Renesans formy Lyonu


29 stycznia 2015 Renesans formy Lyonu

Wyniki osiągane przez Olympique Lyon w XXI wieku przypominają losy narodu egipskiego opisane w jednej z biblijnych przypowieści. Klub, który przez siedem tłustych sezonów nie miał sobie równych na krajowym podwórku, popadł później w głęboki kryzys, a teraz niemalże po siedmiu sezonach chudych powrócił do świetnej dyspozycji. 


Udostępnij na Udostępnij na

Słowo „niemalże” zostało użyte celowo we wstępie do niniejszego artykułu, gdyż licząc od sezonu 2001/2002, przez siedem lat z rzędu Lyon zdobywał mistrzostwo Francji. Potem przyszło załamanie formy, które jeżeli już pozostajemy wierni tradycji biblijnej i szukamy analogii, rozpatrując dzieje Egipcjan i Olympique, trwać powinno do końca obecnego sezonu. Podopieczni Huberta Fourniera mają jednak inne plany i swoją fantastyczną postawą chcą przełamać klątwę już teraz, nie czekając na start kolejnej edycji francuskiej ekstraklasy.

Powolna budowa imperium

Tak jak już napisane było wcześniej, początek nowego stulecia należał do Lyonu, który zachwycał swoją grą całą Europę. Rzadko zdarza się bowiem w dzisiejszych czasach, by jedna drużyna potrafiła przez kilka kolejnych lat zdobywać rokrocznie mistrzostwo danej ligi. „Les Gones” rozpoczęli swój marsz na szczyt francuskiego futbolu w sezonie 2001/2002, kiedy to drużynę prowadził Jacques Santini. Urodzony 25 kwietnia 1952 roku trener, który jako zawodnik wstępował niegdyś m.in. w AS Saint-Etienne oraz Montpellier HSC, przybył na Stade Gerland pod koniec XX wieku i został dyrektorem technicznym klubu. Bardzo szybko zyskał on sympatię miejscowych kibiców, ponieważ doskonale zarządzał ich ukochanym teamem. Lyon w okresie rządów Santiniego momentalnie zyskał stabilność finansową, co pozwoliło władzom na sprowadzanie coraz lepszych zawodników. Mimo że na Stade Gerland oczy kibiców swoją grą cieszyli piłkarze z zagranicy, tacy jak np.: Edmilson, Jacek Bąk czy Sonny Anderson, to siła „Biało-czerwono-niebieskich” tkwiła w doskonałym szkoleniu i stopniowym wprowadzaniu najbardziej utalentowanych wychowanków do pierwszej drużyny. Jednym z nich był Sidney Govou, który przez wiele lat stanowił o sile swojego klubu, ale też zdobył wicemistrzostwo świata na mundialu 2006 jako reprezentant Francji.

Kilka zagranicznych gwiazd oraz zdolni wychowankowie — ta mieszanka miała przynieść Lyonowi upragnione pierwsze mistrzostwo Francji. W 2000 roku ze stanowiska menedżera „Dzieciaków” zrezygnował Bernard Lacombe, a jego miejsce zajął dotychczasowy dyrektor techniczny zespołu — Santini. Okazało się, że posiada on smykałkę do kierowania drużyną również jako trener, a nie tylko kierownik, bo po pierwszych dwunastu miesiącach prowadzenia klubu mógł pochwalić się zdobyciem Pucharu Ligi, a mistrzostwo kraju także było na wyciągnięcie ręki. Ostatecznie padło ono łupem FC Nantes, ale widać było gołym okiem, że na francuskiej ziemi wyrasta nowa piłkarska potęga.

Rok później Lyon pod wodzą Santiniego wygrał po raz pierwszy w historii Ligue 1, ale nikt chyba nie przypuszczał, że zdoła powtórzyć to osiągnięcie jeszcze sześć razy z rzędu. W 2002 roku z posady trenerskiej zrezygnował twórca potęgi klubu ze środkowo-wschodniej części Francji, by przejąć stery rozbitej po nieudanych mistrzostwach świata reprezentacji narodowej. Tym samym zadanie kontynuowania rozwoju drużyny i zdobywania kolejnych mistrzowskich tytułów miał wykonać Paul Le Guen. Prowadził on zespół Lyonu przez niespełna trzy lata, zdobywając z nim kolejne krajowe trofea, ale z czasem władze klubu zapragnęły czegoś więcej, mianowicie sukcesów na arenie europejskiej.

Niespełnione marzenia o Lidze Mistrzów

Dlatego w 2005 roku nowym opiekunem „Olimpijczyków” został Francuz Gerard Houllier, znany choćby z prowadzenia Liverpoolu. Stworzył on prawdziwy dream team, który wciąż głodny sukcesów połykał kolejnych rywali, marząc o wygraniu Ligi Mistrzów. Skład Lyonu za czasów Houlliera naprawdę robił wrażenie. Bramki strzegł Gregory Coupet, obroną dyrygował Brazylijczyk Cris, mózgiem zespołu był genialnie egzekwujący rzuty wolne jego rodak Juninho Pernambucano, za zdobywanie bramek odpowiadał zaś młodziutki wówczas Karim Benzema. I choć ci znani na całym świecie piłkarze potrafili z dziecinną niekiedy łatwością ogrywać kolejnych ligowych rywali, w Champions League zawodzili. Kibice „Les Gones” do dziś wspominają wspaniałe mecze swoich pupili, kiedy to ośmieszali wielki Real Madryt czy inne równie znane marki, ale pewien niedosyt pozostał. Największym osiągnięciem Lyonu, jeśli chodzi o Puchar Europy, było dotarcie do półfinału tych rozgrywek w sezonie 2009/2010. Wcześniej „Olimpijczycy” pokonali m.in. wspomniany już Real czy swojego krajowego rywala — Bordeaux. Drogę do upragnionego finału LM zamknęli Lyonowi piłkarze Bayernu Monachium, którzy po dość jednostronnym dwumeczu pokonali mistrzów Francji aż 4:0. Tamta bolesna porażka sprawiła, że kadra Lyonu zaczęła się powoli wykruszać, a zespół prowadzili coraz to nowi trenerzy. Houlliera, który odszedł w maju 2007 roku, zastępowali kolejno: Alain Perrin, Claude Puel (doprowadził klub do półfinału Champions League), Remi Garde.

Z biegiem czasu Lyon zaczął wyprzedawać swoich najlepszych zawodników, którzy chcieli spróbować czegoś nowego. Zmiana otoczenia miała obudzić w nich na nowo chęć wygrywania, gdyż przez siedem długich sezonów nie było na nich mocnych, jeśli chodzi o Ligue 1. Ostatni triumf w lidze francuskiej „Les Gones” odnieśli po zakończeniu sezonu 2007/2008, czego jak do tej pory nie udało się im powtórzyć.

Przywrócić dawny blask

Na sprzedaży takich zawodników, jak: Karim Benzema, Lisandro Lopez, Michel Bastos czy Fred 7-krotny mistrz Francji zarobił fortunę, ale exodus wyżej wymienionych graczy do innych drużyn sprawił, że Lyon musiał odłożyć marzenia o ponownym panowaniu w Ligue 1 o co najmniej kilka lat. Kiedy „Dzieciaki” pozbywały się swoich perełek, inne zespoły na czele z Lille, Montpellier oraz PSG zbroiły się, nierzadko pozyskując zawodników biegających kiedyś po murawie Stade Gerland. Szczególnie ruchy transferowe bajecznie bogatych właścicieli paryskiego klubu robiły ogromne wrażenie. Sprowadzenie do stolicy Francji Zlatana Ibrahimovicia, Edinsona Cavaniego, Lucasa Moury i wielu innych pozwalało sądzić, iż to właśnie oni będą w stanie nawiązać do lat 2001-2008, kiedy to Lyon zdobywał kolejne mistrzostwa kraju. Wszystko szło zgodnie z planem szejków zarządzających PSG do początku obecnego sezonu. Po dwóch poprzednich latach, kiedy „Ibracadabra” i spółka zdobyli dwie mistrzowskie korony, nadszedł czas renesansu formy „Les Gones”.

Lacazette-Fekir, czyli duet marzeń

Bieżące rozgrywki Ligue 1 są o wiele bardziej pasjonujące niż dwie poprzednie edycje, bo wyzwanie paryżanom rzucili nie tylko piłkarze Lyonu, ale też Olympique Marsylia. Oba zespoły przed startem sezonu zatrudniły nowych trenerów, którzy rozpoczęli budowę swoich teamów według własnej koncepcji. Marcelo Bielsa i jego marsylczycy byli przez długi czas sensacyjnym liderem francuskiej ekstraklasy, a gole jak na zawołanie zdobywał krytykowany przez kilka ostatnich lat Andre-Pierre Gignac. Teraz jednak karta się odwróciła i słabszą formę ekipy Bielsy wykorzystuje Lyon, grający pod batutą Huberta Fourniera. Dotychczas jego podopieczni dali się pokonać krajowym rywalom zaledwie trzy razy, a za zdobywanie bramek dla „Dzieciaków” odpowiadają (bardzo młodzi zresztą) Alexandre Lacazetee oraz Nabil Fekir. Może i nie są tak drodzy w utrzymaniu jak np. Zlatan Ibrahimović, ale ten sezon należy właśnie do nich, podczas gdy Szwed nie czaruje jak dawniej. Znawcy francuskiego futbolu przepowiadają superduetowi Lyonu rychły transfer do silniejszej niż Ligue 1 ligi, a pozyskaniem ich usług bardzo zainteresowany jest ponoć londyński Arsenal.

https://twitter.com/FutbolFinn/status/557303965575294977

Zdecydowanie bardziej efektywny z tej dwójki jest czarnoskóry Alex, który w 22 meczach ligowych strzelił już 21 goli! Fekir z kolei skupia się przede wszystkim na asystowaniu (6 kluczowych podań), ale kiedy trzeba, potrafi też celnie uderzyć — do tej pory 8-krotnie zmuszał bramkarzy drużyny przeciwnej, by wyciągali piłkę z siatki.

Oglądając mecze Lyonu, trudno nie zauważyć, że zawodnicy prowadzeni przez Fourniera doskonale się rozumieją, prawie bez słów, a wspólna gra sprawia im ogromną radość. Kadra 7-krotnego mistrza Francji to w większości wychowankowie lub zawodnicy, którzy bardzo szybko zostali wypatrzeni przez skautów „Dzieciaków” i sprowadzeni do ich ośrodka szkoleniowego. Oprócz wspomnianego wcześniej wspaniałego ofensywnego duetu, należy zwrócić uwagę na takich graczy, jak: bramkarz Anthony Lopes (24 lata), środkowy obrońca Bakary Kone (26), przebywający obecnie na PNA z reprezentacją Burkina Faso, środkowy pomocnik Jordan Ferri (22). Ich wartość stopniowo wzrasta, a jeśli Lyon zdoła zdobyć 8. tytuł mistrzowski, do agentów tychże graczy zadzwonią niebawem przedstawiciele najsłynniejszych ekip Starego Kontynentu.

Właścicieli „Les Gones” to jednak nie martwi, ponieważ pokazali już, że z pieniędzy zarobionych na sprzedaży swoich gwiazdek potrafią zrobić duży pożytek i… oszlifować kolejne diamenty. Teraz jednak najważniejsze jest, by utrzymać przewagę w tabeli nad goniącymi Lyon ekipami Marsylii i PSG. Jeśli uda się tego dokonać i podopieczni Fourniera sięgną po mistrzostwo, będzie to nie lada sensacja, bo przed rozpoczęciem tego sezonu chyba tylko najwierniejsi fani tej drużyny wierzyli w to, iż zdoła ona zająć choćby miejsce na podium. Historia ma to do siebie, że lubi co jakiś czas zataczać koło. Czy teraz nadszedł czas na powtórkę wspaniałej serii Lyonu z lat 2001-2008? A może jednak przepowiednia o siedmiu latach chudych ulegnie spełnieniu i dopiero za rok „Olimpijczycy” zdołają powrócić na tron?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze