Czy to już koniec korupcji we włoskiej piłce?


29 stycznia 2015 Czy to już koniec korupcji we włoskiej piłce?

O tym, że korupcja jest obecna niemalże wszędzie, wiadomo nie od dziś. Wizja zarobienia w bardzo łatwy sposób dużych pieniędzy kusi wielu, którzy otrzymają ku temu sposobność. Jednak, kiedy w 2006 roku wyszła na jaw afera Calciopoli związana z przekupywaniem sędziów i ustawianiem wyników meczów we Włoszech, wielu nie mogło uwierzyć w to, że brudne pieniądze dotarły także na piłkarskie stadiony Półwyspu Apenińskiego, niszcząc w ten sposób światopogląd przeciętnego kibica. Czy po dziewięciu latach, kiedy echa wyroków sądowych ucichły, a ludzie znów zaczęli wierzyć w prawdziwy futbol, można jednoznacznie stwierdzić, że to już koniec manipulowania punktami w ligowych tabelach?


Udostępnij na Udostępnij na

Afera Calciopoli – czyli tzw. afera Moggiego

Luciano Moggi to były dyrektor sportowy Juventusu Turyn, który 4 maja 2006 roku został oskarżony o wpływanie na obsady sędziowskie meczów z udziałem „Bianconerich”. Dzięki nagraniom rozmów prowadzonych przez powszechnie znanego „Lucka” z Pierluigim Pairetto (przełożonym sędziów ligi włoskiej) wyciągnięto kolejne sensacyjne informacje o kupowaniu spotkań oraz dopingu stosowanym przez piłkarzy. W trakcie dochodzenia okazało się, że „Stara Dama” to niejedyny włoski klub zamieszany w ten proceder. Znalazło się w nim również miejsce dla takich drużyn, jak: AC Milan, Lazio Rzym, ACF Fiorentina oraz dla szesnastu mniej znaczących zespołów, na co dzień występujących na boiskach zarówno Serie A, jak i Serie B. O ogromie i zawiłości sprawy świadczy to, że jeszcze w 2010 roku pojawiały się nowe fakty bezpośrednio z nią związane.

Juventus Turyn

Od tego legendarnego klubu wszystko się zaczęło. To właśnie „Biało-czarni” zostali obciążeni najcięższymi trzema zarzutami: ustawianie meczów, kontrolowanie agencją piłkarską GEA, która reprezentowała wielu szkoleniowców oraz zawodników, a także używanie przez Moggiego niemożliwych do namierzenia kart SIM, dzięki którym miał kontaktować się z wybranymi arbitrami. Po tych istnie mafijnych doniesieniach klub z ówczesnego Stadio delle Alpi został ukarany 4 lipca 2006 roku przez prokuratora Włoskiej Federacji Piłkarskiej, Stefano Palazziego, degradacją do Serie C1, trzydziestoma punktami ujemnymi na starcie rozgrywek oraz karą grzywny wynoszącą 31 milionów funtów.

Na szczęście dla ludzi związanych z „Juve” po odwołaniach prawników kara została zmniejszona do dziewięciu punktów minusowych oraz do pierwszego w historii klubu spadku do Serie B. Zabrano mu także dwa tytuły mistrzowskie za rok 2005 i 2006, nakazano rozegranie trzech meczów przy pustych trybunach oraz zabrano prawo do występów w Lidze Mistrzów w sezonie 2006/2007. Na tak spektakularne zmniejszenie kary niewątpliwie miało wpływ nieodnalezienie dowodów na żaden z ww. zarzutów.

„Bianconeri” ponieśli nie tylko straty wizerunkowe i finansowe, ale przede wszystkim sportowe. Ekipę z Turynu w tym czasie opuściło bowiem aż sześciu graczy z podstawowej jedenastki: Fabio Cannavaro, Lilian Thuram, Gianluca Zambrotta, Patrick Vieira, Zlatan Ibrahimović oraz Emerson Ferreira da Rosa. Po sezonie spędzonym w niższej lidze rozgrywkowej Juventus za sprawą m.in. Del Piero, Buffona i Nedveda szybko wrócił na należne mu miejsce w Seria A.

AC Milan

To kolejny możny włoskiej piłki, który sezon 2005/2006 wspomina z mieszanymi uczuciami. Mianowicie na przełomie tych lat ekipa z Mediolanu zdobyła 88 punktów, co uplasowało ją na drugim miejscu w ligowej tabeli, natomiast w Lidze Mistrzów zawodnicy „Rossonerich” dotarli do półfinału, odpadając w dwumeczu z późniejszym triumfatorem tych rozgrywek – FC Barcelona. Po tym jakże udanym sezonie okazało się, że „Czerwono-czarni” również są zamieszani w aferę korupcyjną.

Sąd pierwszej instancji podjął decyzję o „zrzuceniu” Milanu do Serie B, piętnastu punktach ujemnych na inaugurację nowego sezonu oraz zakazie udziału w Lidze Mistrzów w sezonie 2006/2007. Jednak z powodu braków wystarczających dowodów i zmorzonej pracy działaczy z San Siro kara ta ostatecznie została zniwelowana do trzydziestu punktów ujemnych za zeszły sezon, co skutkowało spadkiem na ósme miejsce w pierwszoligowej hierarchii. Optymistyczny jednak był fakt, że decyzją UEFA nie zabrakło tak utytułowanej drużyny w kolejnych rozgrywkach o trofeum Champions League oraz to, że AC Milan nie podzielił losów swojego odwiecznego rywala z Turynu i w przeciwieństwie do Juventusu pozostał w Serie A.

Lazio Rzym

Początkowy wyrok skierowany w rzymski zespół to, jak nietrudno się domyślić, degradacja do Serie B z siedmioma punktami ujemnymi. Kolejne odwołania przyniosły skutek w postaci pozostania Lazio w pierwszej lidze rozgrywkowej z jedynie trzema punktami ujemnymi. Z racji zajęcia przez „Biancocelestich”, jak się później okazało, wirtualnego szóstego miejsca w ligowej tabeli, został im dodany zakaz udziału w przyszłorocznej edycji europejskich pucharów. Wbrew powszechnym oczekiwaniom sankcje nałożone na klub wpłynęły na piłkarzy bardzo pozytywnie, co zaowocowało rewelacyjnym trzecim miejscem w końcowej fazie kolejnego sezonu 2006/2007.

Czasy po aferze Calciopoli

Dziś jednak dalej piłkarski świat jest podzielony na tych, którzy wierzą w to, że „piłkarski poker” we Włoszech to już przeszłość, oraz na tych, którzy uważają, że aktualni działacze klubów robią to po prostu lepiej i nie dają się złapać. Gdzie leży prawda?

Można pokusić się o stwierdzenie, że znajduje się ona jak zwykle po środku. Otóż od około trzech lat nie wypłynęły żadne sensacyjne doniesienia na temat handlu meczami, a prezesi większości klubów muszą martwić się jedynie o dobre występy swoich drużyn i pełne stadiony. Jednak oglądając Serie A oraz mecze na niższych szczeblach rozgrywkowych w Italii, nie można pozbyć się wrażenia, że liczne błędy sędziowskie decydujące niejednokrotnie o losach meczów nie są przypadkowe.

Już na początku tego roku mieliśmy kilka istotnych pomyłek arbitrów. Chociażby w meczu Udinese – Roma zakończonym wynikiem 0:1, w którym po uderzeniu głową Davide Astoriego piłka odbiła się na linii bramkowej, a sędzia główny prowadzący te zawody, pomimo braku sygnalizacji ze strony arbitra zabramkowego, uznał gola dla Rzymian. Od razu pojawia się więc pytanie, po co dodatkowi sędziowie, skoro i tak do zniszczenia obrazu całej gry wystarczy tylko jedna osoba?

https://www.youtube.com/watch?v=j6XbWUEYQwg

Kolejnym przykładem może być spotkanie z ostatniej kolejki Sampdoria Genua – Palermo, w którym przy stanie 1:1 przepięknym strzałem spoza pola karnego popisał się jeden z zawodników „Rosanero”. Piłka odbiła się od poprzeczki, a następnie ewidentnie spadła poza linię bramkową. Gol jednak nie został uznany, a wynik spotkania nie uległ już zmianie.

Nowe technologie

To temat, który powraca jak mantra. Tutaj również można znaleźć tylu samo zwolenników co przeciwników wprowadzania innowacji do futbolu. Ci pierwsi argumentują, że wyeliminowałoby to niemalże w stu procentach błędy sędziowskie, a co za tym idzie – korupcję, przez co piłka nożna stałaby się sprawiedliwsza. Drudzy natomiast uważają, że komputeryzacja zabiłaby to, co w piłce najpiękniejsze, czyli nieprzewidywalność i pomyłki arbitrów, wzbudzające sporo ożywienia i emocji. O ile obydwa założenia maja sens i logikę, o tyle należy przyznać rację, że wprowadzenie technologii goal-line wniosło wiele dobrego w piłkarski świat i ułatwiło pracę arbitrom.

Do ewenementu na skalę światową może dojść właśnie we Włoszech, gdzie z końcem zeszłego roku Carlo Tavecchio (nowy prezes Włoskiej Federacji Piłkarskiej) wystosował pismo do FIFA z prośbą o wyrażenie zgody na przeprowadzenie eksperymentu, w którym to w kontrowersyjnych sytuacjach boiskowych pomóc miałby zapis wideo dostępny dla sędziów. Jest to bardzo ciekawy pomysł, lecz o ile goal-line nie ma wpływu na płynność gry, o tyle oglądanie przez decydentów powtórek może doprowadzić do niepotrzebnych przerw.

Tak naprawdę kontrowersje w piłce to rzecz nie do uniknięcia. Możliwe, że to właśnie one nadają smak tej pięknej dyscyplinie. O tym, czy korupcja całkowicie zniknęła z piłkarskich kuluarów, będziemy mogli się dopiero przekonać za jakiś czas, zakładając, że nic nowego w tym okresie się nie wydarzy. Jednak i wtedy nie będzie do końca wiadomo, czy organy ścigania są cały czas daleko za plecami piłkarskiej mafii, czy takowa najzwyczajniej w świecie już nie istnieje. Jedno jest pewne, jeżeli w czasach, w których pieniądz rządzi światem, zarabiający niewyobrażalne sumy piłkarze i ludzie związani z tym sportem dalej będą pazerni i chciwi, to nic nas nie uchroni przed cotygodniowym teatrzykiem dla mas wyreżyserowanym na zlecenie możnych tego globu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze