Pokerowe zagrywki w walce o tytuł


Czołowa siódemka poprzedniego sezonu w tej kolejce zgromadziła marne pięć punktów. I bierzemy przecież pod uwagę remis City z Chelsea, co stanowi dwa punkty z puli pięciu. Dlaczego zatem tylko Arsenal zdołał zgarnąć komplet oczek? O tym i o innych wydarzeniach piątej kolejki Premier League poniżej.


Udostępnij na Udostępnij na

Arsenal. Czasem przypomina Lecha Poznań pod dowództwem Mariusza Rumaka. Teoretycznie zawsze w czubie tabeli, niby ciągle w grze o najwyższe trofea, ale zawsze gdzieś zawiedzie, polegnie i ostatecznie przegra. I to niekoniecznie z powodów sportowych, raczej w głowach, w szatni przed meczem, na myśl o tym, jaki to przeciwnik silny, niezniszczalny i nie do ugryzienia. Tym razem jako jedyny (o dziwo) nie jest na cenzurowanym po zakończeniu kolejnej serii spotkań Premier League. Jego trzy gole w trzy minuty były dla Aston Villi jak huragan Katrina dla Nowego Orleanu. Totalnie położyły go na łopatki. I zapewniły „The Gunners” drugi w tym sezonie komplet punktów. Na Villa Park padły trzy bramki, zatem lekko poniżej średniej na tę kolejkę, bo ta wynosi 3,2 gola na mecz. Jeśli więc Arsenal spełnił swoją powinność w tej serii gier, to kto zawiódł?

Wolne dla mieszkańców Leicester

Dlaczego mieszkańcy tego miasta powinni mieć jutro wolne? Ano dlatego, że wygraną z United zapewne jeszcze świętują i przez całą noc będą to robić. Zespół van Gaala z gospodarzami spotkania prowadził w pewnym momencie 3:1, żeby ostatecznie polec 3:5. W oczy rzucał się brak równowagi w zespole „Czerwonych Diabłów”. Gwiazdy, finezja, technika i wielkie pieniądze w ataku i  bezradność, chaos, brak zrozumienia w obronie. W ten sposób nie da się zdobyć mistrzostwa Anglii. Z drugiej strony granie z beniaminkiem z Leicester nie jest rzeczą banalnie łatwą. Przekonali się o tym Everton (2:2) czy Arsenal (0:0). Z gigantów tylko Chelsea udało się zdobyć komplet punktów z beniaminkiem, ale również nie bez problemów.

Defensywa Liverpoolu ciągle jak szwajcarski ser

Wszyscy eksperci są zgodni co do jednego – w zeszłym sezonie Liverpool nie zdobył tytułu, bo w obronie grał jak drużyna środka pola. Crystal Palace, które na finiszu zajęło 11. miejsce, straciło o pięć goli mniej od drużyny Brendana Rodgersa. W tym sezonie, mimo wielu wzmocnień, wciąż nie widać poprawy gry tej formacji. Jedyne czyste konto Simon Mignolet zachował w starciu z Tottenhamem (3:0). Poza tym na koncie defensorów z Merseyside jest po jednym golu straconym z Aston Villą i Southampton oraz po trzy z Manchesterem City i West Hamem. Szczególnie porażka z zespołem ze wschodniego Londynu jest zaskakująca, jako że ,,Młoty” również rozczarowywały w tym sezonie. Ale jeśli w Liverpoolu tylko Raheem Sterling gra na miarę swoich możliwości, to nie ma co liczyć na grad goli, cudowne akcje i efektowne zagrania, których byliśmy świadkami w meczach „The Reds” w kampanii 2013/2014. Po meczu bardzo ciekawą opinię wygłosił były piłkarz Liverpoolu, Jamie Redknapp. Anglik uznał, że szczytem dla LFC jest w tym sezonie czołowa czwórka. Argumentuje to zbyt małą liczbą mocnych charakterów w drużynie, niemożliwością zastąpienia Luisa Suareza i rozczarowaniem ze strony letnich transferów, szczególnie zwracając uwagę na Dejana Lovrena. Z kolei Jamie Carragher uważa, że Liverpool wręcz pogorszył grę defensywną w porównaniu do zeszłej kampanii. A my myśleliśmy, że już gorzej się nie da…

Lampard strzela przeciw… Chelsea

Gdyby ktoś to powiedział parę sezonów temu, to trzeba by było uznać, że brak mu rozumu, zdrowego rozsądku i inteligencji. Ale na pięć minut do końca dzisiejszego szlagieru między City i Chelsea to stało się faktem. Lampard trafił przeciw „The Blues” jako piłkarz „The Citizens”. Rzecz jasna, po zdobyciu bramki nie okazywał radości, ale wiadome było, że takie trafienie sprawi, że o meczu będzie się mówiło o wiele więcej. Lampard zdobył gola na 1:1 i takim też wynikiem to spotkanie się zakończyło. Wcześniej dla przyjezdnych z Londynu trafił mistrz świata w osobie Andre Schuerrlego. City przez cały mecz miało kłopot z przełamaniem się przez defensywę gości. Fakt ten mocno zirytował Manuela Pellegriniego. Chilijczyk na pomeczowej konferencji dał wyraz swojej irytacji, mówiąc: – Mieliśmy dziś dwie wielkie drużyny. Ale tylko jedna z tych drużyn grała jak wielka drużyna. Druga wielka drużyna grała jak mała drużyna, jak Stoke City. Tym, kto grał – zdaniem byłego trenera Malagi – jak Stoke, była rzecz jasna Chelsea. Hmmm… może więc i Manchester City powinien zacząć grać jak mała drużyna? Chelsea przecież koniec końców zdobyła punkt, a Stoke dwa tygodnie wcześniej zdobył komplet punktów na Etihad Stadium…

W pozostałych spotkaniach również zdarzały się niespodzianki. Tottenham poległ u siebie z West Bromwich Albion po raz pierwszy od 32 lat (0:1), Everton poległ u siebie z Crystal Palace (2:3) mimo posiadania piłki na poziomie 81% (!!!) w pierwszej połowie. W pozostałych spotkaniach QPR zremisował u siebie ze Stoke (2:2), Burnley również zremisował z Sunderlandem (0:0), Southampton wygrał w Swansea (1:0), a Newcastle odrobiło dwubramkową stratę i podzieliło się punktami na St. James Park z Hull City (2:2).

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze