszenia, ale Mucha postanowił podjąć rękawicę. Była to najgorsza decyzja w jego karierze. Podczas trzech lat w zespole z Liverpoolu słowacki bramkarz rozegrał tylko 10 spotkań , a to sprawiło, że jego kariera bardzo zahamowała.

Swoją pozycję w światowym futbolu postanowił odbudować w Rosji, podpisując dwuletni kontrakt z Krylją Sowietow. Jednak tam także wielkiej kariery nie zrobił. Grywał w kratkę, zagrał cztery, pięć spotkań, żeby następnych kilka przesiedzieć na ławce. Trener nie był do niego przekonany, a to także nie wpływa pozytywnie na formę samego zawodnika, dlatego zdecydowano się na wypożyczenie Słowaka. Trafił do Arsenalu Tula i dzięki temu ten 2015 rok może zaliczyć do naprawdę udanych.

W drużynie beniaminka ligi rosyjskiej pokazywał się z bardzo dobrej strony. Opuścił tylko jeden mecz ligowy, a większości był wybierany zawodnikiem meczu. Szkoda tylko, że to wszystko stało się tak późno. Mucha ma już 33 lata i wiadome było, że nawet dobre występy w rosyjskim klubie nie pomogą mu wrócić do topowej zagranicznej ligi. W czerwcu został wolnym zawodnikiem. W mediach dużo mówiło się o tym, że może trafić do… Lechii Gdańsk. Jego powrót do ekstraklasy byłby bardzo fajnym wydarzeniem, ponieważ pomimo swojego wieku na pewno byłby jednym z lepszych bramkarzy w polskiej lidze.

Stało się jednak inaczej. Mucha wrócił do ojczyzny i reprezentuje barwy Slovana Bratysława. Przypadek byłego zawodnika Legii pokazuje, że o udanej karierze nie decydują tylko talent czy umiejętności danego zawodnika, ale także odpowiednio wybrane kluby. Jestem przekonany, że Jan Mucha miał na tyle duże umiejętności, żeby spokojnie bronić w jednej z lepszych lig europejskich, ale nie niestety nie wszystko potoczyło się po jego myśli.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze