Szukajmy ekstraklasy w Afryce


24 stycznia 2015 Szukajmy ekstraklasy w Afryce

Styczeń w ekstraklasie to głównie czas „ogórkowy”. Kibice swoich ulubionych drużyn nie wiedzą co ze sobą zrobić i gdyby nie informacje transferowe oraz sparingi, z pewnością zanudziliby się na śmierć. Od czasu do czasu rozgrywana jest jakaś większa impreza, która pozwala na chwilę zapomnieć o ligowym zgiełku.


Udostępnij na Udostępnij na

Dlaczego podczas oglądania Pucharu Narodów Afryki zapominamy o istnieniu ekstraklasy? Bo przypomina nam ją do złudzenia. A w szczególności tegoroczna edycja, która jest potwornie nudna i nieciekawa. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie gorszego turnieju. Nawet Puchar Króla Tajlandii był o niebo ciekawszy.

Poniedziałkowa grupa B

Każdy wierny fan naszej ekstraklasy, który śledzi prawie wszystkie mecze, wie doskonale, co oznaczają poniedziałkowe spotkania. Obojętnie, czy gra w nich Legia, czy też Zawisze, wszystkie wyglądają równie źle. Od oglądania spotkań ekstraklasy w poniedziałek, odechciewa się wszystkiego na kolejne dni. Te mecze są zarezerwowane wyłącznie dla maniaków. Podobnie jest z PNA. Aby obejrzeć wszystkie mecze, trzeba być ogromnym maniakiem oraz ogromnym sympatykiem afrykańskiego futbolu. Najciekawsze akcje sprowadzają się wyłącznie do dośrodkowań, z których nic nie wynika, a i bramek jest jak na lekarstwo. Do tej pory padły zaledwie 22 gole na 15 rozegranych spotkań (przed meczem RPA – Senegal). Michał Trela na swoim twitterze skomentował, że wyłącznie grupa B jest analogicznym poniedziałkiem, lecz my stwierdzamy, że to może odnosić się do wszystkich spotkań.


Duch „Fryzjera” wisi w powietrzu

Tegoroczny PNA, to nie tylko nudy i smęty, ale to też liczne paradoksy. U nas jest ich pod dostatkiem. Przede wszystkich tych absurdów sędziowskich, które można mnożyć i mnożyć, i mnożyć… . Podczas tego turnieju nad zachowaniem graczy na boisku czuwa absolutna „śmietanka” afrykańskiej organizacji. No cóż, jaki kraj taki Paweł Raczkowski, aczkolwiek wierzymy, że polski arbiter spisałby się dużo lepiej, niż tamci panowie. Gwiżdżą jak im zawieje. Karne, nie karne, rzuty wolne, kartki z kapelusza, cuda na kiju. Wszystko, co możecie sobie wyobrazić. Być może to te nożyczki zwiastują ducha „Fryzjera”, które znalazł zawodnik Mali.

Zaraz…

Pamiętacie?

To samo, a jednak co innego

Nazwiska, które przewijają się wśród ekip z „Czarnego Lądu” można ze spokojem przyrównać do naszych. Oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji. Każdy przecież zna Aubameyanga, ale nie każdy kojarzy Furmana. Zaraz? Furmana? Tak, Deana Furmana, reprezentanta Republiki Południowej Afryki. Oto ten pan:

 

Wracając. To tak samo, jak każdy, nawet największy laik polskiego futbolu kojarzy Sebastiana Milę, a nie każdy wie o istnieniu Michała Efira. I podobnie jest ze wszystkimi ligami na całym świecie. Część zawodników jest dobrych, część słabych, część bardzo słabych. Nie odbiegamy od tych ogólnie przyjętych standardów i ze spokojem możemy się równać do tego turnieju. Tym bardziej, jak ma się na tapecie mecz Ghany z Algierią, gdzie równie dobrze można wstawić spotkanie z odtworzenia pomiędzy Koroną a Ruchem. Widowisko palce lizać! Czasami brakuje tej naszej ekstraklasy, tym bardziej kiedy człowiek musi oglądać to coś, co jest nazywane Pucharem Narodów Afryki.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze