Italia na okrągło: Stadionowa pustka


Powstanie nowego stadionu w Turynie było tylko pretekstem. Bo tak naprawdę jest to jedyny stadion z prawdziwego zdarzenia we Włoszech. Inne to albo wielkoludy, które nawet w połowie się nie zapełniają, albo stare, wręcz archaiczne obiekty straszące swoim wyglądem. Jak zatem jest z tymi stadionami we Włoszech?


Udostępnij na Udostępnij na

Stadiony w jednej z najlepszej z lig na świecie, jaką niewątpliwie jest Serie A, nie są najwyższych lotów. Niektóre wprawdzie są pojemne, ale nie nowoczesne. Czyli nie takie, jakie powstają w każdym z krajów liczących się piłkarsko w Europie. Tak, w Polsce również. Nowy wybudowano, ten w Turynie, ale poza tym – posucha. Kilka jest w planach, które jednak nie prędko będą finalizowane. Obecnie jedne z najlepszych na Półwyspie Apenińskim to te, na których rozgrywany był Mundial w… 1990 roku. Nic dodać, nic ująć.

Juve na swoim

Na samym początku wypadałoby przyjrzeć się temu najlepszemu, czyli Juventus Stadium. Obiekt w Turynie wprawdzie nie ma jeszcze nadanej ostatecznej nazwy, ale, jak na razie, wszyscy posługują się powyższą. W najbliższym czasie ma się wyjaśnić, jak będzie się nazywać obiekt „Juve”, co zwiastuje nic innego jak ciągłe szukanie sponsora tytularnego. Juventus Stadium powstał na gruzach starego Stadio delle Alpi. Poprzednio trybuny nie zapełniały się nawet w 1/3, stąd pomysł, by wybudować mniejszy, ale nowocześniejszy. Prace na „perełce”, jak nazywają go włoscy tifosi „Starej Damy”, zakończyły się w sierpniu bieżącego roku. Największą zmianą jest zmniejszenie odległości, jaka dzieliła boisko od widzów. Wcześniej było to ponad 27 metrów… Wzniesienie obiektu kosztowało 122 mln euro, za które Juventus otrzymał nowy stadion o pojemności 41 254 miejsc, a do tego parking na 4 000 aut i bardzo bogatą infrastrukturę komercyjną, na czele z dwoma restauracjami mieszczącymi 4 000 osób wraz z  64 luksusowymi lożami. Największym plusem jest to, że wszystko jest własnością „Bianconerich”, czyli całość zysków zasili ich kasę. Jest to jedyny taki przypadek we Włoszech.

Włoskie kolosy

Najwięcej kibiców pomieści Giuseppe Meazza San Siro w Mediolanie. Jest tam nieco ponad 80 tysięcy miejsc i, co jest rzadkością, bardzo często zapełniają się one niemal w stu procentach. Największą wadą jest to, że w Mediolanie są dwie drużyny, więc i obiekt jest podwójnie eksploatowany. Miasto się cieszy, bo większość pieniędzy zarobionych przez Inter i Milan trafia w jego ręce, tytułem opłaty za dzierżawę. San Siro powstało w 1926 roku, ale dwukrotnie przeprowadzana była tam renowacja. Raz w 1955 roku, a drugi raz w 1990 – przed Mundialem we Włoszech. O jego statusie decyduje również fakt, że w ostatnich dekadach niezmiennie znajduje się wśród dziesięciu najliczniej odwiedzanych stadionów Europy, dzięki widzom na meczach Interu lub Milanu. Choć żaden z klubów nie wypełnia trybun w całości, we Włoszech nie mają sobie równych. Drugim, co do wielkości stadionem w tym kraju jest Stadio San Paolo w Neapolu. Obiekt, na którym na co dzień występuje drużyna SSC Napoli, może pomieścić 72 800 widzów, co jednak jest rzadkością. Nawet na mecze z wielkimi włoskimi zespołami przychodzi około 60 tysięcy kibiców. Może się to zmienić, wszakże klub Maradony w tym sezonie zadebiutował w Lidze Mistrzów, a to na pewno przyciągnie więcej fanów na trybuny. Ostatnim z „kolosów” jest Stadio Olimpico w Rzymie. Stolica Włoch również posiada dwa kluby, które rozgrywają mecze na Olimpico, a może ono pomieścić nieco ponad 72 tysiące kibiców. Tak jak w przypadku Mediolanu, tak i tutaj cieszy się „Wieczne Miasto”, gdyż na olimpijskim swoje spotkania domowe rozgrywa AS Roma i Lazio. Pojawienie się nowego inwestora w Romie przyspieszyło plany dotyczące budowy nowej siedziby klubu. Szczegółów jeszcze nie znamy, ale prawdopodobnie „Romaniści” podążą turyńską ścieżką.

Bieżnia, nikła frekwencja i brak sukcesów  

To główne powody, dla których na niektóre stadiony przychodzi coraz mniej widzów. Bieżnia, która oddziela murawę od trybun jest na tyle uciążliwa dla niektórych kibiców, że ci na mecze zabierają ze sobą… lornetkę. Niestety, to nie są żarty. Stadio Comunale Artemio Franchi Montepaschi Arena w Sienie, Stadio Angelo Massimino w Katanii, Stadio Sant’Elia w Cagliari, Stadio Renato Dall’Ara w Bolonii czy w końcu Stadio Atleti Azzurri d’Italia w Bergamo to najdobitniejsze przypadki. Wszędzie murawę stadionu okala bieżnia, która wydłuża dystans dzielący boisko od widowni nieraz nawet do 20 metrów, stąd coraz mniej kibiców na arenach, które mogą pomieścić pomiędzy 25 a 30 tysięcy tifosich. Ponad 40 tysięcy kibiców przyjmą na domowych spotkaniach drużyny Fiorentiny, Udinese Calcio czy Chievo Werony, ale tam frekwencja tylko przy naprawdę ciekawych spotkaniach osiąga ponad połowę pojemności. Natomiast do jednych z najmniejszych w całej lidze należą siedziby Ceseny, Lecce i Parmy, na których może zasiąść nieco ponad 20 tysięcy. Zaledwie 15 373 miejsc znajduje się na obiekcie w Sienie, który i tak z powodu słabej gry nie zapełnia się całkowicie. W przeciwieństwie do Novary. Tegoroczny beniaminek Serie A gra na Stadio Comunale Silvio Piola przy dopingu zaledwie 10 106 widzów. Jest to zdecydowanie najmniej w całej lidze. Zarówno w drugiej, jak i w pierwszej klasie rozgrywkowej jest to jedyny obiekt, który posiada w pełni sztuczną murawę. Sztuczne implanty są zgodne z wszelkimi zaleceniami europejskiej centrali piłkarskiej, można na niej rozgrywać nawet mecze Ligi Mistrzów.

Im niżej – tym gorzej, im wyżej – nie lepiej

Fatalnie wygląda sytuacja w niższych ligach. Wprawdzie trafiają się tam stadiony, które mogą pomieścić bagatela 50 tysięcy widzów, jak na przykład w Bari, które w minionych rozgrywkach spadło z hukiem do Serie B. Inne stadiony, nawet wliczając w to trzecią klasę rozgrywkową we Włoszech, mogą pomieścić 30 tysięcy kibiców, co jednak stanowi tylko problem dla włodarzy klubu. Oczywistym jest, że łatwiej utrzymać mniejszy, ale za to zapełniający się na każdym ligowym meczu, aniżeli wielotysięcznika, który świeci pustakami. Najgorsze jest to, że kluby z niższych lig wiedzą, że im wyżej, nie jest wcale lepiej.

Reasumując, stadiony we Włoszech dają dużo do myślenia. Niektóre to olbrzymie kolosy, które zapełniają się tylko na arcyważnych spotkaniach, a inne to zwykłe kilkutysięczniki, które… też na ogół się nie zapełniają. Mało kibiców – mało pieniędzy. Wystarczy spojrzeć na Bundesligę, na którą kibice chodzą chętniej, przez co i obiekty są utrzymane w lepszym stanie. Podobnie jak jaskółka, tak i jeden Juventus Stadium, wiosny nie czyni.

Komentarze
gilbert3 (gość) - 13 lat temu

Najlepsze jest to - Turyn, miasto zapchane do granic
możliwości w szczycie, a stadion na 40 tysięcy
widzów ma 4 tysiące miejsc parkingowych. Łatwo
policzyć, że jest przynajmniej kilka samochodów na
jedno miejsce.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze