Mil(ik)owy krok


1 kwietnia 2015 Mil(ik)owy krok

To już pewne! Arkadiusz Milik został definitywnie wykupiony z Bayeru Leverkusen przez Ajax Amsterdam za kwotę 2,8 mln euro, a jego nowy kontrakt będzie obowiązywać do końca czerwca 2019 r. 


Udostępnij na Udostępnij na

Sam zawodnik nie ukrywał, iż jego marzeniem jest pozostanie w „Kraju Tulipanów”, gdzie jego talent rozkwita niczym właśnie ten gatunek kwiatu wczesną wiosną. Polski snajper odnalazł idealne miejsce dla siebie, w którym, po nieudanej przygodzie z niemiecką Bundesligą, mógł pokazać, iż 2,5 mln euro, jakie w 2013 r. zapłacili za niego Górnikowi Zabrze włodarze „Aptekarzy”, nie stanowiło ceny zbyt wygórowanej.

Patrząc na formę Arka, uznać należy, iż była ona zdecydowanie za niska. Przecież w głównej mierze to dzięki jego bramkom reprezentacja Polski zdołała pokonać po raz pierwszy w historii Niemców, a Ajax dotarł do 1/8 finału Ligi Europy (w poprzedniej rundzie Holendrzy pokonali Legię Warszawa, której Milik w dwóch meczach zaaplikował  łącznie trzy gole), gdzie uległ jednak Ukraińcom z Dniepropietrowska. Nic dziwnego zatem, iż jego przełożeni starali się ze wszystkich sił zatrzymać u siebie największą obecnie gwiazdę młodego pokolenia wychowaną nad Wisłą. Na takie diamenty można natrafić bowiem bardzo rzadko.

Aruś” – chłopak z sąsiedztwa

Urodzony 28 lutego 1994 r. w Tychach Milik od najmłodszych lat kopał piłkę, gdzie tylko mógł – na szkolnych boiskach, ulicach czy placach zabaw. Prawie zawsze wiernymi piłkarskimi kompanami „Arusia”, jak nazywają go przyjaciele oraz rodzina pogromcy kadry Niemiec, byli jego starszy brat Łukasz oraz Sławomir Mogilan, sąsiad kilkuletniego wówczas chłopca. Dwaj wcześniej urodzeni od Milika panowie zabierali go na treningi Rozwoju Katowice, gdzie stawiali swoje pierwsze piłkarskie kroki, jednak czas pokazał, że nie mają oni tyle talentu, co ich młodszy kolega, który nawet dziś wspomina z wyraźnym rozrzewnieniem, jaką radość sprawiała mu wówczas możliwość podawania starszym kumplom wylatującej poza boisko piłki. Mogilan dodaje, że Arek nie był zwykłym chłopcem na posyłki, który tylko czeka, aż futbolówka trafi pod jego nogi, a on będzie mógł ją zawodnikom Rozwoju odegrać. Już w wieku 5, 6 lat można było zauważyć u niego ponadprzeciętny talent i radość z treningów, na które przyprowadzał go oczywiście jego brat Łukasz.

Mogilan, od wielu już lat związany z katowickim klubem – kiedyś jako golkiper, teraz zaś trener – w jednym z wywiadów opowiadał o tym, jak szybko Milik „łapał” podstawy piłki nożnej, a kolejni szkoleniowcy bezradnie rozkładali ręce, gdyż był zbyt młody, żeby przyjąć go do jednej z grup młodzieżowych zespołu. Dopiero decyzja wspomnianego trenera o posłaniu go do drużyny składającej się z chłopców urodzonych w 1991 r. sprawiła, że młodszy z braci Milików mógł wreszcie rozpocząć profesjonalne treningi. Nie przeszkadzała mu spora różnica wiekowa oraz zdecydowanie lepsze warunki fizyczne jego partnerów, którzy postanowili błyskawicznie pokazać młodziakowi, na czym polega piłka nożna. Nikt nie oszczędzał Arka w czasie treningów, co bez wątpienia wyszło mu na dobre, ponieważ nawet dziś, gdy jest wielką gwiazdą europejskiego futbolu, trudno dostrzec strach w jego oczach, gdy przychodzi mu walczyć z rosłymi obrońcami. Ogółem „Aruś” spędził w Katowicach ponad dekadę, a do pierwszej drużyny został włączony w sezonie 2010/2011.

Lata spędzone w Rozwoju nauczyły „nowego Lewandowskiego” nie tylko zasad futbolu, ale przede wszystkim samodzielności. Praktycznie każdego dnia musiał dojeżdżać autobusem z Tych do Katowic ok. 25 kilometrów, by nie spóźnić się na trening. A zajęć z piłką Milik akurat nigdy nie miał dość. Nawet po powrocie do domu, na osiedle „N”, miał ochotę pograć z kolegami, o których nie zapomniał także dziś. Oni zaś szanują napastnika Ajaksu za to, że pozostał skromnym chłopakiem z sąsiedztwa, niewywyższającym się i umiejącym pomóc w trudnych chwilach. Trudno zaprzeczyć słowom kolegów Arkadiusza, gdyż jest on bardzo ułożonym i spokojnym chłopakiem. Nie wywołuje żadnych skandali, ubiera się niezbyt krzykliwie, pozostaje wierny swojej pięknej dziewczynie Jessice. Nic dziwnego zatem, że po zawodnika Rozwoju w 2011 r. zgłosił się Górnik Zabrze.

Trudne niemieckie początki

To właśnie przy ulicy Roosevelta po raz pierwszy Milik posmakował ekstraklasowej rywalizacji. W rolę wymagającego, a niekiedy nawet surowego opiekuna młodzieńca wcielił się Adam Nawałka, obecny selekcjoner reprezentacji Polski. Charyzmatyczny trener potrafił bardzo szybko przekonać swego utalentowanego podopiecznego do tego, że mimo młodego wieku stać go na bycie jednym z najlepszych zawodników polskiej elity. I tak też się stało, choć rozegrał w niej zaledwie 38 spotkań, zdobywając 11 goli. Może nie był to jakiś oszałamiający wynik, ale dojrzałość prezentowana przez Arka na boisku oraz bardzo dobra technika pozwoliły mu zwrócić na siebie uwagę kilku znanych zagranicznych ekip. Adam Nawałka odradzał swemu pupilowi wyjazd za zachodnią granicę, ale borykający się od wielu lat z dużymi problemami finansowymi Górnik Zabrze, a konkretniej – jego włodarze – postanowili skorzystać z oferty Bayeru Leverkusen i podpisać się pod kontraktem wartym 2,5 mln euro.

https://www.youtube.com/watch?v=k0nRX1PU_ZM

I w ten oto sposób zaledwie 22-letni napastnik trafił do silnej ligi niemieckiej, gdzie od razu rzucono go na głęboką wodę. Nikt w drużynie „Aptekarzy” nie zważał na to, że Milik był wciąż bardzo młody i mało doświadczony. Przyszła gwiazda reprezentacji Polski porównywana była u naszych zachodnich sąsiadów do Roberta Lewandowskiego, który posiada podobne walory piłkarskie oraz sylwetkę. Arek musiał bardzo szybko przywyknąć do zupełnie innych, o wiele cięższych treningów oraz presji, jaka mu towarzyszyła. Na pewno chciał utrzeć nosa „ekspertom”, którzy przed jego wyjazdem do Niemiec odradzali mu ten ruch, sądząc, iż nie poradzi sobie tam i za chwilę wróci do Polski z podkulonym ogonem. Krytycy odważnej decyzji napastnika mieli rację, ale tylko częściowo. Owszem, Milik miał na początku duże problemy z przebiciem się choćby do rezerw Bayeru, rzadko widywano go na boisku, gdzie brylował wówczas Stefan Kiessling, ale, jak to w przypadku młodych zawodników bywa, Arka szybko wypożyczono do innego klubu, mianowicie FC Augsburg.

A tam bardzo szybko udowodnił, że nie każdy młody polski gracz musi przepaść w zagranicznej lidze. W nowym otoczeniu Arek zaczął nawiązywać do czasów, gdy imponował swoimi walorami czysto piłkarskimi, będąc piłkarzem Górnika. W sezonie 2013/2014 rozegrał dla Augsburga prawie 20 spotkań, strzelając zaledwie dwie bramki, ale nie to było najważniejsze. Dla wszystkich kibiców Milika oraz niego samego istotniejszy był fakt, iż wreszcie zaczął regularnie grać (częściej jako rezerwowy) i nabierać doświadczenia.

Polski snajper podkreślał wielokrotnie, iż w swoim nowym klubie czuje się wyśmienicie i chętnie zostałby tam na dłużej, ale formalnie wciąż był pracownikiem Bayeru. Zapewne nie chciał podzielić losu Mateusza Klicha, który po wielce udanym (zdobycie Pucharu Holandii) wypożyczeniu do holenderskiego PEC Zwolle został ściągnięty z powrotem do VfL Wolfsburg tylko po to, by grać w rezerwach. „Aruś” długo walczył o pozostanie w Augsburgu, ale ostatecznie jego wypożyczenie nie zostało przedłużone, gdyż zawodnik, jak sam później przyznał, został źle potraktowany przez swego pracodawcę. Trener odsunął Polaka od treningów z pierwszą drużyną, gdy władze zespołu dowiedziały się, iż Bayer chce powrotu swego gracza.

Dziwne rotacje de Boera

Naszemu bohaterowi nie pozostało zatem nic innego, jak powrócić do ekipy „Aptekarzy” i zacząć walczyć z Kiesslingiem o podstawowy skład. Na szczęście dla niego pracodawcy Polaka postanowili po raz kolejny wysłać go na roczne wypożyczenie, lecz tym razem poza granice Niemiec. Takie rozwiązanie było sporym zaskoczeniem dla Arka, który chciał pokazać, że stać go na regularne występy w Bayerze, ale decyzję swoich przełożonych przyjął z optymizmem. Nie od dziś wiadomo, że „Kraj Tulipanów” to doskonałe wręcz miejsce dla zawodników pokroju Milika, a więc dobrze wyszkolonych technicznie i mających poprawną kondycję. W dodatku polski atakujący miał rozwijać swój talent pod okiem znanego przed laty Franka de Boera, Mimo że Holender występował niegdyś jako obrońca, to jego pomocnikiem pozostaje Dennis Bergkamp, prawdziwa legenda, jeden z najlepszych napastników w historii reprezentacji „Oranje”, od którego Milik może nauczyć się bardzo dużo.

A o tym, iż jest on pojętnym młodym człowiekiem, przekonaliśmy się niedługo po jego przylocie do Holandii. W tym małym kraju Arkadiusz miał dużo więcej szans na regularne występy, a że szybko zaczął strzelać dla nowego zespołu gole, de Boer musiał przyjrzeć mu się nieco uważniej. Głównym rywalem Polaka do gry w pierwszym składzie Ajaksu pozostaje Islandczyk Kolbeinn Sigthorsson. Trener 33-krotnych mistrzów Holandii stosował jeszcze nie tak dawno dość specyficzny rodzaj rotacyjny. Kiedy inni trenerzy zazwyczaj sadzają na ławce rezerwowych zawodnika spisującego się słabo, de Boer czynił zupełnie odwrotnie.

Załóżmy, ze Milik zdobył gola w jednym meczu, a w kolejnym jego miejsce zajmował Sigthhorsson i na odwrót. Kto wie, czy opiekun Ajaksu nie pozostawałby wierny swojej filozofii, gdyby nie kontuzja Islandczyka, która wykluczyła go z gry na dłuższy okres. To właśnie wtedy Milik mógł częściej grywać w podstawowej jedenastce amsterdamczyków, a z biegiem czasu stał się ich najjaśniejszym punktem. Do tej pory zdołał zdobyć 15 bramek we wszystkich rozgrywkach (m.in. trzy gole w LE i jeden w LM), a jego świetną dyspozycję doceniono w całej Europie. W grudniu ubiegłego roku zajął drugie miejsce, za plecami Raheema Sterlinga z Liverpoolu, w głosowaniu na najlepszego gracza młodego pokolenia na Starym Kontynencie.

Bohater reprezentacji

Oprócz dobrych występów w klubie Arek doskonale zadomowił się wśród starszych kolegów z reprezentacji Polski. Być może nie stanowiłby o jej sile za rządów innego selekcjonera, ale na jego szczęście obecnym trenerem „Biało-Czerwonych” jest doskonale znany mu Adam Nawałka. To właśnie były szkoleniowiec Górnika postanowił odważnie postawić na swego dawnego klubowego podopiecznego, za co ten odwdzięczył się doskonałą grą w eliminacjach do Euro 2016. Jego gol w meczu przeciwko Niemcom sprawił, że błyskawicznie okrzyknięto go bohaterem narodowym, a co odważniejsi zaczęli spekulować, czy wychowanek Rozwoju Katowice nie jest lepszy od Roberta Lewandowskiego. Może w tym stwierdzeniu jest trochę przesady, ale potencjał zawodnik Ajaksu ma chyba nawet większy do swego bardziej utytułowanego kolegi, co dobrze wróży na przyszłość.

https://www.youtube.com/watch?v=rUPnqgMXjXA

Ta zaś jawi się w bardzo jasnych kolorach, nawet mimo kontuzji, którą napastnik odniósł kilka dni temu. Bez wątpienia podpisanie umowy z Ajaksem to krok milowy w jego karierze. Arek wreszcie rozstał się z Bayerem, gdzie nie wiodło mu się najlepiej, zapewniając sobie jednocześnie spokój na kilka kolejnych lat, które zamierza spędzić w Holandii. A może jednak wcześniej zgłosi się po niego bardziej utytułowany klub? Ajax nie jest już taką marką, jak dawniej, a chętnych, by zatrudnić Milika, jest bez liku. Znając Milika i jego wielkie ambicje, możemy być pewni, że już niebawem znów będzie o nim głośno. A żeby tak się stało, musi osiągnąć sukces w postaci awansu do finałów francuskiego czempionatu Europy i tam pokazać, że jest jednak lepszy od Sterlinga. Bo w to chyba żaden Polak nie wątpi. A już na pewno nie jego koledzy, dzięki którym zaczął interesować się piłką.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze