„Wielki Brad” przechodzi na emeryturę


17 maja 2015 „Wielki Brad” przechodzi na emeryturę

Na ogół piłkarze mający już skończone 30 lat uznawani są za podstarzałych i powoli schodzą z futbolowej sceny. Niektórzy jednak, zwłaszcza bramkarze, potrafią grać o wiele dłużej – nawet po czterdziestce. Jednym z nich jest Bradley Friedel, który po zakończeniu obecnego sezonu postanowił zakończyć karierę w wieku 43 lat. 


Udostępnij na Udostępnij na

Golkiper Tottenhamu Hotspur swój ostatni mecz dla „Kogutów” rozegrał w zeszłym sezonie, a dokładnie 9 listopada 2013 roku, przeciwko Newcastle United. Pojedynek na White Hart Lane zakończył się zwycięstwem gości 1:0, a nasz bohater zmuszony był skapitulować po strzale Loica Remy’ego – obecnego atakującego londyńskiej Chelsea. W tamtym spotkaniu ze względu na kontuzję nie mógł wystąpić podstawowy bramkarz „Spurs” Hugo Lloris, a trener Andre Villas-Boas z duetu jego zmienników Friedel – Gomes postanowił desygnować do gry doświadczonego Amerykanina. Od tamtej pory ani razu nie widzieliśmy go na boisku w trakcie jakiegokolwiek starcia o punkty.

Niesamowita passa

Trudno się jednak dziwić, gdyż Francuz jest aktualnie jednym z najlepszych zawodników na swojej pozycji w Premier League, a gdy nie może zagrać z powodu nadmiaru żółtych kartek lub urazu, zastępuje go 31-letni Michel Vorm. Funkcja Friedela w północnym Londynie już od dawna opiera się głównie na motywowaniu młodszych kolegów i byciu dla nich starszym bratem (niektórzy mogliby być jego synami), z którym o wszystkim można porozmawiać. Wszytko jednak ma swój koniec i już za tydzień były reprezentant Stanów Zjednoczonych po raz ostatni zasiądzie na ławce rezerwowych Tottenhamu. Trudno przypuszczać bowiem, że Mauricio Pochettino zechce wystawić go w pierwszym składzie lub choćby wpuścić na murawę pod koniec spotkania, w którym londyńczycy będą mieli ostatnią szansę zagwarantować sobie miejsce dające możliwość gry w Lidze Europy.

Znaczna część Czytelników zadaje sobie pewnie zatem pytanie: po co poświęcać artykuł komuś, kto na peryferiach poważnego futbolu pozostaje od ładnych paru lat? Odpowiedź jest jednak bardzo prosta: Bradley Howard Friedel jest legendą Premiership i jej rekordzistą pod względem liczby kolejnych rozegranych meczów. W latach 2004-2012 urodzony 18 maja 1971 roku w Lakewood (Ohio) gracz zanotował passę 310 spotkań z rzędu od pierwszej do ostatniej minuty. W swojej trwającej 20 lat seniorskiej karierze reprezentował siedem różnych zespołów, w tym aż pięć brytyjskich. Choć wiele lat Bradley spędził w Anglii, gdzie zamierza zostać także po zawieszeniu butów na kołku, zaliczył również epizody w Danii, Turcji oraz rodzimej Ameryce.

Najstarszy zawodnik w historii Premier League (kolejny rekord) swoją przygodę ze sportem zaczynał od uprawiania kilku dyscyplin: koszykówki, tenisa oraz piłki nożnej. Jego duży wzrost (191 cm) byłby niewątpliwie atutem, gdyby zdecydował się uganiać za piłką po parkiecie lub korcie, ale Friedel zapragnął być piłkarzem. W jego latach młodości na uprawianie soccera, jak mawiają jankesi, decydowali się tylko nieliczni. „Normalni” Amerykanie preferowali koszykówkę, hokeja, własną odmianę rugby oraz baseball. Major League Soccer powstała dopiero w roku 1993, kiedy Brad trenował piłkę nożną na kalifornijskim uniwersytecie UCLA. Nie dane mu było rozegrać pierwszego, historycznego sezonu w MLS, ale parę lat wcześniej ze swoją uczelnianą ekipą zdołał wywalczyć mistrzostwo National Collegiate Athletic Association (1990). Po tym sukcesie i kolejnych występach w lidze uniwersyteckiej Friedel postanowił poszukać szczęścia poza granicami ojczyzny, gdzie nikt wówczas nie traktował jego ukochanego futbolu poważnie.

Niebezpieczna Turcja

Przez pewien czas trenował w młodzieżowej kadrze angielskiego Newcastle United, w którym nie otrzymał jednak pozwolenia na pracę i zmuszony był przyjąć ofertę duńskiego Broendby IF. Na Półwyspie Jutlandzkim spędził zaledwie pół roku, po czym został został zakontraktowany przez turecki Galatasaray Stambuł. W Turcji spędził niecały rok, ale – jak sam wspomina na łamach brytyjskiej prasy – był to dla niego bardzo ważny okres. Będąc zawodnikiem „Galaty”, nauczył się radzić sobie z presją, która na piłkarzach tureckich teamów ciąży każdego dnia. Tamtejsi żywiołowi kibice znani są z tego, że swoich idoli mogą nosić na rękach, jeśli ci wygrywają, ale innego dnia, po przegranym meczu, nagle zapragną ich zlinczować.

Kończący lada moment profesjonalną karierę piłkarz tak opisuje swój pobyt w Stambule: – Galatasaray było niesamowitym miejscem do gry w piłkę nożną. Zawsze miałem świetne relacje z fanami. Ale jeśli drużyna przegrała spotkanie, nawet jeśli to nie była twoja wina, byłeś śmieciem. Pamiętam, że po przegranych derbach z Fenerbahce kibice próbowali przewrócić nasz autobus, gdy byliśmy w środku. Nie było ich wystarczająco dużo, aby to zrobić; poza tym ochraniała nas policja. To było szalone. Po powrocie do domu zauważyłem natomiast, że okna zostały wybite, a na podłodze znalazłem cegły w barwach Fenerbahce.  

Na szczęście dla Bradleya, jego pobyt w Turcji nie trwał długo, ponieważ wrócił do Stanów, gdzie miał zasmakować wreszcie futbolu w wydaniu amerykańskim. W Columbus Crew Friedel grał u boku Roberta Warzychy, obecnego dyrektora sportowego Górnika Zabrze, który od 2009 do 2013 roku pełnił także funkcję szkoleniowca jednego z najstarszych zespołów MLS. O ile w latach 90. ubiegłego stulecia Polak był gwiazdą nowo powstałej ligi, o tyle jego młodszy kolega nie radził sobie w niej najlepiej. Grywał dość regularnie, ale w tamtych czasach USA nie były dobrym miejscem dla młodych, chcących się rozwijać futbolistów. Trenerzy woleli stawiać na zagraniczne, podstarzałe gwiazdy, których celem było spopularyzowanie piłki nożnej wśród amerykańskiej społeczności.

Drugie podejście do Premier League

Nie podobało się to Bradowi, który po raz kolejny postanowił wyruszyć na podbój Wielkiej Brytanii. Trafił do wielkiego Liverpoolu, w którymspędził trzy lata i zyskał miano solidnego bramkarza. Miał okazję podpatrywać sposób bronienia świetnych golkiperów innych angielskich teamów — Davida Seamana czy Petera Schmeichela. 82-krotny reprezentant USA w Premiership czuł się coraz pewniej, a po opuszczeniu „The Reds” w 2000 roku i przeprowadzce do Blackburn Rovers zyskał miano gwiazdy.

Pod czujnym okiem Kenny’ego Dalglisha Friedel uczynił ogromny postęp, stał się prawdziwą gwiazdą ligi i legendą za życia. 310 meczów z kolei w barwach „Niebiesko-białych” i Aston Villi, w której grał później, pozwoliło mu dokonać rzeczy wielkiej. Wiadomo bowiem, jacy są Brytyjczycy. Nie przepadają oni za Amerykanami, którzy strasznie zniekształcili ich piękny język, a o futbolu nie mają ponoć bladego pojęcia. Anglicy, uważający swój kraj za ojczyznę futbolu, nigdy nie traktowali jankesów poważnie, jeśli chodzi o ich postrzeganie piłki nożnej. Żartowali sobie z amerykańskiego soccera, uważając tę nazwę za sztuczną, ale dzięki takim ludziom, jak: Friedel, Tim Howard czy Landon Donovan Stany Zjednoczone przestały być traktowane jako futbolowy grajdołek.

https://www.youtube.com/watch?v=kGkxvL65Tt4

Bramkarze rodem z USA od lat cieszą się ogromnym uznaniem wśród trenerów klubów Premier League, gdyż są bardzo solidni. Wystarczy spojrzeć na trzech amerykańskich golkiperów, którzy obecnie zarabiają na chleb w Imperium Brytyjskim. Friedel, Howard (Everton) i Brad Guzan (Aston Villa) – wszyscy trzej są doskonale zbudowani, skoczni i obdarzeni świetnym refleksem, mimo że mają już swoje lata. Ich doświadczenie pomaga młodszym kolegom w kryzysowych sytuacjach, co jest szczególnie ważne, zwłaszcza gdy gra toczy się o wysoką stawkę.

Poza tym wszyscy wyżej wymieni byli lub nadal są ważnymi ogniwami reprezentacji USA, która coraz lepiej radzi sobie na kolejnych mundialach. W RPA (2010) spotkanie pomiędzy Amerykanami a Anglikami zakończyło się remisem 1:1, zeszłoroczne mistrzostwa świata zdecydowanie lepiej zapamiętają zaś chłopcy Jurgena Klinsmanna. Były reprezentant Niemiec doprowadził „Jankesów” do 1/8 finału, w którym ulegli Belgom po dogrywce, dumni Anglicy musieli zaś uznać wyższość swoich grupowych rywali: Kostaryki, Urugwaju oraz Włoch. Jakie stąd wnioski? Otóż minęły bezpowrotnie czasy, kiedy reprezentacja Stanów Zjednoczonych była bezlitośnie ogrywana przez ekipy ze Starego Kontynentu. Eksperci twierdzą, że prędzej czy później zostanie ona mistrzem świata, gdyż ogromne pieniądze w połączeniu z ambicją jej graczy muszą wreszcie przynieś upragniony sukces.

Miłośnik jogi i… bankrut

A tego nie byłoby, gdyby nie Brad Fredel, który jako jeden z pierwszych przecierał szlaki na Wyspach, udowadniając swoim rodakom, że w futbolu liczą się przede wszystkim umiejętności, nie zaś pochodzenie. Choć nigdy nie wywalczył żadnego znaczącego klubowego trofeum, jest prawdziwym autorytetem dla wielu młodych Amerykanów. Były zawodnik Aston Villi, której bramki strzegł, zanim trafił na White Hart Line, chętnie udziela się w różnego rodzaju akcjach charytatywnych, a kilka lat temu postanowił ułatwić rozwój kariery młodym chłopakom z Ameryki. W Ohio została założona akademia jego imienia, w której swoje umiejętności piłkarskie szlifują następcy bramkarza „Spurs”. Przedsięwzięcie to okazało się jednak dość chybionym pomysłem, gdyż akademia przynosiła straty, co doprowadziło Friedela niemal do bankructwa. 5 mln dolarów – tyle wynosiło zadłużenie Brada, marzącego o stworzeniu futbolowego imperium w rodzinnych okolicach. Niektórzy żartowali nawet, że właśnie z powodu braku pieniędzy piłkarz wstrzymywał się tak długo z zakończeniem kariery.

Dziś już jednak zbliżająca się emerytura Bradleyowi niestraszna. Znany miłośnik jogi, która pomaga mu utrzymać doskonałą kondycję, zamierza ukończyć niezbędne kursy trenerskie, gdyż w przyszłości zamierza poprowadzić jakiś znany zespół. Kto wie, czy nie zostanie kiedyś selekcjonerem reprezentacji, z którą wystąpił na trzech mundialach: w 1994, 1998 i 2002 roku. Na boiskach Korei i Japonii Amerykanie rywalizowali w grupie m.in. z Polską, której ulegli 1:3, ale i tak zdołali awansować do 1/8 finału. Brada Friedela pokonali Emmanuel Olisadebe, Paweł Kryszałowicz oraz Marcin Żewłakow, dla USA honorowe trafienie zaliczył Landon Donovan.

Z „Biało-czerwonymi” 43-latek mierzył się także w 1992 roku na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Wtedy także los skojarzył Amerykanów i Polaków w grupie, ale awans wywalczyli podopieczni Janusza Wójcika. Bezpośrednie starcie pomiędzy dwoma reprezentacjami zakończyło się remisem 2:2, co oznaczało koniec turnieju dla Stanów Zjednoczonych, których oprócz Polaków wyprzedzili także Włosi. Młodym kibicom futbolu warto wspomnieć, że hiszpański turniej zakończył się dla naszej reprezentacji wielkim sukcesem, gdyż dopiero w finale ulegliśmy gospodarzom 2:3. Na boisku brylowali wtedy dwaj świetni napastnicy: Andrzej Juskowiak oraz Wojciech Kowalczyk.

Zawsze gdy karierę kończą gracze pokroju Friedela, łezka kręci się w oku. Zawodnik, który od niepamiętnych czasów bronił dostępu do bramki kilku świetnych klubów, a raz nawet sam zdołał wpisać się na listę strzelców (21 lutego 2004 roku w przegranym 2:3 meczu z Charltonem Athletic), ma pecha, gdyż już niedługo z Premiership pożegna się także inna legenda, Steven Gerrard. To właśnie na niego będą zwrócone oczy większości kibiców, ale o Bradzie także winno się pamiętać, ponieważ jego statystyki robią ogromne wrażenie.

 

Statystyki kariery Bradleya Friedela (stan na 17 maja 2015)

Liczba klubów, które reprezentował: 7 (w Newcastle United i Nottingham Forest nie uzyskał pozwolenia na pracę, więc nie włączamy ich do statystyk)

Występy w reprezentacji: 82 (debiut: 3 wrześnie 1992)

Występy w mistrzostwach świata: 3 (USA 1994, Francja 1998, 2002 Korea i Japonia)

Suma meczów na mistrzostwach świata: 6

Liczba trenerów klubowych, z którymi współpracował: 10

Mecze w Premier League: 448

Czyste konta kont: 132

Mecze w League Cup i FA Cup: 37 

Czyste konta: 12

Mecze w międzynarodowych pucharach: 39

Czyste konta: 14

Suma występów we wszystkich rozgrywkach: 524

Suma czystych kont: 158

Najwięcej goli straconych w jednym meczu: 7 (27 marca 2010 przeciwko Chelsea)

Najwyższa wartość rynkowa: 4 mln euro (23 lutego 2009)

Łączny dochód z transferów: 4 mln euro

Suma kolejnych meczów z rzędu w pełnym wymiarze czasowym: 310

Minuty spędzone na boisku we wszystkich rozgrywkach: 47 176

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze