Camorra, Maradona i potrójny pogrzeb Juventusu, czyli jak Napoli zdobyło scudetto


13 lutego 2016 Camorra, Maradona i potrójny pogrzeb Juventusu, czyli jak Napoli zdobyło scudetto

W Neapolu od ponad 25 lat wszyscy śnią o zdobyciu scudetto. Teraz po latach posuchy i regularnie zbieranych batów od bogatych klubów z północy Italii „Azzurri” mają szansę nawiązać do swoich złotych czasów. Czasów, kiedy w błękitnej koszulce biegał sam Diego Maradona, a zespół ściśle współpracował z neapolitańską Camorrą. W oczekiwaniu na dzisiejszy hit Serie A warto sobie przypomnieć wyczyny tamtej drużyny.


Udostępnij na Udostępnij na

10 maja 1987 roku to prawdopodobnie najważniejsza data w historii Neapolu. W ten parny, słoneczny dzień czuć było w powietrzu atmosferę niesamowitego podniecenia. Wszyscy, dosłownie wszyscy mieszkańcy Neapolu odliczali godziny do rozpoczęcia najważniejszego pojedynku w historii klubu. „Azzurri” mieli zmierzyć się na San Paolo z zawsze

okładka La Gazzetty dello Sport z 11 maja 1987 roku
Okładka „La Gazzetty dello Sport” z 11 maja 1987 roku

groźną Fiorentiną. W normalnych okolicznościach fani drużyny liczyliby się z porażką, ale w tamtym sezonie Napoli ze swojego stadionu uczyniło prawdziwą twierdzę, nie dając zwyciężyć nikomu w 14 poprzednich meczach! Do mistrzostwa wystarczał tylko i aż remis. Większości kibiców trudno było uwierzyć, że ich ukochany zespół po blisko 60 latach porażek w końcu może wydrzeć tytuł z rąk możnych klubów północy.

W 29. minucie spotkania po pięknej wymianie podań przez zawodników Napoli piłka trafia do Andrei Carnevale. Ten dokłada jedynie nogę i lekkim, ale precyzyjnym strzałem po ziemi pokonuje Paolo Contiego. W tej jednej chwili 60 tys. kibiców na San Paolo i kilkaset tysięcy w całym mieście powoli zaczyna rozumieć, że ich niedoścignione marzenia o zdobyciu scudetto stopniowo się ziszczają.

W fetowaniu mistrzostwa jeszcze w  trakcie meczu nie przeszkadza im nawet bramka Roberto Baggio dla Fiorentiny (pierwszy gol Włocha w Serie A). W końcu wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego zaczyna się szaleństwo, które według legend trwało kilka dni. Świętowali wszyscy, od wiodących nudne na co dzień życie urzędników, przez dzieciaki, aż po mafijnych bossów. Przez te kilka radosnych dni nikt nie chodził do pracy, wszyscy za to pili i bawili się na ulicach miasta, pokazując prawdziwą twarz południa. Na ulicach odbył się nawet symboliczny pogrzeb Juventusu.

A jak właściwie doszło do tego sukcesu Napoli? Co czyni go tak wyjątkowym, przecież to tylko zdobycie mistrzostwa? By to zrozumieć, trzeba się cofnąć kilka lat wstecz do roku 1984.

A wszystko zaczęło się od Maradony…

Sezon 1983/1984 „Azzurri” zakończyli na odległym 12. miejscu, cudem broniąc się przed spadkiem. Nie było to w smak Corrado Ferlaino, ówczesnemu prezydentowi klubu. Włoch zdecydował się na iście szaleńczy ruch w imię zasady „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”. Bo jak inaczej nazwać pozyskanie do niemodnej drużyny samego Diego Maradony za 10,5 mln dolarów.

Czemu właściwie Argentyńczyk zdecydował się na taki ruch? Tajemnicą poliszynela jest, że zawodnik miał w tym czasie spore problemy finansowe, więc nie zadziałała na niego magia błękitnej koszulki Napoli, a spory plik banknotów.

Maradonę powitało 75 tys. kibiców (!), a w lokalnych gazetach pisano, że w mieście zjawił się zbawiciel. Nikogo w Neapolu nie ruszał za to fakt, że genialny rozgrywający został kupiony za pieniądze Camorry, które trudno nazwać czystymi. To chyba jednak nie dziwi, jeśli mówimy o mieście, w którym każde euro, a wcześniej lir, musiało przejść przez ręce mafii.

To słynne zdjęcie musiało się pojawić! Maradona z szefami Gomorry. Prawdziwi królowie życia (fot.vesuvius.it)
To słynne zdjęcie musiało się pojawić! Maradona z szefami Gomorry. Prawdziwi królowie życia (fot. Vesuvius.it)

W tamtym czasie mafia była bardzo blisko klubu, co później zresztą odbiło się Napoli czkawką. W sezonie 1987/1988 „Azzurri” musieli przegrać kilka meczów w kluczowym momencie rozgrywek tylko dlatego, że członkowie Camorry postawili spore pieniądze na scudetto dla innej drużyny.

Diego Maradonę wszyscy od razu pokochali. Argentyńczyk urzekł nie tylko swoją grą, ale i charakterem. Ze swoją zadziornością, nieprofesjonalnym trybem życia idealnie wpisywał się w tożsamość Neapolu. – Burmistrz, domy, szkoły, autobusy, praca. Wszystko to się nie liczy, bo mamy Maradonę – tak pisała jedna z neapolitańskich gazet. W czterech pierwszych sezonach „Boski Diego” zawsze przekraczał dwucyfrową liczbę bramek, ale jego wpływ na grę był znacznie większy.

– Neapolitańczycy zabierali piłkę przeciwnikowi, patrzyli, gdzie jest Diego i natychmiast podawali do niego – opisywał styl gry Napoli znany włoski dziennikarz Giampiero Galeazzi. To Maradona nakręcił koniunkturę na klub, wyciągnął „Azzurrich” z kryzysu, później dał dwa tytuły mistrzowskie i sprawił, że na stadion przychodziło kilkadziesiąt tysięcy kibiców. Za co do dziś jest czczony.

Symboliczne stały się sceny, kiedy to na mundialu w 1990 roku w czasie spotkania Włochy Argentyna kibice na San Paolo oklaskiwali Maradonę, mimo że ten grał w drużynie rywali. Kult „Boskiego Diego” jest widoczny w mieście do dziś. Każdy, kto był na wycieczce w Neapolu, może się spodziewać, że przewodnik w pewnym momencie powie coś w stylu: „w mieście ludzie trzymają w portfelach i modlą się do dwóch osób, Matki Boskiej i Diego Armando Maradony”. Pusty frazes i banał można pomyśleć, ale prawda zwykle bywa banalna.

Mistrzowska ekipa

Oczywiście scudetto dla Napoli to zasługa nie tylko wybitnego Argentyńczka, ale też kilku innych znanych zawodników. W sezonie mistrzowskim rozbłysła gwiazda Ciro Ferrary, który potem przez wiele lat był dyrygentem defensywy Juventusu. W środku pola mieliśmy mieszankę doświadczenia (Salvatore Bagni) z młodością (Fernando De Napoli), którzy harowali przez 90 minut meczu. O zdobytych bramkach decydował ofensywny tercet: Maradona, Bruno Giordano i wcześniej wspominany Carnevale.

Mistrzowska ekipa z sezonu 1986-1987 (fot.wikipedia)
Mistrzowska ekipa z sezonu 1986/1987 (fot. Wikipedia)

Na czele ekipy stał Ottavio Bianchi, fanatyk taktyki i przygotowania fizycznego, który by poprowadzić Napoli, musiał przejść prawdziwą drogę przez mękę, jaką było prowadzenie 3-ligowego Spal czy Mantovy. Doświadczony Włoch przed każdym spotkaniem odpowiednio nastawiał swoich piłkarzy, toteż ci w defensywie grali z niesamowitą pasją, a w ataku często szturmowali bramkę rywali. Stylem gry przypominali obecne Napoli Maurizio Sarriego.

Latem 1986 roku nikt nie stawiał „Azzurrich” w gronie faworytów do mistrzostwa Italii. Była to dobra ekipa, ale nijak nie można jej było porównywać do Interu z tercetem Altobelli, Rummenigge i Tardelli czy Juventusu z duetem Platini – Laudrup.

Jednak drużyna bardzo dobrze rozpoczęła rozgrywki, nie przegrywając na początku ligi ze słabeuszami. Pierwsze z kluczowych spotkań tamtego sezonu odbyło się na turyńskim Stadio delle Alpi w 9. kolejce. Juventus miał wtedy ostatecznie wybić z głowy zaściankowemu Napoli marzenia o scudetto. Tak się oczywiście nie stalo…

Na gola Laudrupa podopieczni Bianchiego odpowiedzieli trzykrotnie w końcówce meczu i wywieźli trzy punkty z gorącego terenu. Wtedy możni z północy po raz pierwszy poczuli, że kwestia mistrzostwa może nie być ich prywatną rozgrywką. To samo uczucie niepokoju musiało im towarzyszyć wtedy, gdy zespół z fantastycznym Maradoną nie przegrał żadnego z ośmiu spotkań na przestrzeni lutego i marca.

Najbardziej istotnym momentem tamtego sezonu były dwie kolejki, 23. i 24. Napoli mierzyło się wtedy z dwoma potentatami, którzy tylko czyhali na potknięcie „Azzurrich”. Najpierw zespół przegrał 0:1 z Interem na San Siro, tracąc gola w 85. minucie. Przewaga lidera z południa stopniała do zaledwie trzech punktów, a na horyzoncie czekał mecz z Juventusem na San Paolo. Po fenomenalnych akcjach neapolitańczycy wygrali 2:1, pewnie krocząc po mistrzostwo.

Nawiązać do legend

Stadio San Paolo fetujące mistrzostwo (fot.ilcatenaccio)
Stadio San Paolo fetujące mistrzostwo (fot. Ilcatenaccio)

Złote czasy Napoli skończyły się szybciej, niż nastały. Drużyna zdobyła jeszcze mistrzostwo w sezonie 1989/1990, tym samym, w którym wygrała Puchar UEFA. Później „Azzurri” przestali się liczyć na europejskiej scenie futbolu i zupełnie poza nimi rozkwitała Serie A w latach 90. W czasie, gdy potentaci pokroju Milanu, Juventusu czy nawet Parmy trzęśli europejskimi rozgrywkami, Napoli bez gwiazd, za to z poważnymi problemami finansowymi, pałętało się w ogonie włoskiej ligi.

Teraz zespół po wielu latach posuchy znowu może nawiązać do tamtych czasów. W zupełnie innych realiach, bez pomocy Camorry, bez kogoś takiego jak Maradona, za to z Higuainem i spółką prowadzonymi przez szalonego Maurizio Sarriego. Mistrzostwo dla nich również byłoby świetną historią, która po latach także obrosłaby legendą.

Jeden z najważniejszych sprawdzianów czeka Napoli już dziś, gdyż drużyna jedzie na mecz do Turynu. W pierwszym spotkaniu 2:1 wygrali „Azzurri” po fantastycznej bramce Lorenzo Insigne. Jeśli los lubi się z nas naigrywać i sprawiać, by historia zatoczyła koło, to w dzisiejszy wieczór na Juventus Stadium powinnien paść ten sam wynik co 30 lat temu, czyli 3:1 dla neapolitańczyków.

Gdyby rzeczywiście tak się stało, zespół Sarriego miałby przed sobą autostradę do raju, na której gdzieś w oddali mieniłby się ogromny neon z napisem „scudetto”. Czyż taki scenariusz nie byłby miłą odmianą po kolejnych tytułach mistrzowskich zdobytych przez Juventus?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze