Tiki-taka nad rzeką Trent


23 października 2014 Tiki-taka nad rzeką Trent

Krótkie podania, utrzymywanie się przy piłce, wymienność pozycji, Marc Muniesa w obronie, Bojan Krkić w pierwszej linii – to nie Barcelona B sprzed paru lat, to Stoke City, które po latach siermiężnego, brytyjskiego futbolu przeszło istną rewolucję stylu i obecnie stara grać się niczym drużyna z Camp Nou.


Udostępnij na Udostępnij na

Stoke City od momentu pojawienia się po latach niebytu w Premier League w 2008 roku sumiennie pracowało na określenie „drwale”. Drużynę Toniego Pulisa z tamtego okresu charakteryzowała niezbyt wyszukana, ale skuteczna gra opierająca się na żelaznej defensywie, walce w środku pola, nieprzyzwoitej liczbie wrzutek w pole karne i perfekcyjnie rozegranych stałych fragmentach gry. Klasyczne, stare, dobre kick&rush, które królowało w brytyjskim futbolu aż do czasu pojawienia się w nim takich wizjonerów jak Arsene Wenger, a wcześniej Alex Ferguson, ożyło na nowo. Napastnicy rywali moczyli się w noc przed wyruszeniem na najgłośniejszy na Wyspach Britannia Stadium, gdzie czekało na nich „ciepłe przywitanie” ze strony korków i łokci Roberta Hutha i Ryan Shawcrossa. Trybuny stadionu Stoke City wznosiły wrzawę, gdy Rory Delap ciskał z prędkością kuli armatniej piłki z autu w pole karne przeciwnika.

Tamta drużyna nie tylko wyróżniała się stylem, ale także odnosiła całkiem spore, jak na możliwości klubu, sukcesy. Dwunaste, jedenaste, trzynaste miejsce w lidze i rokroczne spokojne utrzymanie w Barclays Premier League to bardzo przyzwoite wyniki. Okrasą ery Pulisa w Stoke była gra w finale Pucharu Anglii w 2011 i możliwość gry w europejskich pucharach w następnym sezonie. Kolejny rok Pulisa okazał się jego ostatnim jako trenera Stoke City. Gra w Europie i kilka drogich transferów rozbudziło nadzieje kibiców znad rzeki Trent. Nadzieje te zostały niespełnione – zespół zajął znowu trzynaste miejsce, a trybuny coraz bardziej miały dość jednowymiarowego, nudnego futbolu w wykonaniu ich ukochanego zespołu. W maju 2013 roku Pulis rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron, a włodarze Stoke City stanęli przed nie lada wyzwaniem.

Zespół mozolnie budowany przez walijskiego menadżera przez siedem lat nadawał się tylko i wyłącznie do kontynuowania dzieła menedżera w charakterystycznym ortalionowym dresie. Nawet te największe gwiazdy, kosztujące najwięcej w dziejach klubu: Crouch, Palacios, były przydatne jedynie w fizycznym, brutalnym systemie gry kick&rush. Zrozumiałe i dużo łatwiejsze byłoby zastąpienie Pulisa kimś preferującym podobny system gry, np. Samem Allardyce’em. Włodarze Stoke postanowili jednak porzucić dotychczasowy system i „upięknić” grę Stoke. Zadanie to powierzono Markowi Hughesowi.

Wybór ten był mocno ryzykowny. Hughes nie potrafił osiągnąć wiele z bajecznie bogatym Manchesterem City, następnie niczym wielkim się nie wyróżnił, prowadząc Fulham i QPR, nominacja Walijczyka na menedżera Stoke stała się dla niego ostatnią szansą na zabłyśnięcie w brytyjskim futbolu. Któż miał jednak odmienić grę Stoke na bardziej ofensywną, jeśli nie trener, który do Manchesteru City sprowadził dziewięciu napastników?

Hughes w pierwszym swym sezonie osiągnął dziewiąte miejsce w tabeli – wyższe niż Pulis kiedykolwiek. Rozpoczął też przebudowę składu. Ze Stoke pożegnali się ulubieńcy Pulisa: Rory Delap, Kenwyne Jones, Dean Whitehead, w zamian sprowadzono znacznie lepiej radzących sobie z piłką przy nodze Irelanda, Odemwingiego, Assaidiego, co przyczyniło się do zmiany stylu gry na mniej barbarzyński. Przed tym sezonem do wyżej wspomnianych dołączyli Bojan Krkić, Mame Biriam Diouf, Victor Moses.

Transfery te budzą we mnie spory szacunek i sympatię do Marka Hughesa. Przyszedł on do zespołu, który praktycznie nie posiadał skautingu – wcześniej wystarczyło mieć 185 cm wzrostu i około 90 kg wagi. Zamiast mozolnie budować swoją siatkę, Hughes postanowił wykorzystać skautów rywali. I tak przyciągnął na Britannia młodych, zdolnych zawodników, którzy zbyt wcześnie dostali się do czołowych klubów, nie zdołali się przebić i ich kariera mocno spowolniła. Perypetie Bojana, który bił wszelkie rekordy strzeleckie w młodzieżowych drużynach Barcelony, wszyscy znamy. Mame Diouf jako 22-latek został zauważony przez Manchester United, nie dane mu było jednak zawojować Old Trafford i do Stoke trafił na zasadzie wolnego transferu z ligi niemieckiej. Moses kosztował Chelsea 11,5 mln euro, nie przebił się do pierwszego składu, mocno rozczarował podczas wypożyczenia do Liverpoolu. Każdy z nich może okazać się motorem napędowym Stoke, każdy z nich może po sezonie wrócić do „wielkiej piłki” – zasłużyć swoją grą na transfer do czołowego klubu Barclays Premier League. W czasie gdy kluby coraz częściej ściągają bardzo młode talenty i nie dają im szansy gry, obecna polityka Stoke wydaje się bardzo przemyślana. Jeżeli któryś ze wspomnianej trójki odpali w tym sezonie, kto wie, czy w kolejnym na Britannia Stadium nie pojawią się zawodnicy pokroju Januzaja, Sanogo, Salaha czy Zoumy. Zawodnicy ci, aby wskoczyć na wyższy pułap, potrzebują regularnej gry, a przykład Lukaku pokazuje, że wypożyczenie do średniaka może dla takiego zawodnika być doskonałym ruchem.

W koncepcji obecna polityka Stoke wydaje się bardzo dobra, ale czy przekłada się na postępy na boisku? Powoli tak – zespół gra coraz płynniej, coraz większą liczbą podań, coraz milej dla oka. Na boisku bywa różnie – zespół Hughesa potrafi wygrać z Manchesterem City i Swansea, ale zgubić punkty z QPR, Hull i Sunderlandem. Kibice Stoke City też akceptują kierunek zmian. Na razie nie przynosi on spektakularnych sukcesów, ale pobyt na Britannia Stadium stał się ostatnimi czasy dużo przyjemniejszy. Gracze pokroju Dioufa czy Mosesa potrafią zagrać niekonwencjonalnie, stworzyć groźną okazje z niczego. Kto wie, czy w niedalekiej przyszłości Stoke z najbrzydszego z kaczątek nie przeistoczy się w pięknego łabędzia. Zespół przeładowany talentami, które wyłowiły najlepsze kluby Premier League, a następnie wysłały nad rzekę Trent na wychowanie, albo sprzedały za bezcen, sądząc, że są już skończeni. Czy faktycznie tak będzie, okaże się z czasem, warto jednak śledzić postępy zrewolucjonizowanego, chcącego grać atrakcyjnie Stoke.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze