Czy ktoś z nich zostanie następcą Ancelottiego?


18 maja 2015 Czy ktoś z nich zostanie następcą Ancelottiego?

Już od ponad tygodnia jesteśmy świadkami wielkiej fali spekulacji odnoszącej się do przyszłości Carlo Ancelottiego w Madrycie. Piłkarze i kibice chcą, żeby trener został. Perez się waha. A sam zainteresowany twierdzi, że wszystkiego dowiemy się po sezonie. Tymczasem w mediach karuzela z trenerskimi nazwiskami kręci się w najlepsze, a lista potencjalnych następców włoskiego magika zaczyna się wydłużać…


Udostępnij na Udostępnij na

Trudno jednoznacznie określić, jak wygląda obecnie sytuacja w Madrycie. Z jednej strony Ancelotti dał klubowi upragnioną Decimę i stabilizację wokół drużyny, jest lubiany przez kibiców i piłkarzy, a konferencje prasowe nie są już placem boju między trenerem a dziennikarzami. Z drugiej jednak strony Włoch miał pod batutą najsilniejszą personalnie ekipę na świecie, gwiazdozbiór wart ponad 700 mln euro, który siłą rzeczy trofea powinien kolekcjonować seriami. Zespół zdobył Supepruchar Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata, ale umówmy się – nie jest to szczyt marzeń całego madridismo.

Nic więc dziwnego, że zaczęły pojawiać się spekulacje dotyczące potencjalnych następców Ancelottiego. Kogo więc bierze się pod uwagę jako nowego trenera „Królewskich”? I kto miałby poprowadzić madrycką machinę do kolejnych trofeów, które są jej tak bardzo potrzebne do życia?

Na pierwszy plan wysuwa się kandydatura Jurgena Kloppa. Tej postaci nikomu nie trzeba przedstawiać, a dwa zdobyte mistrzostwa Niemiec i finał Ligi Mistrzów z Borussią są tutaj najlepszą rekomendacją. Czy sympatyczny Jurgen nadawałby się na pierwszego trenera „Blancos”? Czarodziej z Dortmundu słynie ze świetnego kontaktu z drużyną i zdolności niwelowania wszelkiego rodzaju nieporozumień na rzecz dobra całej drużyny. Borussia Kloppa była ekipą zwycięzców, zawodników świetnie przygotowanych mentalnie, którzy wiedzieli, o co grają i dla kogo.

W przypadku szatni Realu te umiejętności mogą okazać się kluczowe, zwłaszcza w kontekście konfliktów, jakie dzielą ostatnio madrytczyków. Może słowo konflikt wyolbrzymia trochę całą sytuację, jednak nie ma wątpliwości, że nie dzieje się ostatnio najlepiej. Casillas jest najbliżej wylotu z klubu w historii swoich występów, Isco narzeka na mało minut, jakie dostaje, a relacje Ramosa z Ronaldo nie wyglądają ostatnio najlepiej. Można uznać, że kumpelskie podejście Kloppa do drużyny mogłoby uzdrowić atmosferę i uspokoić rozkapryszone gwiazdy, a charyzma, jaką posiada niemiecki trener, może zdyscyplinować szatnię, mimo zarzutów dotyczących jego braku doświadczenia. Były opiekun Borussi nie jest jednak jedyną opcją rozważaną przez „Królewskich”.

W Madrycie nie ukrywa się, że to Zinedine Zidane byłby idealnym rozwiązaniem dla Realu. Były piłkarz, klubowa legenda i człowiek z wielką charyzmą, który swoją przyszłość zawsze wiązał z dzielnicą Chamartin. Mnie osobiście również podoba się ta kandydatura, jednak trudno nie uznać, że na byłego kapitana reprezentacji Francji jest jeszcze za wcześnie. Zwłaszcza, że Castilla pod jego wodzą nie prezentuje się najlepiej. Zespół rezerw zajmuje piąte miejsce w trzeciej lidze i nie osiąga celu, jakim był awans do Segunda Division. Na niekorzyść Francuza działa także fakt, że żaden z zawodników nie przebił się do pierwszej drużyny, a on sam nie mógł sobie poradzić z kaprysami młodej, norweskiej gwiazdy – Martina Odegaarda. Samo kierownictwo klubu również zaczyna mieć wątpliwości co do jego kandydatury i woli dać francuskiej legendzie więcej czasu.

Inną opcją, którą się bierze pod uwagę, jest Míchel. Były piłkarz, członek słynnej „Piątki Sępa”, pełnił już funkcję trenera Castilli w sezonie 2006/2007, a przez następny rok zajmował stanowisko koordynatora grup młodzieżowych. Zaliczył również epizod w Sevilli i przez ponad rok trenował Olympiakos Pireus, gdzie wykręcił bardzo dobrą średnią 2,26 punktu na mecz. Jego atutem jest znajomość klubu i jego specyfiki, a także całkiem niezłe trenerskie portfolio. Mówi się nawet, że mogłaby to być odpowiedź Realu na Guardiolę i Enrique w Barcelonie i jest w tym sporo prawdy. Jednak w 2011 roku Michel również był brany pod uwagę w kontekście obsady stanowiska trenera Realu i wtedy włodarze „Królewskich” mu nie zaufali. Trudno przypuszczać, aby teraz było podobnie, zwłaszcza że ani na Sanchez Pizjuain, ani w Grecji nie doświadczał on takiej presji, z jaką mógłby się spotkać na Bernabeu.

Michel. Tu jako trener Getafe.
Michel, tu jako trener Getafe.

Tym, który mnie przekonuje jednak najbardziej, jest Julen Lopetegui. Obecny trener Porto, w przeszłości piłkarz Realu, był już opiekunem Castilli w sezonie 2008/2009. Następnie przez cztery lata zajmował stanowiska selekcjonera hiszpańskich kadr młodzieżowych: U-19, U-20 i U-21, zdobywając dwukrotnie mistrzostwo Europy. Wydaje się, że doświadczenie z kadr młodzieżowych i umiejętność oceny ich potencjału jest jego największym atutem. Zresztą prowadził w nich już takich piłkarzy, jak: Asier Illarramendi, Jese, Derik Osede czy też Alvaro Medran, więc można uznać, że niektórych graczy Realu zna już doskonale. Duże wrażenie robi też jego praca z FC Porto, a zwłaszcza dbałość o rozwój talentów: Olivera Torresa, Tello, Casemiro i Rubena Nevesa. Jego przyjście nie zachwiałoby również drużyną, gdyż podobnie jak Ancelotti stosuje on ustawienie 4-3-3, grając z trójką kreatywnych środkowych pomocników (Torres, Herrera i Casemiro). Dlatego wydaje się naturalnym i najlepszym następcą Włocha. Fakt, możecie uznać, że rzeczywiście papiery ma, ale czy wystarczy mu charyzmy? Raczej bym się o to nie martwił. Jak zobaczycie niżej, potrafi rozwścieczyć nawet samego Jorge Jesusa.

https://www.youtube.com/watch?v=gLRfS6478O4

Inne opcje? Pod uwagę mogliby być brani Unai Emery i Nuno, których zespoły mocno namieszały w czołówce La Liga. Jednak wydaje się, że zarówno Sevilla, jak i Valencia nie pozwolą sobie na odejście swoich trenerów. Zwłaszcza w przypadku Valencii wydaje się to irracjonalne zwłaszcza w kontekście możliwej ofensywy transferowej, zapowiadanej przez właściciela – Petera Lima.

W mediach przewijało się jeszcze nazwisko Andre Villasa-Boasa, jednak wydaje się, że portugalski trener to nie ten kaliber i mógłby pójść w ślady swojego rodaka, Carlosa Quirezoa, który w sezonie 2003/2004 nie poradził sobie z podobnym gwiazdozbiorem w Madrycie. Porugalczyk ma problemy z Zenitem w Europie i trudno sobie wyobrazić, aby dał sobie radę w zespole z Concha Espina.

Trudno określić, czy Ci panowie dostaną szansę na Bernabeu. Wszystko zależy od chimerycznego Florentino Pereza i jego spojrzenia na całą sprawę. Osobiście mam nadzieję, że nie będzie się zachowywał jak Jesus Gil na przełomie wieków i pozostawi Ancelottiego na swoim stanowisku. Były już prezes Atletico słynął z krótkiej cierpliwości do swoich trenerów i miejmy nadzieję, że Perez nie będzie brał z niego przykładu. Włochowi należy się jeszcze jedna szansa i powinien ją dostać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze