Manchester City zakończył sezon na drugim miejscu i pomimo że, zważając na siłę Chelsea, taka pozycja nie wydaje się najgorsza, to forma byłego już mistrza Anglii, szczególnie po okresie świątecznym, pozostawiała wiele do życzenia.
Manchester City zdobył dwa tytuły mistrzowskie w ciągu 3 lat, a jego bardzo silny skład pozwalał nam myśleć, że to właśnie oni po raz kolejny zatriumfują w lidze. Niestety „The Citizens” nie wyciągnęli wniosków z zeszłorocznych rozgrywek i nie poczynili wielkich postępów. Jak się okazało już na początku sezonu, piłkarze City nie radzą sobie z presją. Zamiast jako główny cel postawić sobie obronę tytułu, „Obywatele” skoncentrowali się na dotrzymywaniu kroku idącej jak walec Chelsea. Było to zauważalne już przed rokiem, kiedy to tylko nieudolność Liverpoolu w ostatnich meczach sprawiła, że Manchester City zdobył najwięcej punktów. Ostatecznie klub z niebieskiej części Manchesteru zakończył zawody z 8 punktami straty do ekipy Jose Mourinho, ale porównując składy i potencjały obu zespołów, ta różnica nie powinna być aż tak duża. Drużyna, która walczy o najwyższe cele, nie może pozwolić sobie na 7 porażek w lidze, a już na pewno nie z takimi rywalami jak Burnley czy West Ham. Momentami wydawało się, że mieli oni problemy z koncentracją, nie widać było w nich woli walki.
Już sam początek sezonu w wykonaniu „The Citizens” nie napawał optymizmem: porażka 3:0 z Arsenalem w walce o Tarczę Wspólnoty nie podziałała motywująco na podopiecznych Manuela Pellegriniego, którzy w 9 pierwszych kolejkach Premier League odnieśli tylko 4 zwycięstwa. Później nastały jednak lepsze czasy i w Nowy Rok, po 11 meczach bez porażki, Manchester City perfekcyjnie zrównał się w tabeli z Chelsea, uzyskując tę samą liczbę punktów, a także strzelonych oraz straconych bramek. Warto zauważyć, że dokonali oni tego praktycznie bez napastników. W grudniu kontuzjowani byli: Sergio Aguero, Edin Dzeko i Stevan Jevetić, przez co pod koniec roku odpowiedzialny za strzelanie goli był James Milner.
Yaya już nie błyszczy
Wraz z początkiem nowego roku forma klubu z Etihad Stadium zaczęła spadać: przegrali oni trzy istotne mecze z: Manchesterem United, Arsenalem i Liverpoolem oraz tylko zremisowali z „The Blues”. Powodem takiej obniżki formy mogło być zmęczenie, które po trudnej jesieni w LM i wyczerpujących meczach w okresie świątecznym dało się we znaki, oraz Puchar Narodów Afryki, na który wyjechali Yaya Toure i świeżo sprowadzony Wilfried Bony. Tylko czy Yaya Toure naprawdę był w tym sezonie aż tak kluczowy?
To głównie dzięki jego dobrej postawie Manchester City zdobył w zeszłym roku tytuł mistrza. Obywatel Wybrzeża Kości Słoniowej w tym sezonie był jednak zasłużenie krytykowany. W szczególności przez swoją postawę w defensywie Yaya Toure nie zapracował sobie na pochwały. Wpływ na jego słabsze występy mógł mieć fakt, że 32-latek stracił w czerwcu chorego na raka brata. Do tego dochodzi zmęczenie z dwóch dużych turniejów: o ile na MŚ w Brazylii Wybrzeże Kości Słoniowej nie wyszło nawet z grupy, o tyle w Pucharze Narodów Afryki grali do samego końca, by w finale pokonać Ghanę. Pellegrini zapewniał jednak, że czarnoskóry piłkarz nie potrzebuje przerwy i że nadal jest kluczowym graczem w jego zespole. Liczby mówią jednak same za siebie.
W zakończonym niedawno sezonie Yaya Toure był dużo mniej wydajny niż rok wcześniej. Statystyki potwierdzają mniejsze zaangażowanie obywatela Wybrzeża Kości Słoniowej w defensywie: rok temu wykonał on 54 wślizgi, w tegorocznych rozgrywkach dokonał tego tylko 29-krotnie. Młodszy z braci Toure występujących w Premier League podawał piłkę do swoich partnerów 2411 razy. W tym przypadku lepszy od niego był tylko Cesc Fabregas. Niestety gorzej było z ich dokładnością, która spadła z 90,13% na 88,9%. Także ofensywa nie była jego mocną stroną: Yaya strzelił 10 bramek i zaliczył tylko jedną asystę. Dla porównania, rok temu na swoim koncie miał dwa razy tyle bramek i zaliczył o 8 asyst więcej. W zakończonych w maju rozgrywkach trafiał do bramki rywali średnio co 236 minut (146 w 2013/2014), a celność jego strzałów spadła o ponad 10%.
Z pustymi rękami
Klub z Manchesteru nie sprostał oczekiwaniom związanym ze zdobywaniem trofeów. Sezon 2014/2015 jest pierwszym od 5 lat ukończonym bez żadnego łupu. Do porażki w Community Shield i w lidze doszło jeszcze odpadnięcie z krajowych pucharów (w 4. rundzie z Middlesbrough w FA Cup i na tym samym etapie rozgrywek w Capital One Cup z Newcastle) oraz oczywiście kolejna porażka w Lidzie Mistrzów. W fazie grupowej Champions League „The Citizens” trafili na bardzo trudnych rywali. Pierwsze miejsce było niemalże zarezerwowane dla rospędzonego Bayernu, który wygrywał mecz za meczem. Walka toczyła się zatem o drugą pozycję, gwarantującą grę w kolejnej rundzie. Vincent Kompany i jego koledzy musieli do końca walczyć o swoje. Ostatecznie udało im się awansować na rzecz AS Roma.
W 1/16 finału mistrz Anglii w drugim roku z rzędu trafił na FC Barcelona. Tym razem jednak szanse wydawały się wyrównane, bo gra Barcelony jesienią nie zachwycała. Mimo tego lepsi okazali się „Katalończycy”, którzy w dwumeczu wygrali 3:1. Wynik jednak nie odzwierciedlał przebiegu tych dwóch spotkań, bo w rzeczywistości Messi i spółka zdeklasowali swoich rywali. Anglicy zaprezentowali fatalny styl, grając bardzo statycznie, przewidywalnie, bez większego pomysłu na grę. Środek pola został całkowicie zdomminowany przez „Barcę”. Także postawa obrońców, którzy popełniali dużo prostych błędów, pozostawiała wiele do życzenia. Wydaje się, że chilijski szkoleniowiec zbyt odważnie podszedł do pierwszego meczu, wystawiając w nim dwóch napastników. Angielski klub ponownie zawiódł w spotkaniu z trudnym rywalem i udowodnił, że nie dorósł jeszcze do gry w LM na najwyższym poziomie.
One man show
Pozytywną stroną Manchesteru City w tym sezonie jest atak. Przede wszystkim rewelacyjna forma Sergio Aguero sprawiła, że City było najskuteczniejszą drużyną w Anglii. Pomimo słabej gry „Obywateli” Argentyńczyk, który strzelał gola za golem, może być zadowolony ze swoich indywidualnych zdobyczy: nie tylko wywalczył Złotego Buta 2014/2015, ale wyprzedził swoich rywali także w klasyfikacji kanadyjskiej. 26-latek ze średnią 0,8 bramek na mecz trafił do siatki rywala 26 razy, czyli o 5 razy więcej niż drugi Harry Kane i 6-krotnie więcej niż najlepszy napastnik Chelsea, Diego Costa. Gdy dorzuci się do tego 6 trafień w Lidze Mistrzów, śmiało można powiedzieć, że Aguero był najlepszym zawodnikiem 4-krotnego mistrza Anglii. Argentyńczyk często grywał osamotniony w ataku, chociaż wydaje się, że jego potencjał byłby jeszcze bardziej wykorzystywany z: Bonym, Dzeko bądź Joveticiem u jego boku. Warto zauważyć, że pomimo klasowych napastników, jakich ma w swoim składzie, trener Pellegrini nigdy nie zdecydował się na ustawienie z trzema z nich. Być może gdyby napastnik „Albicelestes” nie złapał kontuzji i miał większe wsparcie w swoich kolegach, ich sezon wyglądałby nieco inaczej.
Ze składem i pieniędzmi, jakie ma do dyspozycji Manuel Pellegrini, Manchester City powinien w tym sezonie osiągnąć lepszy rezultat. Chilijski szkoleniowiec czasami sprawiał wrażenie, że nie ma pomysłów na grę swoich podopiecznych. Gracze „The Citizens” powinni bardziej dotrzymać kroku Chelsea, a o mistrzostwie zaważyły bezsensowne porażki z drużynami ze środka tabeli. Klub z Etihad Stadium niewątpliwie stać na dużo więcej, lecz piłkarzom brakuje opanowania. Muszą zacząć koncentrować się na własmej grze, a nie ich przeciwników. Ta koncentracja i większa różnorodność taktyczna z pewnością pozwoli im wrócić na szczyt tabeli.
[interaction id=”5569c1bb1c915e9c564ff66f”]