Nathaniel Organ, Matuesz Kasowski i Mateusz Świst

Ocena letnich ruchów transferowych klubów Premier League cz. 1


18 grudnia 2014 Ocena letnich ruchów transferowych klubów Premier League cz. 1

Co prawda nieco czasu już minęło od letniego okienka transferowego, ale to właśnie idealny moment na ocenę sukcesu bądź niepowodzeń, które towarzyszyły klubom w wielomilionowych zakupach. A niektórych transferów jeszcze nie sposób oceniać, bo zwyczajnie są inwestycjami długoterminowymi. Kto był królem polowania, a kto będzie potrzebował wzmocnień w styczniu, aby osiągnąć przedsezonowe cele? O tym poniżej. Jako że cykl jest dość obszerny, dzisiaj prezentujemy zespoły które po 16. kolejce zajmowały miejsca w dolnej części tabeli, na te z górnej też przyjdzie czas.


Udostępnij na Udostępnij na

Liverpool FC

133 milionów funtów. Tyle latem wydano w czerwonej części Merseyside na nowe nabytki, które miały pomóc w ponownej walce o tytuł mistrzowski oraz dobrej postawie w powracającej na Anfield Lidze Mistrzów. Na legendarny stadion zawitało ośmiu nowych piłkarzy, ale i tak żaden nie przyćmił tego jedynego, wielkiego i niepowtarzalnego, który z klubu odszedł – Luisa Suareza. Motor napędowy „The Reds” z zeszłego sezonu za cel obrał słoneczną Barcelonę, pozostawiając w banku klubu należącego do Johna W. Henry’ego 71 milionów funtów, a w ataku Liverpoolu kompletną pustkę. Poza Balotellim (17,6 miliona) i Lambertem (4,8 miliona), którzy nominalnie grają na tej samej pozycji co Urugwajczyk, do klubu przyszli reprezentant Anglii Adam Lallana (27 milionów), finaliści poprzedniej edycji Ligi Europejskiej Lazar Markovic (22 miliony) i Alberto Moreno (15,8 miliona), Hiszpan Javier Manquillo (wypożyczenie z Atletico Madryt), Chorwat Dejan Lovren (22 miliony) i Turek Emre Can (10,5 miliona).

Który z nich okazał się wartościowym wzmocnieniem? Wzmocnienie to tutaj chyba za duże słowo. Jednak mówiąc poważnie, to żaden z tych zakupów nie jest (na razie) choćby w połowie takim wzmocnieniem jak najbardziej udane zakupy za kadencji Rodgersa – Daniel Sturrigde czy Philipe Coutinho. Ale po kolei. Lambert, który jest tak krytykowany, był jednym z pierwszych wzmocnień Liverpoolu tego lata i domyślnie miał być tylko uzupełnieniem kadry. W dodatku po przybyciu do Merseyside Lambert nie czuje się już tak dobrze fizycznie jak na St. Mary’s, co ma znaczący wpływ na jego grę. Balotelli to z kolei inna historia. Kulisy tego zakupu niedawno odsłonił sam Rodgers w wywiadzie dla Goal.com:  – Jako klub myśleliśmy, że zakup Mario to wyjście z sytuacji. Mieliśmy tylko Lamberta, Borini miał odejść, a Sturrigde już nieraz miał w swojej karierze kontuzję. Ale wiedziałem, że to ryzykowne. Balotelli, jak wiadomo, jest totalnym rozczarowaniem z ledwie dwoma bramkami na koncie i nie wygląda na to, aby jego kariera w Liverpoolu trwała długo.

Lambert został kupiony z Southampton, podobnie jak Lovren i Lallana. Były kapitan „Świętych” nie gra na razie na miarę swojego potencjału, ale nie gra też słabo. Wydaje się, że Rodgers ciągle szuka pozycji na boisku dla Anglika, a ten potrzebuje zaufania trenera, bez tego nie wydaje się, aby ruszył. Lovren zaś stał się negatywnym bohaterem okienka. Miał poprawić słabą obronę Liverpoolu z zeszłego sezonu (aż 50 straconych goli), a obecnie jest obrońcą z największą liczbą błędów indywidualnych w lidze. Pomijając już oczywisty fakt, że nie umie się dostosować do nowego klubu i gra znacznie poniżej poziomu prezentowanego w poprzedniej kampanii. Markovicia z kolei trapią kontuzję i choć w pierwszych występach wypadał blado, to ostatnio coraz lepiej rozumie koncepcję trenera Liverpoolu i gra coraz śmielej, co pokazał we wczorajszym meczu pucharowym z Bournemouth. Moreno to również melodia przyszłości. Teoretycznie jest to obrońca lubiący wypady do przodu, ale w Anglii jakby tego zaniechał, pozostawiając jednocześnie chwile dekoncentracji na boisku. Can również na razie nie zachwyca kibiców, a tym bardziej trenera, który jest wobec ekspiłkarza Bayeru nieco nieufny. Ale – tak samo jak Marković – jest melodią przyszłości.

Zakupy Liverpoolu potrzebują czasu na wejście do drużyny. Jedyny, którego można już powoli spisywać na  straty, to Balotelli, a i przed Lambertem niewiele dni chwały, tyle że to z racji wieku. Nowym piłkarzom nie pomaga też sytuacja drużyny, która jest trudna i dość złożona, bo każda osoba bardziej zagłębiona w angielską piłkę wie, że lekarstwem na kłopoty „The Reds” nie jest zwolnienie Rodgersa czy sama sprzedaż Balotellego.  Lekarstwem jest przede wszystkim czas, bo przecież czas leczy rany.

Stoke City

Tego lata Mark Hughes kontynuował swoją tendencję wprowadzania do kadry piłkarzy, którzy dysponują ponadprzeciętną techniką, kosztem tych rzucających daleko z autu czy imponujących astronomiczną liczbą fauli. Klub nie stracił nikogo ważnego, zyskał zaś przyblakły talent w osobie Bojana Krkicia (1,5 miliona funtów), Senegalczyka Mame Birama Dioufa za darmo z Hannoveru, Victora Mosesa na zasadzie wypożyczenia z londyńskiej Chelsea, obrońcę Phila Bardsleya za darmo z Sunderlandu i Steve’a Sidwella, również bez opłaty transferowej, z Fulham. Przedłużono za to wypożyczenie Oussamy Assaidiego z Liverpoolu. Krkić nie spełnił swojego talentu w takich klubach, jak: Barcelona, Milan, Roma i Ajax, więc trafił do Stoke na zasadzie ostatniej deski ratunku dla jego kariery. Mimo niemrawego początku i wielu minut na ławce rezerwowych w ostatnich kolejkach Hiszpan z serbskimi korzeniami zaczął się częściej pojawiać na placu gry i jest niewątpliwie wartością dodaną dla „Garncarzy”. Dowodem są dwa gole i asysta w ostatnich pięciu meczach ligowych.

Jego kolega z napadu, Diouf, to z kolei trzeci najlepszy strzelec drużyny (cztery gole przy sześciu Croucha i Waltersa). Diouf strzelił najważniejszą jak na razie bramkę sezonu dla Stoke, która padła na Etihad i dała zespołowi Hughesa zwycięstwo (1:0) na tym niesamowicie trudnym terenie. Cechujący się niezłą szybkością i dryblingiem Victor Moses w końcu znalazł już swój klub po tym, jak miotał się po opuszczeniu Wigan Athletic. Nieco chaotyczny boczny pomocnik zanotował w obecnej kampanii trzy nagrody dla piłkarza meczu, czym ucisza swoich krytyków i powoli wraca na usta kibiców Premier League (przynajmniej tych zasiadających na Britannia Stadium). Steve Sidwell po spadku Fulham miał wybór – grać w Championship albo szukać nowego miejsca pracy. Wybrał to drugie i na razie nie ma się czym chwalić. Jego przeprowadzka na północ od Londynu kojarzy się ze zwykłym przeciętniactwem, krzyżującym się z problemami zdrowotnymi.

Hughes nieźle zaplanował letnie zakupy, co pokazuje fakt, że większość z nich była darmowa. Do zajęcia miejsca w środku tabeli to wystarczy. Rodzą się tylko pytania. Czy klub będzie stać na wykupienie Mosesa? Czy nie straci swojego etatowego bramkarz? A w końcu – czy klub chce atakować europejskie puchary, czy pozostać w środku tabeli? Odpowiedź na to ostatniej jest kluczowa.

Aston Villa

O problemach AV pisaliśmy już osobno w artykule Mateusza Śwista (http://igol.pl/premier-league/siedem-grzechow-glownych-aston-villi/). Kłopoty zespołu Paula Lamberta w środku pola nie zostały rozwiązane przez Cleverleya (roczne wypożyczenie z MU) i Sancheza (5 milionów funtów), ponieważ razem z Westwoodem stanowią podobny typ pomocnika, niezbyt kreatywnego czy nastawionego ofensywnie. Ofensywę zaś wzmocniono tylko doświadczonym, ale już mocno zużytym Joe Cole’em. Podatny na kontuzje pomocnik nie jest wzmocnieniem pierwszoplanowym, na placu gry widzieliśmy go ledwie cztery razy, ale też nie oczekiwano od niego poprawy całej ofensywy „The Villans”.

Lewa strona boiska na Villa Park została wzmocniona w dwóch nowych piłkarzy, co było swoistym wotum nieufności wobec Jeo Bennetta. Kieran Richardson i Aly Cissokho mają doświadczenie gry w Premier League, ale często brakuje im czystych umiejętności piłkarskich i obeznania taktycznego. Dlatego między innymi z Cissokho zrezygnował Brendan Rodgers. Cissokho regularnie wychodzi w pierwszym składzie drużyny z Birmingham, ale daleko nam do nazwania go wyróżniającym się defensorem PL. Richardson zaś zasłynął dotąd chyba tylko brutalną czerwoną kartką w ostatniej kolejce w starciu z WBA.

Trudno pozytywnie ocenić transfery siedmiokrotnego mistrza Anglii. Klub od czasów Martina O’Neila regularnie stacza się w dół. Zeszły sezon zakończył na 15. miejscu, w tym może być jeszcze trudniej, bo należy pamiętać, że większość konkurencji porządnie się wzmocniła. Paula Lambert już trzeci sezon buduje drużynę według własnego uznania, ale efektów wciąż nie widać. Jeśli nadal będą niezauważalne, to możemy nagle dostrzec „The Villans” w strefie spadkowej.

West Bromwich Albion

Kwestię priorytetową dla „The Baggies” przed rozpoczęciem obecnego sezonu było zakontraktowanie przynajmniej jednego klasycznego środkowego napastnika. Ostatecznie udało się pozyskać aż trzech atakujących, którzy mogą się pochwalić w sumie aż 121 występami w europejskich pucharach! Przyjście do klubu z hrabstwa West Midlands Georgiosa Samarasa (za darmo z Celticu Glasgow), Ideye Browna (za 10 milionów funtów z Dynama Kijów) oraz wypożyczonego z FC Porto Silvestre’a Vareli nie rozwiązało bynajmniej problemu ze skutecznością WBA.

Drużyna prowadzona przez Allana Irvine’a zdołała strzelić tylko 15 goli w 16 dotychczas rozegranych meczach ligowych (średnio 0,9 gola na mecz), notując w listopadzie passę trzech kolejnych meczów bez strzelonej bramki. Najbardziej ze wspomnianej trójki zawodzi najdroższy letni nabytek – Brown, który zaliczył w tym sezonie sześć występów (głównie jako rezerwowy) i nie zdobył ani jednego gola. Niewiele lepiej wyglądają w tym sezonie Samaras i Varela, którzy uzbierali dotychczas po jednej asyście zaliczonej w CapitalOne Cup. W przypadku reprezentanta Portugalii można mieć jednak nadzieję, że wraz z kolejnymi rozegranymi meczami wróci do formy prezentowanej w barwach „Smoków” z Porto, bo potencjał i umiejętności techniczne ma naprawdę spore.

Realnymi wzmocnieniami okazali się natomiast piłkarze formacji obronnej. Naturalnym liderem defensywy WBA stał się były mistrz Anglii z Manchesterem City – Joleon Lescott. Na bokach obrony od pierwszej kolejki wystawiani są regularnie wypożyczony z Liverpoolu prawy obrońca Andre Wisdom (jego zmiennikiem jest pozyskany z norweskiego Rosenborga uczestnik ostatnich mistrzostw świata w Brazylii, Kostarykanin Christian Gamboa) oraz kupiony za 1,5 miliona funtów  z Hannoveru 96 Belg Sebastien Pocognoli (grający na lewej obronie na zmianę z pozyskanym za darmo z Burnley Chrisem Bairdem). Pewny plac w zespole Irvine’a ma natomiast doświadczony na boiskach Premier League środkowy pomocnik Craig Gardner, którego udało się ściągnąć na The Hawthors za darmo z Sunderlandu. Biorąc pod uwagę jego charakter, duże zaangażowanie w grę i nieustępliwość, nie dziwi fakt, że szybko stał się jednym z liderów zespołu i ulubieńcem kibiców West Bromu.

Wygrane w ostatniej kolejce ligowej lokalne derby z Aston Villą (1:0) dają kibicom małą nadzieję, że jakość obecnej kadry WBA pozwoli na spokojne utrzymanie się w lidze bez konieczności rozpaczliwego i natychmiastowego wzmacniania zespołu w trakcie sezonu. Poważnym zadaniem dla mało doświadczonego menedżera „The Baggies” będzie zatem doprowadzenie do optymalnej formy swoich nowych napastników, aby nie być uzależnionym wyłącznie od Saido Berahino. Tym bardziej że na kolejne transfery szkocki trener raczej nie będzie mógł liczyć…

Sunderland AFC

Minione lato było okresem dość intensywnego wietrzenia szatni w klubie z hrabstwa Tyne and Wear. Przed obecnym sezonem pożegnano prawie 20 piłkarzy, a zakontraktowano 9 nowych, za których trzeba było zapłacić ponad 15 milionów. Menedżer Gustavo Poyet, mając na uwadze problemy całego zespołu z grą defensywną (60 bramek straconych), postanowił przede wszystkim wzmocnić formacje obrony i pomocy. Do zespołu „Czarnych Kotów” dołączyło aż trzech bocznych defensorów – Billy Jones (za darmo z WBA), Patrick van Aanholt (z Chelsea za 2 miliony) oraz nieco zapomniany już były reprezentant Francji, Anthony Reveillere, który do momentu podpisania kontraktu z SAFC był bezrobotny. Dwaj ostatni w miarę regularnie wychodzą w pierwszej jedenastce i spisują się naprawdę solidnie.

Kibiców Sunderlandu szczególnie może cieszyć dobra postawa Holendra, który w końcu ma szansę zerwać z siebie łatkę wiecznie niespełnionego talentu. Niezłym uzupełnieniem linii obrony są rezerwowy na ogół stoper Sebastian Coates (wypożyczony z Liverpoolu) oraz rumuński bramkarz Costel Pantilimon (pozyskany za darmo z mistrza Anglii, Manchesteru City). Szczególnie przydatny w ostatnim czasie stał się były zmiennik Joe Harta, który po kilku fatalnych występach dotychczasowego golkipera nr 1 – Vito Mannone – wskoczył między słupki drużyny Sunderlandu.  Od tego momentu defensywa „Czarnych Kotów” uległa znacznej poprawie (aż trzy czyste konta w pięciu ostatnich meczach), w czym duża zasługa nowych nabytków.

Poyet postanowił również wzmocnić linię pomocy, ściągając na Stadium of Light znanego angielskiej publiczności z występów w Wigan Jordiego Gomeza (pozyskanego za darmo) oraz reprezentanta Anglii, który nie przebił się w drużynie Manchesteru City, Jacka Rodwella (kupionego za 10 milionów), a także swojego byłego podopiecznego z Brighton, Williama Buckley’a (około 2 milionów). Spośród nowo pozyskanych pomocników największą rolę w zespole „Czarnych Kotów” odgrywa obecnie Rodwell, który jest defensywnym pomocnikiem potrafiącym nieźle rozgrywać piłkę w ataku pozycyjnym. W ostatnich tygodniach coraz więcej szans dostaje także Gomez, ale jego występy od pierwszej minuty uzależnione są od klasy rywala (przeciwko mocniejszym przeciwnikom Poyet wystawia o wiele bardziej defensywnie usposobionego Cattermole’a).

Do roli zmiennika musi natomiast przywyknąć lewoskrzydłowy Buckley, który po całkiem niezłym początku sezonu popadł w przeciętność  i przegrał ostatecznie rywalizację o miejsce w składzie z napastnikiem Connorem Wickhamem, który sprawdza się ustawiony bliżej lewej strony boiska. Na pewno o wiele więcej spodziewano się w Sunderlandzie po utalentowanym argentyńskim rozgrywającym Ricardo Alvarezie. Wypożyczony z Interu Mediolan ofensywny pomocnik nazywany był we Włoszech „nowym Kaką”, jednak obecnie bardzo daleko mu do klasy wybitnego Brazylijczyka i mało prawdopodobne, aby na dłużej został w północno-wschodniej Anglii. Większość transferów dokonanych przez SAFC należy jednak ocenić pozytywnie, szczególnie biorąc pod uwagę niewielki nakład finansowy i ambicje klubu (zajęcie bezpiecznego miejsca w środku ligowej tabeli).

Crystal Palace

Tak naprawdę trudno ocenić w stu procentach letnie zakupy klubu z południowego Londynu, ponieważ jego głównym i niewątpliwie negatywnym ruchem była utrata trenera. Tony Pulis odszedł w wyniku niezgodny z prezesem klubu Nigelem Parishem o kwestie transferowe. Jego następca, równie doświadczony Neil Warnock, miał niewiele czasu na manewry, wobec czego nie mógł sobie pozwolić na kupno wszystkich nazwisk ze swojej listy chętnych.

Pulis ściągnął Hangelanda i Campbella i później odszedł z klubu. Warnock nieco bardziej zaszalał, ściągając Zahę, Fryersa, McArthura, Kelly’ego i Doyle’a za łączną kwotę 13 milionów funtów. Zaha, Fryer’s i Kelly to piłkarze na płatnych wypożyczeniach, oddani przez swoje macierzyste kluby na sezon w celu zdobycia doświadczenia. Najczęściej z tej trójki gra Kelly, występując zazwyczaj na prawej stronie defensywy i prezentując się naprawdę pozytywnie. Mimo to nadal nieco mu brakuje do gry w takim klubie jak Liverpool, szczególnie pod względem ofensywnym. Zaha i Fryers to raczej uzupełnienia składu, najczęściej wchodzący z ławki rezerwowej.

Doświadczony Doyle, piłkarz z niezłym CV i wieloma klubami najwyższej angielskiej klasy rozgrywkowej, jest za to kompletnym nieporozumieniem. Jeśli napastnik miał być wzmocnieniem, to tylko rezerwowej drużyny CP, bo w tej pierwszej rozegrał zaledwie 34 minuty. Brede Hangeland po wielu latach w Fulham postanowił zmienić otoczenie i nadal wyróżnia się w podobny sposób – prezentując duże doświadczenie, kierując blokiem obronnym, prezentując niezłą grę głową oraz siłę i zaangażowanie a’la Tomasz Hajto. Napastnik Fraizer Campbell również nie zawodzi, zdobył w 13 meczach 3 bramki, co może nie jest wynikiem fenomenalnym, ale jak na klub pokroju „Orłów” – solidny. Były piłkarz Wigan, James McArthur, to chyba najlepszy transfer londyńskiego klubu latem. Szkot z marszu wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie i gra tam najlepiej ze wszystkich środkowych Palace. Do tego do walki i niesamowitego zaangażowania dołożył dwa gole i dwie asysty.

Zakupy CP były solidne…. i tyle. Nie były na minus, ale wybitnymi też nie sposób ich nazwać. Drużyna nadal funkcjonuje tak, jak ją przygotował jej strażak z zeszłego sezonu, Pulis. Ale można mieć wątpliwości, czy to wystarczy do utrzymania. Wzmocnienia w styczniu przy założeniu, że Warnock zostanie do końca sezonu, są jak najbardziej wskazane.

Burnley

Ponad 130-letni klub z hrabstwa Lancashire był prawdziwą rewelacją zeszłego sezonu Championship, kończąc sezon na drugiej lokacie, mimo że przed startem kampanii był typowany do spadku. Początki sezonu w Premier League były burzliwe. Po dziesięciu kolejkach klub był na ostatnim miejscu, bez zwycięstwa i z pięcioma punktami straty do bezpiecznej lokaty. W ostatnich sześciu meczach zespół prowadzony przez Seana Dyche’a spotkała prawdziwa przemiana (bazowana na świetnym przygotowaniu fizycznym) i zespół z Turf Moor zdobył 11 punktów na 18 możliwych, wydostając się tym samym ze strefy spadkowej. Jest to sensacja, jeśli spojrzymy na fakt, iż klub ma najniższy budżet, a latem wydał raptem ponad 7 milionów funtów – George Boyd z Hull (3 miliony), mający polskie korzenie Lukas Jutkiewicz (2,7 miliona), wykupienie Micheala Kightly’ego ze Stoke (1,6 miliona) i darmowe transakcje z udziałem Steve’a Reida, Matthew Taylora i Matta Gilksa.

Gilks to raczej rezerwowy bramkarz, oglądający świetne występy wychowanka Manchesteru United Toma Heatona z ławki rezerwowych. Podobnie ma się sprawa z doświadczonym Irlandczykiem, Steve’em Reidem, który zagrał dotąd tylko raz w wyjściowym składzie, choć w jego przypadku ważny jest jego wpływ na szatnię, w której większość piłkarzy ma nikłe doświadczenie z najwyższą klasą rozgrywkową. Nathaniel Chalobah to obiecujący obrońca/defensywny pomocnik rodem z Sierra Leone, który tak jak nie dostawał szans w Chelsea, tak ich nie ma w Burnley (głównie przez pominięty okres przygotowawczy). Realnym wzmocnieniem okazał się George Boyd, który stanowi trzon pomocy (występował na środku tej formacji i na obu bokach) i rozwija się w końcu otrzymawszy zaufanie od trenera, czego nie miał od Steve’a Bruce’a.

Matt Taylor ma podobne zadanie w drużynie co Steve Reid i przygoda obu panów z futbolem powoli zmierza ku ostatniemu przystanku. Wykupienie Kighly’ego było kluczowe, gdyż to piłkarz, który pociągnął klub z małego miasta z północnej Anglii do awansu w zeszłym sezonie. W tym nieco obniżył loty, na co wpływ mają głównie problemy zdrowotne. Sordell to kompletny niewypał, bo jak inaczej nazwać napastnika, który w 10 spotkań nie trafia do siatki rywala? Podobnie jest z Jutkiewiczem, ale były piłkarz Evertonu przynajmniej zalicza asysty.

Dyche skupił się na kupowaniu piłkarzy, którzy w Burnley mogliby odbudować swoje kariery (Jutkiewicz, Boyd), jak i tych, którzy dopiero je zaczynają i szukają miejsca do rozwoju i wybicia się (Chalobah). Obie strony mają więc jakiś interes. Trudno powiedzieć, czy to wystarczy do utrzymania. Jeśli się uda, Dyche będzie trenerem, a Burnley sensacją roku.

Queens Park Rangers

Harry Redknapp spełnił życzenie właściciela linii lotniczych Asia Airlines, a zarazem właściciela QPR Tony’ego Fernandesa i przywrócił klub do Premier League po roku nieobecności. Zmorą w pierwszej przygodzie QPR za kadencji Fernandesa w PL były chybione transfery, spowodowane liczną obecnością agentów piłkarskich jako doradców wokół Malezyjczyka. Tym razem zakupy miały być bardziej rozważne, a przede wszystkim kierowane przez dział sportowy, a nie biznesowy klubu. Rotacja w kadrze była ogromna latem – z klubu odeszło 13 zawodników, a nowo przybyłych było dziesięciu.

Kosztujący 11 milionów funtów Brazylijczyk Sandro przeszedł z White Hart Lane, na Loftus Road w celu większej liczby minut spędzonych na placu gry. Cel osiągnął, ale jakość tych minut nieco się obniżyła. Sandro nie jest ani dobry, ani słaby. Dla klubu walczącego o utrzymanie to wystarczy. Na razie. Prawdziwym fenomenem jest zakup Leroya Fera z Norwich City. Holender gra głównie w środku pomocy (razem z Sandro) i spisuje się niebotycznie, zaskarbiając sobie sympatię kibiców Rangersów ambicją, zaangażowaniem oraz nieustępliwością. Jeśli utrzyma równą formę, Loftus Road może wkrótce być dla niego za ciasnym miejscem.

Wzmocnieniem defensywy miał być Rio Ferdinand, który trafił do londyńskiego zespołu za darmo z Manchesteru United. Ferdinand wybrał QPR, głównie z powodu świetnego kontaktu z menedżerem zespołu, Harrym Redknappem. Ale Ferdinandowi daleko do formy, którą niegdyś prezentował, grając jako stoper w barwach „Czerwonych Diabłów” razem z Vidiciem. Redknapp specjalnie dla niego grał na początku sezonu trójką stoperów, ale Rio prezentował się na tyle słabo, że wkrótce trafił na ławkę rezerwowych, a zamiast niego grają mistrz samobójów – Richard Dunne – i inny letni transfer, Steve Caulker, który w porównaniu z Ferdinandem okazał się wzmocnieniem defensywy.

Ofensywę uzupełnili głównie rezerwowy Anglik Jordon Mutch, kolejny dobry znajomy Redknappa (a raczej ich wspólnego agenta) Niko Kranjcar oraz wypożyczony z Napoli Chilijczyk Eduardo Vargas – motor napędowy QPR. Obecna kadra londyńskiego klubu powinna wystarczyć do pozostania w PL, głównie dlatego, że część piłkarzy jeszcze na dobre nie odpaliła, a może to uczynić w drugiej części sezonu. W kadrze widać mieszankę doświadczenia z młodością, wyrachowania z techniką. Wydaję się, że Harry wie, co robi.

Hull City

W szesnastej drużynie poprzedniego sezonu postanowiono dokonać dużych przedsezonowych inwestycji, aby nie walczyć już o utrzymanie, ale o środek tabeli. Efekt? 19. miejsce po szesnastu meczach. Co nie zadziałało? Problem jest złożony, ale towarzyszy mu dużo kontrowersji bo kasa klubu z KC Stadium opustoszała latem o 37(!) milionów funtów, co jest niebotyczną kwotą jak na klub będący w strefie spadkowej. Posadą może wkrótce zapłacić Steve Bruce, pytanie tylko czy on jest winny, czy piłkarze?

Kompletnym niewypałem jest wypożyczenie Hatema Ben Arfy, Francuza który szukał klubu do odbudowy formy. Dzisiaj nikt w klubie nie wie gdzie jest były piłkarz Olympique Lyon i Marsylii. Jego agent mówi o zamiarze rozwiązania konktraktu i poszukania nowego klubu dla klienta. Nie pierwszy to wybryk w karierze Ben Arfy. Pechowym zakupem był też transfer Roberta Snodgrassa który od razu złapał poważny uraz i wróci dopiero w maju. Nieźle linię ataku uzupełnił Abel Hernandez, chociaż od 10 milionowego zakupu możnaby wymagać więcej niż 3 gole. Realnymi wzmocnieniami są Micheal Dawson, Momo Diame oraz Andrew Robertson. Dawson powoli stawał się osobą niechcianą na WHL, więc jego transfer był nieunikniony, a w Hull znów prezentuje wszystkie swoje atuty, jak przerzut piłki, gra głową czy kierowanie linią defensywy.

Robertson to jeden z największych talentów nowej generacji w Szkockiej piłce, czego dowody mogliśmy zobaczyć w październikowym starciu naszej kady ze Szkotami. Diame z kolei padł ofiarą(nie do końca zasłużoną) rewolucji kadrowej na Upton Park. Sam Allardyce w ramach poszukiwań nowego stylu, zrezygnował z masywnego Senegalczyka i wydaje się, że może żałować. Diame prezentuje podobne cechy co Moussa Sissoko z Newcastle, a obaj stanowią nieco gorszą wersję Yaya Toure – silnie zbudowanych środkowych pomocników, z ciągniem na brakę i niesamowitą wydolnością fizyczną.

Latem dużo pieniędzy w Hull wydano w błoto. Ale może właśnie taka lekcja była “Tygrysom” potrzebna, i będzie to dla nich nauczka na przyszłość? Pytanie tylko czy nie będzie to przyszłość w Championship…

Leicester City FC

Drużyna Nigela Pearsona, która w ubiegłym sezonie wywalczyła w efektowny sposób po 11 latach przerwy awans do Premier League (zdobywając aż 102 punkty), została przed sezonem częściowo wzmocniona, ale próżno na King Power Stadium szukać gwiazd europejskiego formatu. Menedżer „Lisów” chciał w letnim oknie transferowym zakontraktować piłkarzy już ukształtowanych i doświadczonych, szczególnie na pozycje środkowego obrońcy i pomocnika oraz klasycznej „dziewiątki”. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że udało mu się za naprawdę niewielkie pieniądze (nieco ponad 10 milionów) pozyskać kilku wartościowych zawodników, gotowych do gry w podstawowym składzie. Prawdziwą rewelacją początku rozgrywek okazał się pozyskany z Brighton napastnik Leonardo Ulloa, którego przyjście kosztowało Lisy rekordowe 8 milionów.  Z dorobkiem sześciu bramek jest najlepszym strzelcem zespołu, jednak większość tych trafień zanotował w pierwszych dwóch miesiącach obecnej kampanii. Nie ulega jednak wątpliwości, że mało znany dotychczas napastnik (poprzednio grał w Brighton i Almerii) ze względu na swoje warunki fizyczne i umiejętność właściwego ustawienia się w polu karnym przeciwnika bardzo dobrze wpasował się do stylu gry preferowanego przez Pearsona.

Dużo niezbędnego doświadczenia i spokoju do gry linii środkowej wniósł weteran Esteban Cambiasso, pozyskany za darmo z Interu Mediolan. Chyba nikt nie przypuszczał, że 34-letni defensywny pomocnik będzie stanowił tak ważne ogniwo w taktyce „Lisów”. Jego umiejętność przetrzymania piłki w środku pola, regulowania tempa rozgrywania akcji i czytania gry są dla zespołu beniaminka bezcenne. Solidnym uzupełnieniem kadry zespołu z East Midlands są obrońca Danny Simpson (posiadający całkiem spore doświadczenie w Premier League zebrane w barwach Blackburn, Sunderlandu czy Newcastle), doświadczony stoper, były reprezentant Anglii, Matthew Upson czy grający przez pięć ostatnich sezonów w Aston Villi prawoskrzydłowy Marc Albrighton.

Pozostali piłkarze, którzy dołączyli przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek do Leicester City (m.in. Tom Lawrence, Jack Barmby czy wypożyczony z MU Nick Powell), to raczej melodia przyszłości. Warto również napomknąć o bramkarzu Benie Hamerze ściągniętym z londyńskiego Charltonu. Obecnie 27-letni Anglik, w obliczu kontuzji niepodważalnego numeru „1” – Kaspera Schmeichela, jest podstawowym golkiperem „Lisów”. Debiutujący w angielskiej ekstraklasie wychowanek Reading nie gwarantuje jednak wysokiego poziomu i stabilizacji na tej newralgicznej pozycji. Dlatego też głównym celem Pearsona w nadchodzącym zimowym okienku transferowym będzie zakontraktowanie doświadczonego golkipera.


Wszystkie kwoty podawane w funtach

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze