W środę prawie wszystko do zera


22 października 2014 W środę prawie wszystko do zera

Środowe spotkania może nie przyniosły tylu bramek co wtorkowe, ale z pewnością można mówić o niespodziankach. Większość meczów była jednoznaczna. Nie obyło się również bez niespodzianek, a prawdziwy horror stworzył Arsenal.


Udostępnij na Udostępnij na

Arsenal przez prawie cały mecz męczył się niemiłosiernie w Brukseli. Aż w końcu w ostatnim kwadransie worek się otworzył. A pierwszy dopadł się niespodziewanie Anderlecht. Andy Najar wykorzystał dośrodkowanie Praeta i wyprowadził mistrza Belgii na prowadzenie. Gdy praktycznie już nawet Arsene Wenger pogodził się ze stratą punktów, nadzieję wlał Kieran Gibbs, doprowadzając do remisu minutę przed końcem regulaminowego czasu gry. I wtedy „Kanonierzy” przejęli pałeczkę, a szalę goryczy przelał Lukas Podolski, dając trzy punkty swojej ekipie.

Atletico zwyczajnie zabawiło się ze szwedzkim Malmoe. Skończyło się 5:0, a mogło być więcej, jednak podopieczni Diego Simeone odblokowali się dopiero w drugiej połowie. Fantastycznie spisał się Koke, który otworzył wynik, a dołożył do tego jeszcze trzy asysty. Poczynania kolegów z ławki oglądał Paweł Cibicki.

Borussia Dortmund. Jaki to dziwny klub. W lidze gra prawdziwy piach, ale Champions League to całkiem inna sprawa. Nagle obudzili się gwiazdorzy i zmietli turecką „potęgę”  w postaci Galatasaray. Dwie bramki Aubameyanga oraz trafienia Reusa i Adriana Ramosa, który zadomowił się doskonale po wejściu na boisko, dały pewne trzy punkty. Asystę przy bramce Gabończyka zanotował Łukasz Piszczek.

https://twitter.com/m_andryszczyk/status/525020889629605888

Bayer Leverkusen, w odróżnieniu od ligowych rywali, przenosi swoją dyspozycję z Niemiec do Europy. Zenit nie jest przecież drużyną słabą, a wynik 2:0 może przekonywać. Szczególnie że ostatni kwadrans Niemcy grali w dziesiątkę po dwóch żółciach Wendella. I jak tu się dziwić, że to Boenisch jest etatowym lewym defensorem.

https://twitter.com/AdrianLiput/status/525015235514859520

Bramka Pajtima Kasamiego ustawiła mecz Olympiakosu, który dość niespodziewanie pokonał Juventus Turyn. Po pokazach włoskich klubów w tym tygodniu chyba można dojść do stwierdzenia, że w obecnym czasie Serie A odbiega poziomem od europejskiej czołówki.

W starciu Monaco z Benficą nie oglądaliśmy bramek. Mimo że nie był to mecz nudny, to o czym wspominać, skoro nie było tego, co najważniejsze. Żartowałem. Można odnotować kretynizm Lisandro Lopeza, któremu chyba nie podobała się noga rywala, postanowił więc ją złamać. Na całe szczęście mu się to nie udało.

Jak można nie lubić takiego klubu jak Łudogorec Razgrad? Ma wszystko, żeby być kiepski. A jednak daje radę. Przeciwności miał wszelkie, ale w końcu dostał się do Ligi Mistrzów, w odróżnieniu od np. naszych ekip. I już za to należy się szacunek, nie mówiąc o niesamowitych okolicznościach, które tylko przysporzyły mu fanów. W fazie grupowej Bułgarzy mieli już być tylko chłopcami do bicia. Ale niestety. Stwierdzili, że skoro dają sobie radę z Basel i utrzymują remis, to mogą i wygrać w doliczonym czasie.

Oto wyniki środowych spotkań:

Olympiakos Pireus – Juventus Turyn 1:0 (1:0)

Atletico Madryt – Malmoe FF 5:0 (0:0)

Liverpool FC – Real Madryt 0:3 (0:3)

Ludogorec Razgrad – FC Basel 1:0 (0:0)

AS Monaco – Benfica Lizbona 0:0

Bayer Leverkusen – Zenit Sankt Petersburg 2:0 (0:0)

Anderlecht Bruksela – Arsenal Londyn 1:2 (0:0)

Galatasaray Stambuł – Borussia Dortmund 0:4 (0:3)

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze