Nadzieja umiera ostatnia


23 lipca 2014 Nadzieja umiera ostatnia

Jak kto woli – Legia zaskoczyła, bądź nie. Spodziewałem się (i pewnie nie tylko ja) czegoś zupełnie innego, ale patrząc przez pryzmat ostatnich lat rodzimej piłki w pucharach, wynik z St. Patrick’s w sumie nie dziwi. Wszyscy myśleli, że Superpuchar z Zawiszą to był tylko wypadek przy pracy. Okazuje się, że problem jest chyba nieco większy.


Udostępnij na Udostępnij na

Optymizm przed eliminacjami budził przede wszystkim fakt, że „Wojskowi” mieli świetną wiosnę i praktycznie rozjeżdżali rywali, a mistrzostwo było przyznane już na kilka kolejek przed zakończeniem ligi. Z zespołu nie odszedł nikt, kto stanowił o sile napędowej zespołu, a dokooptowani zostali między innymi Piech i Lewczuk – solidni ligowcy. Trener Berg dobrze złożył części układanki, czego potwierdzeniem była właśnie miniona wiosna. Żyro wzniósł się na wyżyny, Vrdoljak w końcu zaczął grać jak przystało na środkowego pomocnika, a zarazem kapitana, Radovic jak zwykle był genialny (jak na polskie warunki), a Kuciak praktycznie bez błędów zabezpieczał bramkę. Sporo świeżości wniósł również pozyskany zimą Duda, który dobrze pokazał się przez kilka miesięcy gry. Legia zaczęła nabierać fajnych kształtów, można było dostrzec pomysł na grę i pewną jakość, której w Polsce ogólnie brakuje. Dlaczego jednak wszystko się posypało?

Zawisza to mógł być przypadek, St. Patrick’s trochę mniej, ale wtopa na własnym stadionie z beniaminkiem to już było za dużo. Potwierdzeniem fatalnej formy drużyny i fali krytyki, która na nią spłynęła, może być dezercja Jakuba Rzeźniczaka z mediów społecznościowych, który zdaje się nie wytrzymał hejtów z każdej możliwej strony. Ciężko wskazać ogniwa, które zawiodły gdyż na wysokości zadania nie stanął praktycznie nikt. Oglądając mecz z Irlandczykami, można było odnieść wrażenie, że Legia nie ma siły albo zupełnie jej się nie chce. Jest jeszcze trzecia możliwość – zlekceważenie rywala. Nie przekonują mnie słowa trenera, który oznajmił, że optymalna forma przyjdzie za dwa, trzy tygodnie. Po tym czasie drużyny może nie być już w Europie, a to przecież, o ile się nie mylę, jest nadrzędny cel zarówno piłkarzy, jak i prezesa Leśnodorskiego. Ten mecz – bez zupełnej szydery – przypominał pojedynek Dawida z Goliatem, mając na uwadze finanse obu klubów, infrastrukturę czy samych zawodników. Po raz kolejny okazało się, że żadna z powyższych rzeczy nie pomoże na boisku. Piłkarze St. Patrick’s wyszli z większymi chęciami, zaangażowaniem i mogli wygrać przewagą co najmniej dwóch bramek (zachwycali szczególnie w pierwszej połowie gry). Dla nich ten wynik to mimo wszystko – jak mawia Roman Kołtoń – zwycięski remis.

Co można powiedzieć o Legii? Najbardziej raził środek pola, którego tak naprawdę nie było w tym meczu widać. Największą bolączką tej drużyny jest przede wszystkim jednak brak dobrego, rasowego napastnika. Drużyna dysponuje między innymi Saganowskim, Piechem czy Orlando Sa (nie liczę Dwaliszwiliego, gdyż to od dawna jest pomyłka), jednak żaden z nich nie gwarantuje jakości w walce o fazę grupową Champions League. Skrzydłowi w postaci Koseckiego czy Michała Żyro nie tworzą realnego zagrożenia pod bramką rywali. Ten pierwszy w meczu z Bełchatowem został wręcz przyćmiony przez braci Maków, którzy bez najmniejszych kompleksów grali na Łazienkowskiej.

Legia pewnie (nie chodzi o to, że zdecydowanie) awansuje dalej, bo nie ma tak naprawdę innej możliwości. Porażka z Irlandczykami byłaby blamażem przy hucznych z resztą jak co roku zapowiedziach o europejskich pucharach. Od 18 lat nie było tam polskiej drużyny, na tle Europy wygląda to tragicznie.

https://pbs.twimg.com/media/BssYAu0CYAIR14n.jpg:large

Henning Berg liznął wielkiej piłki, grał pod batutą samego sir Alexa Fergusona i podobno radził się go w kwestiach trenerskich. Jeśli Legia dzisiaj polegnie, zapewne będzie musiał szukać pracy. Moim zdaniem największym błędem trenera w pierwszych trzech oficjalnym meczach tego sezonu jest niekonsekwencja przy ustalaniu wyjściowego składu. Zbyt dużo eksperymentuje, a hipotetycznie najsilniejszy skład wystawił o dziwo na… Superpuchar Polski. Moim zdaniem grać powinien raczej stabilny skład, aby cały czas zawodnicy mogli czuć między sobą chemię i co raz lepiej rozumieć się na boisku. To nie jest końcówka sezonu kiedy na najważniejsze mecze trzeba dać odpoczywać swoim piłkarzom. Sezon jeszcze na dobre się nie rozpoczął, a przez dziwne decyzje może się szybko skończyć – przynajmniej w Europie.

Nikt ze środowiska Legii nie dopuszcza do siebie myśli, że drużyna może nie awansować do kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Podejrzewam, że to będzie miało największy wpływ na piłkarzy, na ich sportową złość, aby mogli awansować. Styl już tutaj się nie liczy, chociaż idealnie byłoby „klepnąć” Irlandczyków przyjemnym, kilkubramkowym wynikiem. Jeśli ta przeszkoda zostanie przeskoczona, na warszawską drużynę czeka już Celtic Glasgow – klub Łukasza Załuski. To będzie trudny pojedynek i z taką grą jak teraz, raczej nie będzie optymistów przed dwumeczem. Chyba że po zapowiedziach Henninga Berga jego drużyna wskoczy w tę optymalną formę, o której przecież wspominał. Teoretyzując, Wojskowi moim zdaniem nie podołają Szkotom, ani fizycznie ani mentalnie. Celtic to wyspiarski futbol, bardzo fizyczny, siłowy, a w drużynie jest kilka znanych nazwisk. Szansy można upatrywać w zlekceważeniu rywali, analogicznie do sytuacji Legii z St. Patrick’s.

Na tę chwilę warszawska drużyna nie ma większych szans, aby spełnić marzenia o Lidze Mistrzów. Piłkarze dotknięci krytyką, atakowani z każdej strony, a wręcz wyszydzani przez media czy kibiców. W sobotę na meczu z Bełchatowem padł niechlubny rekord frekwencji przy Łazienkowskiej 3 za czasów nowego obiektu. To świadczy o tym, że fani mają dość takiej postawy zespołu, wokół którego problemy kłębią się jeszcze bardziej. Sam prezes Leśnodorski po spotkaniu z GKS napisał na Twitterze wymowne „przepraszam”, gdyż na pewno zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i wie co dla kibiców oznaczają ostatnie wyniki zespołu. On, jako jedyny nie zawinił przecież w ogóle, stworzył świetne warunki dla klubu.

Nad Warszawą kłębią się coraz bardziej ciemne chmury i tylko dzisiejszy wynik może je odrobinę przegonić. W innym wypadku nie chciałbym być w skórze piłkarzy ani trenera Berga. Dzisiaj wszystko się może zdarzyć, albo inaczej: wszystko jest w nogach piłkarzy warszawskiej Legii. Awansują (wielu uważa to za obowiązek, ja też) – będą trochę usprawiedliwieni. Nie awansują? Aż boję się myśleć.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze