Ronaldinho, Xavi, Ibrahimović, Rooney, Boniek... – ci piłkarze są lub byli gwiazdami nie tylko w swoich zespołach. Gdy przyjeżdżali na zgrupowanie swojej kadry, każdy wiedział, że może na nich liczyć również i tutaj. Nie wszyscy świetni gracze spisują się jednak tak dobrze w swoich krajach jak w swoich klubach, a niektórzy w ogóle nie mają okazji w niej występować. Prezentujemy zestawienie kilku takich zawodników.
Piłkarze ci mają pod górkę w swoich krajach z różnych powodów, my postanowiliśmy wyróżnić trzy kategorie graczy. Pierwszą z nich są zagraniczni piłkarze, którzy gorzej niż w klubach radzą bądź radzili sobie w drużynach narodowych. Oto kilka z nich.
Ludovic Giuly
Ludovic Giuly to wychowanek Olympique Lyon. W tym klubie w wieku 18 lat po raz pierwszy wystąpił w lidze francuskiej. Potrzebował zaledwie pół sezonu, aby wywalczyć sobie miejsce w podstawowej jedenastce „Dzieciaków”. W 1998 roku „Skrzat” przeniósł się do Monako, z którym zdobył swój pierwszy tytuł mistrza Francji. Oprócz tego wraz z Monegaskami sięgnął po Puchar Ligi Francuskiej oraz po Puchar Zdobywców Pucharów. W 239 spotkaniach „Ludo” zdobył ponad 60 goli i został kupiony przez FC Barcelona, z którą za czasów Franka Rijkaarda zdobył Ligę Mistrzów, wygrywając w finale z Arsenalem Londyn. Do tego dorzucił jeszcze po dwa mistrzostwa i Superpuchary Hiszpanii. Po tym jak stracił miejsce w składzie na rzecz Messiego, „El Raton” przeprowadził się do Rzymu, aby po roku spędzonym w Romie ponownie wrócić do Francji, gdzie kontrakt z nim podpisało PSG, z którym tym razem wygrał Puchar Francji. Później „Ludo” wrócił jeszcze do Monaco, by ostatecznie karierę zakończyć w Lorient.
Ludovic Giuly miał ogromnego pecha, jeśli chodzi o występy w barwach narodowych. Pierwszy mecz w reprezentacji Francji rozegrał jako 23-latek ze Szkocją w maju 2000 roku, ale powołania na Euro nie dostał. Z powodu zerwanych więzadeł w kolanie nie poleciał również na mistrzostwa świata w Korei i Japonii. Gdy tylko wydobrzał po kontuzji, dobre występy w klubie pozwoliły mu wrócić do „Trójkolorowych”, z którymi zdobył Puchar Konfederacji w 2003 roku. Rok później ponownie ominęły go mistrzostwa Europy. Tym razem na drodze stanął mu uraz pachwiny. Pomimo że Giuly był podstawowym graczem „Barcy” w sezonie 2005/2006, Raymond Domenech nie zabrał go na niemieckie mistrzostwa świata. Po tym jak Francuz „zjechał” ówczesnego selekcjonera w swojej autobiografii, w której napisał między innymi, że spotykał się z jego towarzyszką, Domenech nie widział go również w swoim zespole na Euro 2008. Podsumowując jego biedną karierę w niebiesko-biało-czerwonych barwach, trzeba powiedzieć, że Ludovic Giuli zagrał w tych kolorach 17 razy, trafiając przy tym trzy razy do siatki rywala.
Eden Hazard
Piłkarz londyńskiej Chelsea wyrasta na coraz większą gwiazdę swojego zespołu. Kiedyś był najważniejszym ogniwem w Lille, w którym w swoim drugim sezonie otrzymał nagrodę dla najlepszego piłkarza w Ligue 1 poniżej 21 lat, a rok później powtórzył ten wyczyn. Przez następne dwa lata zdobywał już tytuł najlepszego piłkarza ligi francuskiej, co zaowocowało transferem do Chelsea Londyn. Tam również spisuje się znakomicie: jako pierwszy piłkarz w historii został wybrany na piłkarza meczu w czterech swoich pierwszych występach w Premier League. W ubiegłym sezonie został wybrany na najlepszego młodego piłkarza ligi angielskiej.
„Eddie”, jak woła na niego Jose Mourinho, przez wielu jest uważany za jeden z największych talentów belgijskiej piłki nożnej. Swoich umiejętności nie okazuje jednak tak bardzo, gdy przychodzi mu grać z kolegami z kraju piwa, gofrów i czekolady. W 54 meczach rozegranych z „Czerwonymi Diabłami” 24-latek zdobył jedynie siedem bramek, w tym kilka z rzutów karnych. W ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Brazylii miał odgrywać główną rolę w ekipie Marca Wilmotsa, a w jednym z meczów nie wybiegł nawet w podstawowym składzie. Ten turniej Hazard zakończył z dwiema asystami na koncie.
Matthew Le Tissier
Matt Le Tissier to piłkarz, który w latach 1986-2002 grał w Southamptonie. W 1990 roku „Le God”, jak mówili na niego kibice, zdobył tytuł PFA Young Player of The Year, po czym dostał oferty między innymi z Chelsea i Tottenhamu. Całą swoją profesjonalną karierę spędził jednak w „Świętych”, z którymi zagrał aż 540 razy. Le Tissier słynął przede wszystkim z tego, że był znakomitym wykonawcą rzutów karnych: na 48 „jedenastek” nie wykorzystał tylko jednej! Łącznie w barwach „The Saints” pokonywał bramkarzy drużyny przeciwnej 210 razy.
Dzięki dobrym występom w Championship i Premier League Le Tissier mógł spodziewać się powołania do drużyny narodowej, tylko której? Pochodzący z Wysp Normandzkich piłkarz miał do wyboru kadry Anglii, Walii, Szkocji oraz Irlandii Północnej. Od początku występował w angielskiej młodzieżówce, więc postanowił również reprezentować ten kraj w dorosłej kadrze, do której został po raz pierwszy powołany w 1994 roku przez Terry’ego Venablesa. W ośmiu występach nie zdobył dla „Trzech Lwów” żadnej bramki.
Carlos Tevez
Carlos Tevez to piłkarz, który gdy tylko dostawał szansę gry, udowadniał, jak wielkiej klasy jest napastnikiem. Po kłótniach z sir Aleksem Fergusonem Argentyńczyk w 2009 opuścił Manchester United, w którym często ratował mu skórę w końcowych minutach spotkania. Tevez zdecydował się odejść do największego rywala „The Red Devils”, Manchesteru City. W tym klubie Roberto Mancini darzył go większym zaufaniem: dla „Citizens” rozegrał dwa razy więcej spotkań i strzelił blisko trzy razy więcej goli. Po prawie 200 występach w Premier League „Carlitos” odszedł do Włoch, gdzie bardzo dobrze się czuje: w aktualnym sezonie z 16 bramkami na koncie prowadzi w klasyfikacji najlepszych strzelców Serie A.
W reprezentacji Argentyny Tevez miał ostatnio pod górkę. Poprzedni selekcjoner, Alejandro Sabella, nie widział dla niego miejsca w swojej drużynie i przez ponad trzy lata nie powoływał go do drużyny narodowej, przez co „Apacz” mógł oglądać występy swoich rodaków w Brazylii przed telewizorem. – Kadra to rozdział zamknięty – mówił Tevez w 2009 roku. W pierwszym zespole „Albicelestes” Argentyńczyk strzelił tylko 14 bramek. Po tym, jak selekcjonerem został Gerardo Martino, Carlos Tevez stawił się na zgrupowaniu w listopadzie ubiegłego roku przed towarzyskimi meczami z Chorwacją i Portugalią. Konkurencja jest jednak ogromna, bo 30-latek musi rywalizować między innymi z takimi piłkarzami, jak: Messi, Aguero czy też Higuain.
Francesco Totti
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Francesco Totti jest znakomitym piłkarzem. Pomimo że całe swoje życie spędził w jednym klubie, Włoch ma na swoim koncie bardzo imponujący dorobek i kolekcję trofeów. Niejednokrotnie był wybierany na najlepszego piłkarza Włoch, miał kilka nominacji do Złotej Piłki, w 2010 roku zdobył Złotego Buta… Można by było wymieniać i wymieniać. W sumie na dzień dzisiejszy „Il Capitano” ma za sobą ponad 580 meczów, w których strzelił aż 240 bramek. Mało który napastnik mógłby pochwalić się takim dorobkiem strzeleckim.
Wydawałoby się, że taki superstrzelec musi również strzelać dla swojego kraju. Nie wiedzieć jednak czemu, Totti w kadrze nigdy nie błyszczał. Zadebiutował w niej w wieku 22 lat, a pierwszą bramkę w „La Squadra Azzurra” zdobył dwa lata później w towarzyskim meczu przeciwko Portugalii. Mimo że „Il bambino de oro” grał na czterech wielkich turniejach (Euro 2000 i 2004 oraz MŚ 2002 i 2006), a na ostatnim z nich został mistrzem świata i w sumie wystąpił w 58 spotkaniach, to do siatki trafił tylko 9-krotnie.
Drugim typem zawodników są ci, którzy nigdy nie mieli okazji bronić barw swojego kraju, ponieważ konkurencja na ich pozycji była zbyt duża. Warto zauważyć, że w tych przypadkach najbardziej poszkodowani wydają się bramkarze, ponieważ to właśnie na tej pozycji jest zazwyczaj najmniej rotacji.
Roman Weidenfeller
Roman Weidenfeller to bramkarz, który swoją dorosłą karierę rozpoczynał w FC Kaiserslautern po tym, jak w wieku 16 lat wpadł w oko skautom tego klubu. Tam jednak nie potrafił przebić się do pierwszego składu i po trzech sezonach zjawił się w Dortmundzie. Rok później podstawowy golkiper Borussii, Jens Lehmann, odszedł do Arsenalu, a Weidenfeller do dziś jest pierwszym bramkarzem klubu z Westfalii, w którym ma obecnie na swoim koncie 302 występy.
W „Die Mannschaft” Niemiec długo nie dostawał swojej szansy, przez co nie ukrywał rozczarowania. Kilka razy nawet krytykował Joachima Loewa. Swojego debiutu reprezentacji Niemiec jednak się doczekał: w listopadzie 2013 roku dostał powołanie od selekcjonera i pojechał na mecze z Anglią i Włochami. Od tamtej pory rozegrał w „Nationalelf” cztery spotkania.Co więcej, znalazł się nawet w kadrze na mistrzostwa świata w Brazylii. Na regularne występy Roman Wiedenfeller nie ma jednak co liczyć: tak samo jak kiedyś niepodważalną pozycję miał Oliver Kahn, tak samo na dzień dzisiejszy numerem 1 jest Manuel Neuer, z którym 34-latek nie ma szans.
Victor Valdes
Victor Valdes przez wiele lat był podobnie jak Carles Puyol, Xavi czy Iniesta ikoną FC Barcelona. Występował w tym klubie już od małego i w wieku 20 lat został przesunięty do pierwszego zespołu i już w pierwszym sezonie stał się podstawowym bramkarzem „Blaugrany”. W FCB Valdes występował przez 12 lat, w ciągu których zdobył z „Barcą” wszystko, co tylko można było zdobyć: od mistrzostwa Hiszpanii po klubowe mistrzostwo świata. Głodny nowych wyzwań w 2013 roku ogłosił, że postanowił zmienić klub. Pech chciał, że 31-letniego bramkarza dopadła kontuzja kolana i sprawy się nieco skomplikowały. Po wyleczeniu urazu „Doble V” związał się z Manchesterem United, w którym aktualnie jest drugim bramkarzem. W „La Furia Roja” Hiszpan zadebiutował dopiero w 2010 roku w spotkaniu przygotowującym na afrykańskie mistrzostwa świata, na które został powołany jako trzeci bramkarz.
Pomimo że nie wystąpił ani w RPA, ani dwa lata później na polskim Euro, VV ma na swoim koncie oba te puchary. Z powodu wspomnianej już wcześniej kontuzji kolana nie znalazł się w kadrze na ostatnie MŚ. W reprezentacji Hiszpanii od zawsze niepodważalnym numerem 1 był Iker Casillas. Także Pepe Reina, który grał w Liverpoolu oraz Napoli, był często w lepszej formie od Victora Valdesa. Jednak tuż przed zeszłorocznym mundialem „La Pantera de Hospitalet” wydawał się faworytem do bronienia hiszpańskiej bramki po tym, jak bramkarz Realu był w słabszej formie i stracił nawet miejsce w składzie „Królewskich”. Zerwane więzadła sprawiły jednak, że Casillas swojego miejsca nie oddał.
Ostatnią kategorią niespełnionych reprezentantów są nasi rodacy. W tym przypadku można by było wymieniać i wymieniać, bo przede wszystkim w naszej rodzimej lidze takich przypadków było wiele. My postanowiliśmy się ograniczyć do kilku najciekawszych z ostatnich lat.
Krzysztof Warzycha
Krzysztof Warzycha był wychowankiem Ruchu Chorzów, z którym rozegrał w polskiej lidze (w sezonie 1987/1988 Ruch grał w drugiej lidze) aż 195 meczów, zdobywając przy tym mistrzostwo Polski oraz tytuł króla strzelców. W ciągu siedmiu lat spędzonych na polskich boiskach napastnik „Niebieskich” zdobył łącznie 79 goli. W 1989 roku po Warzychę zgłosił się Panathinaikos Ateny. Tam popularny „Gucio” stał się prawdziwą gwiazdą: 288 strzelonych goli pozwoliło mu zostać najlepszym strzelcem „Koniczynek”, a także drugim najlepszym strzelcem w historii ligi greckiej.
W Grecji Warzycha był megagwiazdą, jednak on także nie potrafił przełożyć swoich umiejętności na reprezentację, w której wystąpił po raz pierwszy w 1984 roku, gdy był jeszcze zawodnikiem klubu ze Śląska. W klubie strzelał jak na zawołanie, a gdy przychodziło mu grać ze swoimi rodakami, nic mu nie wychodziło. Łącznie w 50 meczach strzelił tylko dziewięć bramek, przez co często był obiektem żartów. Niekiedy był również wyzywany i wygwizdywany.
Łukasz Sosin
Łukasz Sosin to piłkarz, który większość swojej kariery piłkarskiej spędził poza Polską. Wychowanek Hutnika Kraków w swoim ojczystym kraju niczym szczególnym się nie wyróżniał i większość czasu spędzał na wypożyczeniach. Najlepiej szło mu w Odrze Wodzisław, w której dwukrotnie był w czołówce strzelców ligi. Po 230 występach na polskich obiektach Sosin postanowił spróbować swoich sił na Cyprze, co – jak się później okazało – było strzałem w dziesiątkę. Wraz z Apollonem Limassol sięgnął po tytuł mistrza kraju oraz trzykrotnie odbierał nagrodę za najlepszego strzelca ligi cypryjskiej.
Po kilku udanych sezonach Polak postanowił zmienić barwy i przejść do innego klubu z tej ligi – Anorthosisu Famagusta. Tam nasz rodak spisywał się równie dobrze i ponownie sięgnął po tytuł mistrza Cypru oraz po raz czwarty był najlepszym strzelcem ligi. Dodatkowo przyczynił się do awansu swojego zespołu do Ligi Mistrzów, zdobywając gola w meczu eliminacyjnym z Olympiakosem Pireus. W swoim debiucie w Champions League Łukasz Sosin wybiegł na murawę przeciwko Werderowi Brema.
Podobnie jak reszta wyżej wymienionych piłkarzy Sosin w reprezentacji swojego kraju nigdy nie zabłysnął. W jego przypadku nie chodziło jednak o umiejętności: Sosin po prostu nigdy nie dostał w niej swojej szansy. Zadebiutował późno, bo w wieku prawie 29 lat. W swoim pierwszym meczu zdobył dwa gole przeciwko Arabii Saudyjskiej. Później jednak zagrał już tylko towarzysko z Litwą i Wyspami Owczymi oraz w jednym meczu eliminacji do mistrzostw świata w RPA przeciwko… San Marino. W żadnym z tych spotkań nie podwyższył swojego dorobku bramkowego.
Paweł Brożek
Takich piłkarzy jak Paweł Brożek jest wielu: świetny ligowiec, jednak za słaby na „reprę”. Brat bliźniak Piotra Brożka początki w Wiśle miał średnie: najpierw był wypożyczany, później wchodził z ławki. Gdy jednak załapał się już do pierwszego składu, spisywał się w krakowskim klubie wyśmienicie. W 178 meczach dla tego klubu zdobył 81 bramek. Dobre występy zostały nagrodzone i w 2011 roku 28-latek wyjechał do Trabzonsporu. Polak ligi tureckiej nie zawojował i po roku spędzonym w Turcji przeniósł się na pół sezonu do Celticu Glasgow, z którego zaś odszedł do Recreativo Huelva.
Po nieudanej przygodzie za granicą pomocną dłoń do „Brozia” wyciągnęła „Biała Gwiazda”, w której się odrodził. W reprezentacji Paweł Brożek zadebiutował za kadencji Pawła Janasa, kiedy Polacy rozgrywali w Chicago towarzyskie spotkanie z Meksykiem. Wtedy też zaliczył swoje pierwsze trafienie. Od tamtej pory w biało-czerwonej koszulce zagrał jeszcze 37 razy, ale nigdy na dobre w niej nie zaistniał. Zawodnik Wisły Kraków zagrał w trzech meczach mistrzostw świata w Niemczech w 2006 roku (w meczu z Ekwadorem trafił nawet w słupek) oraz na kilka minut pojawił się na murawie przeciwko Rosji i Czechom podczas Euro 2012. Mimo to nigdy nie był w kadrze wyróżniającą się postacią, a selekcjonerzy rzadko dawali mu szansę, aby się wykazał. Ostatni raz w narodowych barwach Paweł Brożek wystąpił w 2014 roku przeciwko Mołdawii, kiedy to jako kapitan zdobył zwycięskiego gola.
Robert Lewandowski
Okrzyknięty największą polską gwiazdą od wielu lat, Robert Lewandowski już w swoim pierwszym sezonie w Borussii Dortmund wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. Później było już coraz lepiej: podwójne mistrzostwo Niemiec, Puchar Niemiec, Superpuchar Niemiec oraz piłkarz roku w Niemczech, król strzelców Pucharu Niemiec i król strzelców Bundesligi. Kiedy jako jedyny piłkarz w historii zdołał strzelić Realowi Madryt aż cztery bramki w jednym meczu Ligi Mistrzów i doprowadził swoją drużynę do finału tych rozgrywek, nikt nie miał wątpliwości, że jest jednym z najlepszych piłkarzy na swojej pozycji.
W reprezentacji jednak tak dobrze mu nie idzie, przez co często był porównywany właśnie do Warzychy. Mimo 23 strzelonych bramek w biało-czerwonych barwach Robert Lewandowski był bardzo często krytykowany i nierzadko zarzucano mu, że z orzełkiem na piersi nie gra na 100% swoich możliwości. Warto zauważyć, że aż 11 z tych goli zdobył przeciwko takim drużynom jak Gibraltar, Singapur, Andora czy też San Marino. Trzeba jednak przyznać, że odkąd przejął od Jakuba Błaszczykowskiego opaskę kapitana naszej kadry, widać sporą poprawę w jego grze. Wydaje się, że „Lewy” był po prostu ofiarą taktyk byłych selekcjonerów. Widocznie Adam Nawałka potrafi lepiej od Smudy i Fornalika wykorzystać jego potencjał.
Jak widać, nie każdy z tych zawodników nie radził sobie w kadrze z tych samych powodów: czasem były to kłótnie z trenerem, innym razem kontuzje, czasem brak szczęścia. Jedno jest pewne: takich piłkarzy niestety jest sporo. Z pewnością znalazłoby się jeszcze kilku takich, którzy nie potrafili błysnąć w swoich drużynach narodowych, a niejeden piłkarz będzie się jeszcze z takimi problemami zmagał. My życzymy im powodzenia oraz takiej gry, jaką prezentują na poziomie klubowym.
Ten kawałek o Robercie Lewandowskim to z datą 1 kwietnia.