Nie chcę, ale muszę, czyli Illarramendi wypychany z Madrytu


23 stycznia 2015 Nie chcę, ale muszę, czyli Illarramendi wypychany z Madrytu

Kilka dni temu Real Madryt dokonał pierwszego zimowego transferu i pozyskał utalentowanego Martina Odegaarda. Wszystko wskazuje na to, że kolejnym wzmocnieniem tryumfatora Ligi Mistrzów z poprzedniego sezonu będzie Brazylijczyk Lucas Silva. Przyjście nowego gracza będzie jednak oznaczało pożegnanie się z kimś z obecnej kadry.


Udostępnij na Udostępnij na

Silva uchodzi za jednego z najbardziej utalentowanych piłkarzy w kraju organizatora poprzedniego mundialu. To zrozumiałe, że gracz, o którym bardziej szczegółowo pisaliśmy tutaj, znalazł się na celowniku wielu klubów z Europy. Batalię o niego wygrał Carlo Ancelotti i dlatego lada dzień możemy się spodziewać, że transfer zostanie ogłoszony. Co prawda do wyjaśnienia zostało jeszcze kilka kwestii, chociażby suma odstępnego, ale wszystko wskazuje na to, że porozumienie między obiema stronami może nastąpić w każdej chwili.

Przyjście nowego piłkarza do środka pola oznaczać będzie jedno. Kogoś trzeba się będzie pozbyć. Nic więc dziwnego, że rozpoczęły się spekulacje na temat tego, z kogo Włoch postanowi zrezygnować w obliczu rychłego transferu. Od początku na giełdzie nazwisk widniały dwie osoby: Sami Khedira oraz Asier Illarramendi. Abstrahując od umiejętności obu panów, wydawało się, że to Niemiec jest znacznie bliżej opuszczenia Madrytu. Powód jest bardzo prosty – byłemu zawodnikowi Stuttgartu kończy się po sezonie umowa, a jak do tej pory nie było widać po nim nadzwyczajnej chęci do kontynuowania współpracy. Wybór padł jednak na tego drugiego.

Jednych to może dziwić, innych wręcz przeciwnie.  W końcu jedni i drudzy dzierżą w swoich dłoniach solidne argumenty. Przeciwnicy Illarramendiego będą mu zarzucać bardzo wysoką cenę, jaką „Królewscy” przelali na konto Realu Sociedad San Sebastian, a także jego marginalną kreatywność i irytujące podania tylko do tyłu. Jego zwolennicy mogliby jednak odpowiedzieć, że ze swoich zadań w destrukcji wywiązywał się dobrze, a gdy Ancelotti decydował się na wystawianie go, zazwyczaj nie żałował tej decyzji.

Klamka jednak zapadła i Bask dostał polecenie, aby intensywnie rozglądać się za nowym pracodawcą. Od razu na świeczniku pojawił się pierwszy kupiec, czyli Athletic, który nie miałby problemu z zaspokojeniem oczekiwań Realu, czyli zapłaty 25 milionów euro. Tyle że sam zainteresowany nie kwapi się jakoś nadzwyczajnie do przeprowadzki do Bilbao i kurtuazyjnie odpowiada dziennikarzom, że „dobrze się czuje w Madrycie”. Powody takiego stanu rzeczy mają być co najmniej dwa. Po pierwsza Asier występował już w Realu Sociedad San Sebastian i na każdym kroku wykazywał ogromne przywiązanie do tego klubu, nawet po przejściu do stolicy Hiszpanii. Oto jeden z przykładów:

https://www.youtube.com/watch?v=2OZRDvNKUj0

Trudno więc przypuszczać, aby zdecydował się na występy w koszulce derbowego rywala. Po drugie, po grze w Realu Madryt, słusznie czy niesłusznie, Illarramendi ma zdecydowanie większe mniemanie o sobie i przenosiny do Baskonii, słusznie, traktuje jako krok w tył. Oliwy do ognia dolał także były trener Sociedadu, Jagoba Arrasante, który w wywiadzie dla Radia Marca dziwił się, że Real tak łatwo rezygnuje z tego zawodnika. – On jest naprawdę świetnym piłkarzem, którego przede wszystkim bronią liczby. Owszem, może zdarza się, że bywa na boisku niezauważalny, ale dobrze wykonuje swoją pracę. I za to powinien być ceniony przez prezesa, trenera i kolegów.

W momencie pojawiła się jednak inna, dość zaskakująca perspektywa dla niego. Chodzi o zainteresowanie ze strony Arsenalu Londyn. Wszystko dlatego, że problemy z urazami, które ma ostatnio Arteta, znacznie ograniczają wybór Wengerowi. Tyle że wracamy do punktu wyjścia, bo sam piłkarz nie jest przekonany do przenosin na Wyspy. Wszystko rozbija się o regularną grę, a w Premier League – podobnie jak od pewnego czasu w Hiszpanii – może być z tym różnie.

Dlatego możliwości są dwie. Albo Illarramendi przystanie na „naciski” klubu i zdecyduje się na przenosiny w inne miejsce, albo dostanie kolejnego rywala do gry. A wtedy jego szanse na występy od pierwszej minuty, które już teraz są niezbyt duże, zmaleją niemal do zera.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze