Aston Villa Birmingham vs Manchester United (1:1) – analiza taktyczna


21 grudnia 2014 Aston Villa Birmingham vs Manchester United (1:1) – analiza taktyczna

Manchester United przyjechał na Villa Park ze świetną serią sześciu zwycięstw z rzędu i, rzecz jasna, chciał dołożyć kolejną cegiełkę do tej serii. Gospodarze zaś na gwałt potrzebowali punktów po zeszłotygodniowej porażce z WBA. Oba zespoły w pewien sposób pogodził bramkowy remis, jednak czy każda z drużyn może być z niego zadowolona?


Udostępnij na Udostępnij na

Manchester United (1–5–3–2)

Drużyna prowadzona przez Louisa Van Gaala znacząco się poprawiła na przestrzeni ostatnich tygodni. W ostatnich siedmiu meczach (włączając ten z AV) „Czerwone Diabły” zdobyły więcej punktów niż w pierwszych dziesięciu spotkaniach sezonu. To jasno pokazuje ich postęp. Może i samą grą piłkarze z Old Trafford jeszcze nas nie zachwycają, ale obecny Manchester przypomina ten z kadencji Sir Alexa Fergusona – nie zawsze grający świetnie jakościowo, ale zawsze pewny siebie, wyrachowany, świetnie przygotowany fizycznie i mentalnie.

O ile w pierwszych spotkaniach za kadencji „Czarnoksiężnika z Amsterdamu” w składzie co tydzień było dużo zmian (częściej z powodu kontuzji niż fanaberii trenera), o tyle ostatnio LVG dąży do stabilizacji i o wiele łatwiej przewidzieć skład drużyny przed meczem. Także i tym razem, tak jak w spotkaniu z Liverpoolem sprzed tygodnia, ManU wybiegli w ustawieniu 1–5–3–2. Ale były zmiany. O ile obsada bramki i blok obronny nie uległy zmianie, co na pewno wyjdzie w dłuższej perspektywie na plus drużynie z Old Trafford, bo wszyscy dobrze wiemy, że w defensywie potrzeba stabilizacji, o tyle w środku pola zabrakło Fellainiego który zachorował w tygodniu na grypę i nie zdążył się wykurować, a w linii ataku w miejsce Wilsona wszedł w końcu Radamel Falcao.

Podania Manchesteru United w pierwszych 20. minutach

Od początku spotkania, goście narzucili AV swój styl gry, dyktowali warunki gry i wymieniali wiele podań jakby udowadniając swoją wyższość. Problem w tym, że były to podania głównie wszerz boiska. Manchester grał, ale nie było widać tego efektów pod bramką Brada Guzana. Brakowało przede wszystkim szybkości w wymianie piłki, kombinacji i gry z pierwszej piłki, elementów tak kluczowych, gdy gra się z rywalem, który nastawia się głównie na defensywę.

Szwankował też pressing piłkarzy z Manchesteru w całej pierwszej połowie. Aston Villa nie jest zespołem, który słynie z cierpliwego i umiejętnego utrzymywania się przy piłce, więc stosowanie przeciw niej pressingu może okazać się zabójcze (chyba że efektywne będą długie piłki). Nacisk piłkarzy United był co najmniej „letni”, nie wysilali się aż nadto przy nim, co po czasie zaczęła wykorzystywać drużyna gospodarzy, czując lekkość w ataku.

Dużym atutem w tworzeniu ataku w obecnym ustawieniu i taktyce przyjętej przez LVG jest elastyczność, z jaką United mogą tworzyć ataki. Nie są nastawieni ani na grę skrzydłami, ani na grę środkiem. Na bokach zawsze szeroko ustawieni są Antonio Valencia (prawa strona) i Ashley Young (lewa strona). Obaj są wahadłowymi bocznymi i w wyniku ich ruchów po obu flankach ustawienie ManU przemienia się wraz z przejściem z fazy obronnej do ataku i na odwrót.

Wówczas w obronie zazwyczaj jest 5–3–2, tak jak opisaliśmy w domyślnej formacji gości, a w ataku 2 (Jones i Evans) – 3 (Carrick, Fletcher, Rooney) – 2 (Valencia, Young) – 1 (Mata) –2 (Falcao, RVP). Gdy akcja rozgrywana jest bocznym sektorem, tylko teoretycznie piłkarze z Old Trafford mają stratę liczebną w tym sektorze. Do wahadłowego skrzydłowego zawsze doskakuje Juan Mata – jego rola jako ofensywnego pomocnika to jak najczęściej pomagać w rozegraniu piłki w bocznych sektorach i stwarzać przewagę. Do tego owy wahadłowy jest zawsze asekurowany z tyłu przez jednego ze stoperów (w zależności, o które skrzydło chodzi – jeśli to prawa strona, asekuruje Jones, jeśli lewa, to Evans). A i napastnicy często schodzą do boków, nie ograniczając się do stania w polu karnym.

To opis systemu, który nie do końca działał w pierwszej połowie spotkania z drużyną Lamberta, głównie z powodu wcześniej opisywanej przewidywalności. Aston Villa wykorzystała zaś pierwszą dogodną dla siebie sytuację i przez to, że Johnny Evans zostawił za dużo miejsca na operowanie piłką Belgowi Christianowi Benteke, ten miał czas i miejsce na oddanie strzału marzenia.

W drugiej części spotkania akcje „Czerwonych Diabłów” nabrały impetu. Akcje bocznymi sektorami były dynamiczne, zwiększyła się liczba prostopadłych piłek. Gorszy dzień miał Valencia, co wpłynęło na gorszą jakość ataków jego stroną i w efekcie doprowadziło do jego zmiany w 73. minucie spotkania, ale świetny miał Ashley Young. Piłkarz, który nie do końca spełnia na Old Trafford pokładane w nim nadzieje, przyjechał na stadion klubu, w którym przez wiele lat występował. Wiadomo było, że będzie pod większą presją niż zawsze, ale mimo to miał świetny dzień. Miał 62 kontakty z piłką, drugi najlepszy wynik z piłkarzy ofensywnych – pomijając Rooneya, oddał dwa strzały, miał trzy kluczowe podania, trzy udane dryblingi i trzy świetne dośrodkowania. To on asystował przy bramce Radamela Falcao, bezlitośnie ogrywając Matthew Lowtona.

Nieco gorszy dzień miał Robin Van Persie. Świetny z Southampton i dobry z Liverpoolem, tym razem wrócił do tego (niekoniecznie dobrego) poziomu, jaki prezentował na początku obecnej kampanii. Choć jego podania były w większości celne (91,5%), to nie były kluczowe, niemal zawsze były to wycofania do kolegi z drugiej linii – Maty czy Rooneya. Poza tym należy Holendra rozliczyć za to, co najważniejsze dla napastnika – za skuteczność. RVP oddał cztery strzały, a przynajmniej jeden z nich, po podaniu Rooneya, był okazją stuprocentową, tyle że były gracz Arsenalu uderzył wprost w Brada Guzana.

Wpuszczając Di Marię za RVP w drugiej części meczu, LVG przeszedł na 5–4–1 ,ale natychmiast to skorygował, gdy z boiska wyleciał Gabriel Agbonlahor. Wówczas na placu gry pojawił się młody Wilson. Plan Van Gaala był czytelny. Przesunął Younga na prawą stronę, po lewej zaś hasał Di Maria. Asekurował go Blackett. W pierwszej linii dośrodkowania z bocznych sektorów mieli wykorzystywać Falcao i Wilson, ale większość centr była blokowana przez obrońców gospodarzy.

Manchester zremisował głównie dlatego, że nie wykorzystał przewagi liczebnej, jaką miał po bezsensownym wejściu Agbonlahora i jego czerwonej kartce. Mówi się, że gdy grasz w przewadze, to kluczem do zwycięstwa są wejścia bocznych obrońców. Tyczy się to jednak ustawienia z czwórką defensorów, a nie piątką, tak jak grają dwudziestokrotni mistrzowie Anglii. Oczywiście gdybanie, czy po zdjęciu jednego stopera sytuacja by się zmieniła, nic teraz nie da. Ale na pewno zabrakło czynnika X, determinacji i pewności, że wepchnie się piłkę do bramki rywala. Aston Villa grała w dziesiątkę, ale kompletnie nie było tego widać, bo presja, jaką nakładał na nich zespół gości, była zbyt mała.

Aston Villa Birmingham (1–5–2–3) 

Tak samo jak ich wczorajsi rywale, tak samo i gospodarze spotkania stosują w tej kampanii różne ustawienia. Zawsze zależy to od tego, z kim danego dnia grają podopieczni Paula Lamberta. Jeśli jest to zespół o podobnym potencjale co zespół z Birmingham, to zazwyczaj jest to 1–4–3–3, jeśli zaś wyżej notowana drużyna, a taką przed przyjazdem na Villa Park był Manchester United, to stosowany jest system widoczny wyżej przy nazwie drużyny.

Składa się on głównie z: trójki stoperów (w tym meczu byli to: Vlaar, Okore i Clark), dwóch bocznych obrońców [nie są to wahadłowi pomocnicy tak jak w przypadku Manchesteru United! – przyp. red.] (Cissokho i Lowton), dwóch pomocników operujących w strefie środkowej (Sanchez i Delph) i trójki zawodników odpowiedzialnych za ranienie przeciwnika kontratakami (Agbonlahor, Weimann, Benteke).

Kluczową rolę w grze „The Villans” stanowi Belg Christian Benteke, i nie chodzi tutaj tylko o wykańczanie akcji, które stworzą mu koledzy. W większości sytuacji, w których Aston Villa wyprowadza kontrataki, piłka jest grana na masywnego Belga, aby ten ją przetrzymał (najczęściej tyłem do bramki) i poczekał na wbiegających w fazę ataku kolegów, wcześniej zajętych bronieniem. Benteke nie bierze udziału w destrukcji, dlatego ma tyle zadań w ofensywie, no i oczywiście dlatego, że jest zawodnikiem o ponadprzeciętnych umiejętnościach, reprezentantem kraju i łakomym celem na rynku transferowym.

Tę kluczową rolę byłego piłkarza Genk widać było szczególnie w pierwszej odsłonie spotkania. Przez niewystarczająco skuteczny pressing Manchesteru United AV była w stanie przetransportować piłkę na połowę gości. Tam Belg rozdysponowywał piłkę do kolegów. Najczęściej był to Gabriel Agbonlahor, piłkarz idealny na kontrataki ze względu na swoją szybkość. O wiele mniej aktywny był wczoraj Weimann, ale za to odwdzięczał się zaangażowaniem w defensywie.

Trafienie piłkarza rodem z Demokratycznej Republiki Konga ma też dla niego wymiar psychologiczny i może się przyczynić do jego odblokowania się po dłuższym okresie, w którym nie trafiał regularnie przez kontuzję. Jego wczorajszy gol był pierwszym na Villa Park od marca tego roku (!).

Jaka była przyczyna słabszej gry AV na początku drugiej części spotkania? „The Villans” za mocno cofnęli się do defensywy, broniąc całym zespołem momentami nawet we własnym polu karnym. Ale to musiało tak się skończyć. Gdy gra się z tak cofniętymi formacjami obrony i pomocy, jak wczoraj zastosował to Paul Lambert, to szybsze wymiany pozycji i szybsze podania piłki zawsze będą ci sprawiać problemy. Z jednego bardzo prostego powodu. W obronie przesuwasz się formacjami, robisz to wolniej, niż gdybyś był pojedynczym graczem w ataku, który ma swobodę w poruszaniu się po placu gry.

W dodatku w wyniku takiej przewagi rywala jak w pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy (posiadanie piłki 82% – 18% dla Manchesteru United!) zaczynają się pojawiać aspekty psychologiczne. Broniąc w ten sposób, jesteś pod coraz większą presją, bo wiesz, że jakikolwiek błąd tak blisko bramki może doprowadzić do straty gola. Taki błąd popełnił w końcu Matthew Lowton, bezlitośnie dając się ograć Youngowi.

Czerwona kartka dla Agbonlahora tak naprawdę nie zmieniła wiele w samej grze obronnej Aston Villa. Tak jak przed wyrzuceniem byłego reprezentanta Anglii zespół gospodarzy miał trójkę ofensywnych piłkarzy do kontrataków, tak po czerwieni tylko dwóch. Ale w obronie nic nie uległo zmianie. Mniejsza była tylko liczba piłkarzy z przodu, którzy byli w stanie choć na moment odciążyć kolegów od zadań defensywnych i może przeprowadzić akcję, która stanowiłaby zagrożenie dla obrony przeciwnika.

Takie sytuacje pojawiły się dopiero w samej końcówce spotkania. Najpierw był bardzo niebezpieczny strzał rezerwowego Leandro Bacunii z dystansu, a następnie ostatnia akcja meczu, w której owy rezerwowy mógł podać na puste pole do Benteke w polu karnym, lecz tego nie wykonał i mecz zakończył się remisem. Obie te szanse nie wynikały tak naprawdę nie tyle ze słabości obrony rywala, co z jego totalnego nastawienia na atak w końcówce, które naturalnie było ryzykowne i mogło przysporzyć wiele kłopotów.

*****

Remis na Villa Park wydaje się być sprawiedliwym rezultatem ze względu na to, że goście nie zrobili wszystkiego, by wygrać, choć na przestrzeni całego meczu byli lepsi, a gospodarze nie wykorzystali swoich okazji w końcówce. Kibice United raczej mogą z optymizmem spoglądać w przyszłość, bo mimo, że tym razem nie wygrali (bo nie można zawsze tego robić), to widać w poczynaniach tej drużyny pewne mechanizmy, które pojawiają się już w każdym spotkaniu, które wybijają tę drużynę poza miernotę, w jaką wcześniej popadła. Aston Villa zaś musi liczyć przede wszystkim na zdrowie swoich piłkarzy. Jeśli do dyspozycji trenera będą: Vlaar, Delph i Benteke, to nie powinno być problemów z utrzymaniem, w przeciwnym razie nie można wykluczyć żadnego scenariusza.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze