Laboga: Myślę, że to będzie otwarty klasyk


24 października 2014 Laboga: Myślę, że to będzie otwarty klasyk

Już naprawdę niewiele czasu pozostało do meczu Realu Madryt z FC Barcelona. W związku z tym porozmawialiśmy z dziennikarzem nc+ Piotrem Labogą. Zapraszamy do lektury.


Udostępnij na Udostępnij na

Co takiego mają w sobie te mecze, że przyciągają przed telewizory aż tak wielu kibiców z całego świata?

Wydaje mi się, że dużą wyrazistość obu klubów jeśli chodzi o swoją filozofię, bo tutaj nie chodzi tylko o piłkę. To także wierność pewnym zasadom, ideałom, także jeśli chodzi o: taktykę, sposób gry czy wartości, które reprezentują oba kluby. Wiadomo, że nośność i wielkość Realu Madryt wynikają z sukcesów, a wiadomo, że drużyny osiągające sukces lepiej przyciągają kibiców. Real na topie znajduje się od dziesięcioleci, począwszy od lat 50. Oczywiście gdzieś tam w pewnym momencie osłabło to zainteresowanie Realem, bo były takie momenty, gdy klub, jak dobrze wiemy, nie dominował w europejskiej piłce, ale w latach dziewięćdziesiątych, a szczególnie pod ich koniec, to się zmieniło. Wtedy to dotarcie do masowego kibica poprzez telewizję uaktywniło się, wtedy gdy pojawiła się globalizacja i większy dostęp do oferty sportowej. Wiązało się to także z rozrostem potęgi Realu Madryt.

Barcelona tymczasem przyciąga tą swoją wyjątkowością, tym że przez lata była reprezentantem, jedynym reprezentantem tych dążeń katalońskich. Wtedy barwy katalońskie były przecież zakazane. To jest także ta filozofia gry, to stawianie na piłkarzy i piękno, które oferują oba kluby. Bo tak jak te rozgrywki były przez lata kojarzone z taką prostą, czasami nawet ordynarną piłką, to tak teraz piłka hiszpańska opiera się o: piękno gry, styl i popisy indywidualne. Co więcej, każda z tych drużyn przez te wszystkie lata, przez okres swojej historii, miała swoje gwiazdy, najlepszych piłkarzy na świecie. Każda z tych drużyn w jakiś tam sposób wpływała na rozwój piłki, mówię tutaj konkretnie o Barcelonie Johana Cruyffa, która zmieniła filozofię i  podejście do piłki. Te wszystkie elementy, których, jak widać, jest niemało, sprawiają, że starcia Realu z Barceloną, tych dwóch wielkich antagonistów, nie tylko na poziomie stricte boiska, ale także na poziomie filozofii, sposobu patrzenia przez kibiców, osób związanych z klubami sprawiają, że te mecze przyciągają tak wielu widzów.

A jak ocenia Pan początek sezonu w wykonaniu obu zespołów? Zarówno Real, jak i Barcelona mają za sobą małą rewolucję kadrową. Madryt opuścili chociażby Alonso czy Di Maria, zaś ze stolicą Katalonii  pożegnali się m.in. Valdes czy Fabregas.

No niewątpliwie zmiany były, ale nie powiem, żeby były bardzo głębokie. Były co prawda te znaczące, takie jak odejście Angela di Marii, którego wpływ na grę Realu był nie do przecenienia w żaden sposób, szczególnie w ostatnim sezonie. Taka była jednak świadoma polityka klubu. W Barcelonie nikt, chyba poza śp. trenerem Vilanovą, nie potrafił znaleźć miejsca, pomysłu dla Cesca Fabregasa, więc rozstano się z nim raczej bez większym lamentów. Jeśli chodzi o Valdesa, to tu był problem z samym piłkarzem, z jego chęcią do poszukiwania nowych wyzwań. Każdy z tych transferów , bo trzeba dodać, także Alexisa Sancheza, miał oczywiście inną, oddzielną historię. Jednak trzony tych zespołów pozostały, kręgosłup i w jednym, i w drugim przypadku nadal funkcjonuje ten sam. Trener Enrique, który chciał ten zespół trochę przemeblować, próbował wstawiać do pierwszego składu wielce utalentowanego, jednak niemającego jeszcze doświadczenia Rafinhię czy wreszcie Rakiticia w miejsce Xaviego , co się moim zdaniem do końca nie udało, ale raczej nie mogło się tak stać, przynajmniej w początkowej fazie. Barcelona jest na razie na etapie przepoczwarzania się, budowania na nowo swojego piłkarskiego wizerunku. Enrique poszukuje takiego planu B na zasadzie „chcemy kontynuować to, co wprowadzali Pep Guardiola i Tito Vilanova i nie chcemy za bardzo od tego odchodzić, ale musimy także wymyślić coś nowego”. Bo ten system gry stosowany przez Barcelonę  jest już dla wszystkich, a szczególnie dla tych najsilniejszych klubów, po prostu czytelny. Przyszli nowi piłkarze, ale oni jeszcze w tym kluczowych momentach  nie dają tej jakości. Więc Barcelona jest do bólu skuteczna, choć właśnie mecz z PSG, który był tak naprawdę jedynym sensownym, mocnym przeciwnikiem dla niej, pokazał, że ta droga jest jeszcze daleka i wiele pracy pozostało jeszcze przed nią. Dlatego Luis Enrique musi włożyć w ten zespół bardzo dużo pracy i być może tę najlepszą Barcelonę zobaczymy dopiero wiosną. Teraz jest ten element połączenia wszystkich części w jedną całość.

Angel Di Maria, Real Madryt
Odejście wcale Angela Di Marii nie osłabiło Realu Madryt aż tak mocno, jak można się było spodziewać (fot. as.com)

Co do Realu Madryt, to były obawy, także moje, że nie da się stworzyć równie dobrej drużyny bez piłkarza takiego pokroju jak Angel di Maria. Bo Real jako mechanizm grał niemal perfekcyjnie, ale gdy coś nie działa, gdy przeciwnik znajduje antidotum, to trzeba było planu B, takiego piłkarza jak Di Maria. Wydawało mi się, że nikt zastąpić go nie może, bo oczywiście James jest piłkarzem bardzo utalentowanym, ale to nie ten rozmiar kapelusza. Okazało się jednak, że to ja się myliłem, myliło się jeszcze wielu, bo Carlo Ancelotti w jakiś sposób odkurzył Isco, znajdując dla niego miejsce przynajmniej w niektórych meczach. James gra ze spotkania na spotkanie coraz lepiej  i można się zastanawiać, gdzie jest sufit możliwości tego piłkarza i zapewne jeszcze długo go nie poznamy. Więc powoli te drużyny odzyskują swoją stabilność, niemniej jednak do takiej optymalnej dyspozycji myślę, że jednym i drugim sporo brakuje. Realowi głównie jeśli chodzi o grę defensywną, bo tutaj były problemy i co prawda trzy ostatnie mecze w lidze były na „zero z tyłu”, podobnie jak ten z Liverpoolem, i to jest fajne, tylko tak naprawdę będą się liczyły te mecze z najważniejszymi, a Real grał już mecze z Atletico. I we wszystkich tych meczach odniósł porażki, mówiąc ogólnie, bo choć jeden mecz zremisował, to koniec końców ten dwumecz w Superpucharze przegrał. Dlatego te drużyny cały czas mają te słabsze elementy, które muszą doskonalić, nad czym pracują obaj trenerzy. Niemniej jednak początek jest obiecujący. Real zaliczył co prawda falstart, ale teraz już się rozpędził niczym bolid, strzela kolejne gole i próbuje gonić Barcelonę. Ta rozpoczęła też bez fajerwerków, ale gra skutecznie, a to, że nie ma straconego gola w rozgrywkach ligowych, też o czymś świadczy. Jest skuteczna, lecz nie zawsze piękna i każdy, kto się dokładnie zagłębi, dojrzy jakieś mankamenty. Nie można o niej powiedzieć: „tak, to jest kandydat do wygrania Ligi Mistrzów”, bo moim zdaniem Barcelonie dzisiaj brakuje jeszcze do Realu Madryt czy Chelsea. Być może El Clasico te moje słowa zweryfikuje.

Kłopoty Realu na początku sezonu wynikały głównie ze słabej gry obronnej. Czy rzeczywiście można, tak jak to czyni prasa madrycka, winić za to tylko Ikera Casillasa?

Na pewno Iker Casillas nie jest już tym samym Ikerem Casillasem sprzed lat. Dotyczy go ten sam regres formy co Xaviego, z tą różnicą, że dla gracza Barcelony trudno by było teraz znaleźć takiego rzetelnego zastępcę. Kimś takim mógłby być Fabregas czy Thiago, ale żadnego z nich w Barcelonie już nie ma. A wracając do tematu, to łatwo powiedzieć, że głównym odpowiedzialnym za to, co się stało, jest Iker Casillas. On po prostu popełniał błędy, zdarzały mu się złe interwencje, które jasno i klarownie obciążały jego konto. Niemniej jednak mecz z Liverpoolem pokazał, jak ważną rzeczą jest skuteczna gra podczas stałych fragmentach gry. Pamiętamy, jak harował jak wół w swoim polu karnym Ronaldo, ale nie zapominajmy, że były to dośrodkowania średniej jakości. Niemniej jednak Real wyciąga wnioski, Real trenuje to, Real to doskonali i widać, że z tym elementem jest coraz lepiej. Ale pamiętam taki obrazek z meczu z Villarrealem, kiedy to Sergio Ramos dość ostro zbeształ Cristiano Ronaldo w polu karnym za złe ustawienie się zespołu przy stałym fragmencie. To świadczyło o tym, że wina jest po stronie jednych i drugich. Bo jeśli jest on dobrze wykonany, na takim poziomie jak robi to Atletico i Godin czy Miranda, to szansa bramkarza na obronę jest minimalna. I zrzucanie odpowiedzialności na Ikera Casillasa nie ma sensu. Bo tutaj odpowiadają przede wszystkim ci, którzy powinni wyłączyć z gry rywali. Reasumując, ta wina rozkłada się 50 na 50. Jeśli łatwo można wskazać błędy defensorów, to podobnie można i Casillasa.

Czy wobec tej skuteczności Barcelony, o której Pan mówi, i wysokiej formy Ronaldo możemy się spodziewać powtórki z poprzedniego sezonu i siedmiu bramek zdobytych łącznie przez oba zespoły?

Ja myślę, że to będzie bardzo otwarte El Clasico. Z tego względu, że i Barcelona, i Real mają ten środek ciężkości zdecydowanie przesunięty na formacje ofensywne. To tridente barcelońskie, bo myślę, że pojawi się w tym meczu Suarez, jeśli nie w pierwszym składzie, to być może po przerwie, zaś Real też to, co najlepsze, ma z przodu. Obie ekipy przede wszystkim będą chciały strzelać gole, a z obroną może być problem. Bo załóżmy, że forma piłkarzy pokroju Bartry, nawet Pique czy z drugiej strony, z mniejszej strony Pepe czy Varane’a, nie gwarantuje tego, że się da za każdym razem wyeliminować: Ronaldo, Benzemę, Bale’a czy Neymara. To jest zadanie piekielnie trudne. Nawet będący przed rokiem w genialnej formie Ramos i Pepe po prostu popełniali błędy. Ramos w ogóle dostał czerwoną kartkę i wszystko się posypało. Geniusz piłkarzy ofensywnych jest tak wielki, że równie wielcy obrońcy drużyn przeciwnych nie są w stanie ich zatrzymać. Ja szczerze powiedziawszy spodziewam się podobnego wyniku, to niekoniecznie musi być 4:3, może być np. 2:2, więc myślę, że tych goli będzie sporo.

Bolączką Realu w poprzednich rozgrywkach było właśnie to, że nie potrafił grać z silnymi rywalami w La Liga. To właśnie ten jeden punkt w czterech meczach przeciwko Atletico i Barcelonie w głównej mierze pozbawił ich szans na mistrzostwo. Czy w tym roku może być podobnie?  

Już mecz z Atletico pokazał, że Real teraz jest innej sytuacji, że obróciło się to o 180 stopni i to oni muszą liczyć miesiące, gdy nie potrafi udowodnić swojej wyższości i wygrać z Atletico Madryt. Mam wrażenie, że Real, tamten z poprzedniego sezonu, dwa pierwsze mecze z potentatami, a więc z Atletico i Barceloną, rozegrał, gdy Carlo Ancelotti dopiero budował swoją drużynę. On dopiero szukał rozwiązań, efektem tego była porażka z Atletico, ale też jakby pójście do rozum do głowy i analiza, że Isco w roli lidera się nie sprawdza i w konsekwencji wynalezienie Angela di Marii. Był to okres dochodzenia do pełnej optymalności. Jeśli chodzi o mecz wiosenny z Barceloną, w którym Ramos dostał czerwoną kartkę: miałem okazję zobaczyć tę sytuację w specjalnej grafice hiszpańskiej telewizji i mogę stwierdzić na marginesie, że tego faulu nie było. Ale zostawmy to na boku. Najważniejsze jest to, że wtedy gdy Real był już ukształtowany, te mecze mogły się skończyć inaczej. Teraz będzie podobnie. Ten Real jest już ukształtowany i teraz jest w gazie i nie wydaje mi się, aby w kolejnych konfrontacjach, chociażby z Barceloną poniósł klęski. Niewykluczone, że tak się stanie, bo oba zespoły są wybitne, ale nie zakładam tego, że Real ma problem w meczach z dobrymi drużynami. Kiedyś, owszem, tak było.

Barcelona przystąpi do temu meczu w zasadzie w najsilniejszym składzie, zaś o takim komforcie może tylko pomarzyć Carlo Ancelotti. Włoch nie będzie mógł skorzystać najprawdopodobniej z usług Bale’a i Ramosa. Która z tych absencji będzie dla niego bardziej odczuwalna?

Szczerze? Moim zdaniem żadna. Dlatego, że para Varane – Pepe prezentuje się wyśmienicie  i myślę, że na ten moment z trójki stoperów Realu Madryt, bo Nacho jest typową zapchajdziurą, to właśnie Ramos w tych ostatnich tygodniach wyglądał moim zdaniem najsłabiej. On nie jest w optymalnej formie, w lepszej jest chociażby Pepe. Co do Bale’a, to ja nie jestem zachwycony tym piłkarzem. Owszem, każdy ma w pamięci jego rajd w finale Pucharu Króla, kiedy tam ośmieszył Bartrę i pokonał Pinto, ale w żadnym kolejnym spotkaniu nie zagrał na równym poziomie przez cały mecz; on ma momenty, gdy fajnie gra, podobnie jak Oezil. Jeśli któryś z dwójki James – Isco miałby z tego składu wypaść kosztem Bale’a, to ja mówię: nie. To ja chcę mieć Jamesa i Isco w składzie, bo ich praca w destrukcji i zaangażowanie górują na tym, co prezentuje Walijczyk. W takim meczu, gdy trzeba walczyć, tacy piłkarze są bardziej potrzebni, a Bale tego nie daje drużynie. Owszem, brak takiej alternatywy jest dużym osłabieniem, ale ja bym go raczej widział na ławce niż w wyjściowym składzie.

Puśćmy wodze fantazji. Real przegrywa ten mecz i traci do Barcelony siedem punktów po dziewięciu kolejkach. Czy to będzie dla nich oznaczało koniec walki o tytuł mistrzowski?   

Owszem, zdarzały się w futbolu takie sytuacje, że Barcelona gdzieś tam gubiła te punkty, ale rzeczywiście ta strata byłaby ogromna. Myślę, że nikt  w Madrycie by się nie pogodził jeszcze z porażką w walce o tytuł mistrzowski, ale będą już kątem oka patrzeć na ligę. Wiadomo, że dla Realu, a także dla innych drużyn hiszpańskich, liga jest priorytetem, ale gdzieś w głowach piłkarzy będzie to, że „daliśmy ciała, mamy taką stratę i nawet jak będziemy wygrywać kolejne mecze, to będziemy musieli liczyć na Barcelonę”. A gra ona przecież tak konsekwentnie. Pytanie: z kim ona ma tracić punkty, nie za to widzę. To nie jest liga angielska, gdzie nawet jak, powiedzmy, ktoś wystartuje jak z procy tak jak Chelsea, to gdzieś się może potknąć: na Arsenalu, United czy Stoke City. W lidze hiszpańskiej takie rzeczy się prawie nie zdarzają. Nawet ten remis Barcelony z Malagą był tylko wypadkiem przy pracy i takich za wiele już nie będzie. Więc dla Realu byłby to niewątpliwie kłopot i tylko iluzoryczne szanse na zdobycie mistrzostwa, a wszystkie siły zostałyby przerzucone na Ligę Mistrzów. Bo marzeniem każdej  z drużyn jest udowodnić, że jesteśmy najlepsi i będziemy pierwszymi, którzy obronimy tytuł. To jest wyzwanie, które strasznie interesuje Real. To nie jest obsesja, tak jak Decima, ale myślę, że jest to wielki cel i marzenie Realu Madryt, aby to osiągnąć.

Fabio Coentrao (Real Madryt) i Alexis Sanchez (FC Barcelona)
Porażka znacznie utrudni Realowi walkę o tytuł mistrzowski (fot. Marca.com)

Ten klasyk, tak jak kilka poprzednich, będzie Pan obserwował ze stadionu jako reporter telewizyjny. Który z poprzednich meczów Realu z Barcelony najbardziej utkwił Panu w pamięci?

Szczerze? Najbardziej zapadło mi  w pamięci spotkanie, które było obudowane tak jakby całą dodatkową historią meczów półfinałowych Ligi Mistrzów. To był ten sezon, w którym Real Madryt Jose Mourinho wywalczył tytuł. Oczywiście nie sięgam pamięcią do tych, na których miałem okazję być, bo jakbym miał sięgnąć do takiego El Clasico, które gdzieś tam mam w pamięci, najbardziej mi utkwiło, to byłby inny mecz. Natomiast jak najbardziej Real wtedy nie potrafił grać z Barceloną, dostawał regularnie łupnia i w tym meczu Barcelona też wyglądała bardzo dobrze. Jeden zespół był po pierwszym meczu z Bayernem, drugi był po pierwszym meczu z Chelsea. Tam się wszystko gotowało. To był taki moment, w którym cały piłkarski świat zwracał oczy na Hiszpanię, na te dwa zespoły. I wtedy to zwycięstwo Realu Madryt 2:1, ten szok kibiców, którzy w takim trybie przyśpieszonym odśpiewali na koniec hymn Barcelony i szybko czmychnęli ze stadionu. Ta garstka kibiców Realu cieszących się, ten gest Ronaldo po zdobytej bramce, to niewątpliwie zostało w pamięci. Bo to był taki symbol przełamania, wreszcie Realowi udało się przełamać tę hegemonię Barcelony, nawet nie przewagę, a hegemonię Barcelony. Bo to też był taki symboliczny koniec ery Pepa Guardioli, bo kolejnym etapem parę dni później była ta niespodziewana porażka z Chelsea. Więc to było takie El Clasico, które na pewno bardzo mocno zapadło mi pamięć, tym bardziej że byłem tam ponad tydzień w Barcelonie i z tą Barceloną się wówczas „przygotowywałem” w te kolejne dni. Patrzyłem na to, co się dzieje, gdy przyjeżdżają, jak trenują, ich reakcje na wylądowanie po tym meczu z Chelsea, niezadowoleni, ale pełni nadziei, że spokojnie i tak wygrają. I później to, co się działo w kolejnym meczu. Więc to El Clasico z tą całą otoczką najbardziej mi utkwiło.

Na zakończenie proszę Pana o próbę wytypowania wyniku.

Remis.

Ale chyba nie bezbramkowy?

Nie, zdecydowanie nie. To może w wodzy fantazji, w takim razie wypuszczę 3:3. Nie mówię, że niech to będzie dokładnie taki wynik, ale liczę na równie emocjonujący mecz, jak był wiosną, albo jak był parę lat temu za kadencji Fabio Capello, gdy Messi strzelił hat-tricka, a jedną z bramek dla Realu dołożył, z tego, co pamiętam, Higuain. Niemniej jednak to są takie mecze, które pozostają w pamięci, które tworzą huśtawkę nastojów, które świetnie się odsłuchuje. Dziennikarze hiszpańscy przeżywają to równie mocno jak kibice. To jest coś fantastycznego, więc liczę, że to będzie pełen goli mecz. I w jedną, i drugą stronę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze