Zapomniani: Marcin Burkhardt


2 sierpnia 2015 Zapomniani: Marcin Burkhardt

Minęło dziesięć lat, odkąd ostatni raz wystąpił w narodowej kadrze. W najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał 180 spotkań, w których 15 razy trafiał do siatki. Był na piłkarskim piedestale, sięgał po mistrzostwo kraju, wróżono mu wielką karierę, miał być rozgrywającym na lata. Rzadko spotyka się zawodnika o tak dobrze ułożonej lewej nodze. Jeśli dośrodkowywał, zmarnowanie tak dopieszczonej piłki było nie do przyjęcia. Do tych „malinek” potrzeba było tylko przyłożyć nogę.


Udostępnij na Udostępnij na

Szkoda, że Marcin Burkhardt tak nie przykładał się do swojej kariery. Miał wszystko, żeby wyjechać na Zachód i posmakować poważnej piłki. Wiele lat temu dostawał oferty z Lens czy Celticu (miał tam występować razem z Borucem). Duża inteligencja, kapitalna technika i… zbyt duża nonszalancja i lekkomyślne podejście do życia, czego skutkiem były ogromne długi, w które popadł kilka lat temu. Próbował je spłacić, więc  wyjechał za ropą chlebem do Azerbejdżanu, gdzie był wielką gwiazdą. Nie mogło być inaczej, skoro kibiców Simurq Zaqatala raczył takimi perełkami.

Kiedy patrzyłem na jego boiskowe ruchy, widziałem lekkość, którą można przypisać tylko geniuszom. Jednak talent to nie wszystko. „Bury” nie uchodził za tytana pracy. Błyszczał, ale tylko sporadycznie. Bazował na darze od Boga, a nie godzinach spędzonych na treningach czy w klubowej siłowni. Dodatkowo zawsze lubił się zabawić, żyć ponad stan. Pewnie dlatego niespełna dwa lata temu jego luksusowym apartamentem w Warszawie zainteresował się… komornik, który przeprowadził licytację.

Zacznijmy od początku…

Zapowiadał się na grajka światowego formatu. Zadebiutował w polskiej ekstraklasie kilka dni przed swoimi 18. urodzinami, wchodząc na ostatnie 24 minuty przeciwko Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski w barwach Amiki. W klubie z Wronek spędził pięć sezonów, które zaowocowały spektakularnym transferem do Legii Warszawa. Już w pierwszym sezonie w cuglach wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie, w dużym stopniu przyczyniając się do mistrzostwa Polski.

To były jednak miłe złego początki, po prawdziwej karierze pozostały tylko szczątki. Moim zdaniem mistrzowski sezon był ostatnim na miarę jego potencjału, mimo transferu do niezłej szwedzkiej ligi. Tam jednak grał w kratkę, więc przeniósł się do Metalista Charków. Ten ukraiński epizod chciałby jak najszybciej wymazać z pamięci. 7 meczów, 0 bramek i powrót do Polski. Utalentowanego środkowego pomocnika przygarnęła Jagiellonia Białystok, występował tam w miarę regularnie, zdobywając nawet Puchar i Superpuchar Polski.

Ojczysty kraj to nie był jednak szczyt jego ambicji, zarówno piłkarskich, jak i finansowych. Skoro oferty z poważnych zagranicznych klubów nie sypały się jak asy z rękawa, postawił na petrodolary i grę w Azerbejdżanie. Rozegrał całkiem przyzwoity sezon, stając się pupilem publiczności dzięki swoim efektownym zagraniom i 5 bramkom. Tam również nie zagrzał na dłużej miejsca i skorzystał z oferty Miedzi Legnica, która finansowo zdecydowanie odstaje od warunków 1-ligowych, mając ekstraklasowe aspiracje. To przekonało „Burego”, więc sezon 2013/2014 spędził na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. W 12 spotkaniach nie strzelił żadnego gola. Absolutnie nie spełnił pokładanych w nim nadziei, więc bez żalu się z nim pożegnano, szczególnie że często uskarżał się na różnorakie dolegliwości. To również one hamowały dobrze zapowiadającą się karierę. Jeśli osiągał maksymalną formę, to przyplątał się kolejny uraz, który wzmagał frustrację.

Od dwóch lat w końcu ma spokój, pewne miejsce w składzie. To zasługa transferu do Czerno More Warna, gdzie występuje już drugi sezon, zdobywając po drodze krajowy puchar, dzięki czemu jego bułgarski klub mógł wystąpić w obecnej edycji eliminacji do Ligi Europejskiej. Swoją przygodę z tymi rozgrywkami zakończył na tym samym etapie, co jego były klub, Jagiellonia Białystok. Czerno More Warna w pierwszym meczu zremisował na własnym boisku 1:1 z Dynamem Mińsk, jednak w rewanżu otrzymał srogie lanie, ulegając 0:4, a Marcin Burkhardt nie powrócił już na boisko po przerwie.

Mimo wszystko w Bułgarii czuje się bardzo dobrze, o czym mówi często w wywiadach. Medialna otoczka często mu przeszkadzała w karierze, pozwalała bujać w obłokach. Dzisiaj ma spokój, może pokazać w pełni swój potencjał. Po latach sam wyznaje, że nie zawsze przykładał się należycie do treningów, mentalnie nie był przygotowany do gry na wysokim poziomie.

W Bułgarii zarabia przeciętnie (na pewno mniej niż w Azerbejdżanie czy Legii Warszawa), ale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Nie traktuje obecnego klubu jako piłkarskiej emerytury. Po niezłych występach w poprzednim sezonie jeszcze liczy na poważne oferty. Teraz albo nigdy. W Polsce został odstrzelony, więc nie wydaje mi się, żeby liczył na powrót do naszego kraju.

Na Bałkanach mu się podoba, więc może czeka na zainteresowanie silniejszych lig niż bułgarska z tamtego regionu. Chorwacja, Serbia… Jeszcze kilka lat gry przed nim, więc transfer do silniejszego klubu niewykluczony. Najważniejsze, że nie powiesił butów na kołku i wybrał grę zamiast odcinania kuponów. Kolejny przykład polskiego zawodnika, który nie do końca wykorzystał swój olbrzymi potencjał. Przestroga dla młodych piłkarzy, że życie na piedestale nie trwa wiecznie i trzeba wycisnąć maksimum ze swoich umiejętności. W tym przypadku zabrakło mentalności zwycięzcy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze