Z czego tu się cieszyć? "Jaga" na farcie pokonała jakąś zgraję mało poważnych piłkarzy, co to nie potrafią wygrać od marca. Śląsk zwyciężył zespół rywalizujacy w lidze z klubami o budżecie, który nie imponowałby naszym drugoligowcom (Porońcowi Poronin z trzeciej również). Powodów do radości jest jednak kilka.
Powód pierwszy – ranking
Dwie wygrane, nieważne w jakim stosunku, to maksimum, jakie mogliśmy wyciągnąć, jeśli chodzi o punkty do rankingu lig UEFA. Mało tego – w Gruzji potknęła się Omonia Nikozja (porażka z Dynamem Batumi), swojego meczu nie wygrał też Hajduk Split, remisując w Estonii. Chorwacja i Cypr to nasi bezpośredni rywale, których nasza liga może wyprzedzić – a zawsze miło piąć się w europejskiej hierarchii. Jagiellonia i Śląsk zrobiły więc to, czego od nich oczekiwano.
Powód drugi – dojrzałość
Oba nasze kluby pokazały, choć na różne sposoby, że potrafią być wyrachowane. Śląsk kontrolował grę, ukłuł raz, ale gdy już to zrobił – grał tak, jakby chciał Słoweńcom udzielić lekcji. Miejmy nadzieję, że nie są to bardzo pojętni uczniowie – niech wrocławianom starczy jeszcze sił i kalkulacji na rewanż. Z racji rankingu prosimy oczywiście o następne zwycięstwo.
Jagiellonia to trochę inna para kaloszy. Jej nie kleiło się nic, prezentowała się, mówiąc łagodnie, nieszczególnie. Po czerwonej kartce Rafała Grzyba część kibiców miała prawo uznać, że bezbramkowy wynik to dobry rezultat (zwłaszcza gdy doliczymy sytuacje, w których podopiecznych Probierza ratował Bartłomiej Drągowski). „Jaga” w ostatniej minucie udowodniła, że thrillery z zeszłego sezonu nie były przypadkiem – może właśnie brak przerwy między sezonami sprawił, że jeszcze nie zapomniała, jakich emocji dostarczać swoim fanom.
Powód trzeci – młodzi
Tutaj oczywiście mówimy o „Jadze”. Michał Probierz zrobił to, do czego przyzwyczaił wszystkich w lidze – nie bał się postawić na młodzież. I właśnie kwiat polskiej młodzieży zapewnił mu sukces. Drągowski zaliczył bardzo dobry debiut w pucharach (choć to było raczej przewidywalne), a Karol Świderski bez kompleksów wszedł na murawę i zachował zimną krew w końcówce, zapewniając Podlasianom zwycięstwo.
Powód czwarty – trudny teren
Skoro wyróżniliśmy „Jagę”, wypada pochwalić też Śląsk. Ten pokonał rywala na trudnym terenie – nigdy nie było nam łatwo grać z drużynami z byłej Jugosławii. Mimo że Słowenia w żadnym wypadku do Bałkanów nie należy (ani geograficznie, ani historycznie, ani kulturowo), piłkarze z tego kraju odznaczają się bałkańskim charakterem. Ambicji i zadziorności odmówić im nie sposób. Tym większe brawa dla podopiecznych trenera Pawłowskiemu za to, że atutami piłkarskimi wygrali ten mecz.
Powód piąty – historia
Wszyscy mamy w pamięci kompromitacje polskich drużyn w meczach z rywalami, których nazwy nie pamiętałby nikt, gdyby nie nasze spektakularne porażki. Stjarnan, Żalgiris Wilno, Levadia Tallinn, Vetra Wilno, Irtysz Pawłodar – wymieniać by można było dalej. Tym razem na nic takiego się jednak nie zanosi. Wygrane na wyjazdach stawiają nas w znakomitej sytuacji przed rundą rewanżową. Miejmy nadzieję, że będzie to już stała tendencja – nie tylko jednodniowy wyskok.
Powód szósty i ostatni – kibice
Tak, o nich też trzeba powiedzieć. W Szawlach fani Jagi stanowili znaczącą większość, dopingowali klub przez cały mecz, Jagiellonia bez wątpienia czuła się jak u siebie. W Celje Słoweńców było więcej, jednak fanów z Wrocławia dało się słyszeć w trakcie meczu (odpuszczę już komentarz o rasistowskim zachowaniu – jednak nie dotyczy ono większości, ale tylko małej grupy idiotów). Bardzo miłe jest to, że nasze kluby mają wsparcie fanów wszędzie, gdzie tylko się pojawią.
Jak więc widać, możemy być zadowoleni z tego, co wydarzyło się w czwartkowe popołudnie i wieczór. Jestem święcie przekonany, że forma obu drużyn pójdzie jeszcze w górę, dlatego wstrzymajmy się jeszcze z linczem jednej czy drugiej drużyny. One jeszcze nieraz przyniosą nam radość swoją grą na europejskich boiskach.