Niemcy – Polska. Zaczynamy odliczanie


4 września 2015 Niemcy – Polska. Zaczynamy odliczanie

„Dawno nie było tak dobrej atmosfery w kadrze!” – krzyczą chórem nasi reprezentanci. Wszystko odmieniło legendarne zwycięstwo z Niemcami, pierwsze w historii naszej piłki kopanej. Upokorzyliśmy naszych zachodnich rywali, a orły Nawałki przecież nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.


Udostępnij na Udostępnij na

Muszą jednak z powrotem wrócić na ziemię i uświadomić sobie, że w ostatnim spotkaniu szczęście było po naszej stronie. Przeciwnicy walili głową w mur/Szczęsnego/poprzeczkę/obrońców. Trafiali we wszystko, tylko nie do siatki. Na własnej ziemi taka sytuacja jest niedopuszczalna, więc czeka nas wieczorem piekło.

Polacy mają naturalną skłonność do przechodzenia ze skrajności w skrajność. Przegrywamy – „wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo, nie wracajcie do domu!”, wygrywamy – zbiorowy orgazm, ogólnopolska euforia, zwycięzców się nie sądzi etc. Podchodzimy do wszystkiego zbyt emocjonalnie, nie uznajemy półśrodków, istnieje tylko system zero-jedynkowy. Białe albo czarne. Po jednym meczu zaczynamy dostrzegać wszystkie zalety Peszki, a po kolejnym określamy mianem nieudacznika. A on w obu spotkaniach był sobą. Przecież nagle nie wypił dziesięciu litrów soku z gumijagód, nie odpalił nitro. Pewnego pułapu nie przeskoczysz.

Przegląd wojsk

Polscy kibice pod względem naiwności wiary przed meczem przewyższają wszystkich. Nie mamy sobie równych w tej dyscyplinie, podobnie jak w marudzeniu w trakcie meczu czy skrajnych emocjach po spotkaniu. Jesteśmy turbokozakami. Jeśli jednak zapytacie przypadkowego fana naszej kadry, dlaczego wygramy z drużyną „X” lub „Y”, to nagle brakuje nam języka. „Bo jest Lewandowski, yyyy… dobrzy bramkarze, Krychowiak… i ten no… Błaszczykowski”. Tak mocno jest napompowany ten medialny balonik, że podświadomie uważamy Polaków za faworytów. Wierzymy w to tak mocno, że aż… sami nie wiemy dlaczego.

Skoro już na siłę mam szukać pozytywów, to niech będzie ten mocny środek pola, choć niestety wczoraj wieczorem otrzymaliśmy niemiłą wiadomość o wykluczeniu Linettego z dzisiejszego meczu. W jego miejsce prawdopodobnie wskoczy Tomasz Jodłowiec, będący ostatnio w słabszej formie.

Jeśli patrzę na nasz środek pola, to nie mam na myśli trzech wirtuozów futbolu, ale bestie, które zagryzą każdego, kto pojawi się na horyzoncie. Już mam przed oczami groźną minę Krychowiaka, który nie będzie przebierał w środkach. Piłka przejdzie – zawodnik nigdy. Niemiecki zawodnik tym bardziej. Nawałka szukał trzeciego pitbulla, ale bezskutecznie. Trio uzupełnia spokojny i zaufany człowiek, Krzysztof Mączyński, który jest w formie. Przyda się gość, który po odbiorze nie spanikuje i nagle piłka nie zacznie mu przeszkadzać i plątać się między nogami. Potrzeba trochę zimnej wody na rozgrzane głowy naszych walczaków.

Polska - Niemcy, Eliminacje Euro 2016, 10.10.2014
Co zrobi Nawałka? Jodłowiec za Linettego? (fot. Grzegorz Rutkowski)

Wiele kontrowersji wzbudza jak zwykle lewa strona naszej pokiereszowanej obrony. Wybór nie jest prosty. Na pewno nie zagra tam żaden nominalny lewy obrońca. Nawałka pewnie wahał się między rekonwalescentem Jędrzejczykiem a skrzydłowym Rybusem. Trochę jak wybór między dżumą a cholerą.
Podejrzewam jednak, że selekcjoner kadry zdecyduje się na Rybusa, którego chronić będzie wspomniana trójka środkowych pomocników, głównie Krychowiak i Jodłowiec, gdyż w ostatniej chwili z powodu urazu głowy wypadł murowany kandydat do składu – Karol Linetty. Młody pomocnik Lecha jednak pozostanie na zgrupowaniu i być może wykuruje się do spotkania z Gibraltarem.

Jeśli chodzi o tyły, to zagramy tak naprawdę trzema defensorami, a Maciej „żelazne płuca” Rybus będzie zasuwał po całej lewej flance w poszukiwaniu szansy na dośrodkowanie. Miejsce będzie mu robił Arkadiusz Milik, wspomagając jednocześnie Roberta Lewandowskiego. Chytry plan Nawałki. Mamy spokojnie zabezpieczać tyły, a w razie konieczności możemy uruchomić Rybusa. Martwi mnie jednak brak zawodnika, który z zamkniętymi oczami może dośrodkować na nos Lewandowskiego czy Milika. Jeśli rywale nas zmiażdżą i zamkną w hokejowym zamku, to jedyną naszą bronią mogą być stałe fragmenty gry.

Co prawda w pierwszym spotkaniu asystę zaliczył Łukasz Piszczek, ale ostatnio zmaga się z kontuzjami, a w rewanżu nie pozwolą zawodnikowi BVB na tak wiele. Niemcy potrafią uczyć się na błędach. Pierwszy mecz był dla nich mocnym ciosem, prawie takim, jakim niedawno Krzysztof Głowacki znokautował Marco Hucka. Szykuje się kolejna walka polsko-niemiecka. Jeszcze nigdy nie pokonaliśmy Niemców na ich terenie, więc skoro jedną klątwę przełamaliśmy, to trzeba iść… za ciosem.

Najbardziej obawiam się niestety naszej formacji defensywnej. Jedynym mocnym punktem jest niezawodny Kamil Glik. Piszczek cały czas boryka się z urazami, Szukała był ostatnio bardziej skoncentrowany na przeprowadzce do Turcji (na jego pozycji miał grać Pazdan), a lewej strony praktycznie nie mamy.

Uważajcie na Thomasa Muellera!

A co tam słychać u naszych zachodnich sąsiadów? Dawno nie byli pod taką presją. Obecny mistrz świata w czterech spotkaniach (nie licząc potyczki z Gibraltarem) zdobył zaledwie pięć bramek. Nagle Niemcom ktoś wyłączył silnik w Mercedesie, a sam Mueller nie zdoła wepchnąć zespołu na górę, na której z oddali widać mistrzostwa Europy. Nawet jego wybitna forma na nic się zda, jeśli koledzy wrzucą wyższego biegu.

Mario Götze
Czy Mario Götze odrodzi się jak feniks z popiołów? (fot. Agnieszka Skórowska/igol.pl)

Natomiast Goetze na razie jest w warsztacie i wymienia praktycznie wszystko. Powoli zaczyna rdzewieć na ławce rezerwowych Bayernu. Dobre występy w kadrze mają podbudować mu morale, aby zacisnął zęby i powalczył o pierwszy plac u Bawarczyków. Polacy mają mu te plany pokrzyżować. Jeśli Krychowiak przyklei się do niego, to możemy być pewni, że jeszcze po końcowym gwizdku będzie uprzykrzał mu życie. Ślad po plastrze zostanie w psychice na długo.

Nie samą jednak ofensywą drużyna piłkarska żyje, więc należy wspomnieć o kapitalnej formie Matsa Hummelsa (podobnie jak całej Borussii), który w ostatniej kolejce zdobył nawet bramkę. To taki nasz Glik, czyli ostoja defensywy. Jednak zawodnik BVB otrzymuje pomoc od dużo lepszych grajków, więc jego komfort psychiczny jest nienaruszalny. Z pewnością innego zdania jest Arkadiusz Milik czy Sebastian Mila, którym udało się wedrzeć w pole karne, pokonując fachowca wysokiej klasy, Manuela Neuera.

Stajemy w szranki z drużyną wypoczętą, która zwycięski mundial ma już dawno za sobą. Odcięli się od niego grubą kreską, zaczynając nowy rozdział. O 20:45 rzucą nam się do gardeł. To jest pewne, podobnie jak pewna jest ich dominacja na naszej połowie. Jeśli odpowiednio będziemy realizowali założenia taktyczne w defensywie, to Niemcy w końcu stępią zęby, zabraknie im tchu, a wtedy wyjdziemy z zabójczym kontratakiem. Jeżeli wytrzymamy pierwszą połowę bez uszczerbku na zdrowiu, to po przerwie rywale zaczną kąsać coraz słabiej, choć znając ich mentalność, do końca będą próbowali wyrwać komplet punktów. To będzie prawdziwa wojna.

Dobrze, że nastąpiło w końcu przełamanie, gdyż nie przegramy tego meczu w szatni. Przecież już raz ich pokonaliśmy! To też są ludzie! Spotkanie Niemcy–Polska pokaże, kto lepiej odrobił lekcje.

Jeśli Polska zwycięży, to nagle zaczną się masowe przeprowadzki niedaleko Pauliny Jurczak. Każdy chciałby zostać jej sąsiadem.

A teraz sentymentalna podróż do października ubiegłego roku. Przeżyjmy to jeszcze raz i powtórzmy w piątek.

Komentarze
praprawnuk_Jagiełły (gość) - 9 lat temu

zwycięstwo, zapewni nam, panowanie za Odrą naaaaa 1000 lat !!!

Odpowiedz
Patryk Motyka (gość) - 9 lat temu

Skoro Niemcy do dziś przypominają Holendrom finał w 1974 roku - dlaczego my nie mielibyśmy przypominać Niemcom zwycięstwa z dzisiaj w 3015? :)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze