Nie ulega wątpliwości, że liga włoska nie prezentuje już takiego poziomu jak kiedyś. Drużynom z Serie A coraz dalej do hiszpańskich, angielskich czy niemieckich potęg futbolu. Co roku słyszymy jednak obietnice o europejskich sukcesach składane przez włodarzy z Półwyspu Apenińskiego. Czy tym razem zapewnienia znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości, a my doczekamy się powrotu hegemoni Italii w europejskich pucharach?
Champions League w zasięgu włoskiej ligi?
Jeszcze w latach 90. Włosi budzili strach i szacunek wszystkich rywali w Pucharze UEFA i Lidze Mistrzów. Za niekwestionowanego satrapę Champions League był kiedyś uznawany 7-krotny zdobywca tytułu LM, AC Milan. Zmierzch panowania Italii na Starym Kontynencie nastąpił już jednak dekadę temu. Za zakończenie ery włoskiej możemy uznać historyczną datę 28 maja 2003 roku. Wtedy to mogliśmy być świadkami ostatniego włoskiego finału w najważniejszym klubowym turnieju.
https://www.youtube.com/watch?v=jjYPOj2hros
Powrót do lat świetności może się okazać niezwykle trudny. Pierwszym pretendentem do europejskich sukcesów jest oczywiście wielokrotny mistrz Włoch. O tym, że podniesienie się z kolan jest możliwe, „Stara Dama” przekonała się trzy lata temu. To właśnie wtedy nadszedł okres Juventusu niezwyciężonego. Ale tylko w swojej lidze. I do tej pory niestety niewiele się zmieniło. Gra poza własnym podwórkiem już od wielu lat jest dla „Bianconerich” piętą achillesową. W ubiegłym roku turyńczycy odpadli już w fazie grupowej Champions League. Na pocieszenie miała im zostać Liga Europy, wraz z finałem rozgrywanym na Juventus Stadium. Ale i tutaj podopieczni Antonio Contego polegli, nie docierając nawet do ostatniej fazy turnieju.
Europejski apetyt z roku na rok wzrasta, szczególnie w tym klubie. Czy jednak Juventus ma szansę zwyciężyć z zagranicznymi potęgami? Odpowiedź na to pytanie wydaje się wielką niewiadomą. Włodarze klubu od dłuższego czasu prowadzą dość ekonomiczną politykę. Zespół nie kwapi się do kosztownych zakupów, licząc raczej na rynkowe okazje. Taką gratką okazał się w 2012 roku Paul Pogba, ściągnięty z Manchesteru United bez kwoty odstępnego. Ciągłe zaciskanie pasa może jednak po raz kolejny odbić się czkawką w europejskich pucharach. Nie ulega wątpliwości, że sukcesy w LM wymagają dokonania sporych wzmocnień w składzie. Na takie się natomiast nie zanosi. Polityka transferowa klubu doprowadziła już do rezygnacji ze stanowiska trenera Antonio Contego. Szkoleniowiec domagał się zbrojeń w drużynie i za wszelką cenę chciał ściągnąć do Turynu Alexisa Sancheza oraz Juana Cuadrado. Do transferu jednakże nie doszło. Co więcej, w nieskończoność zdają się ciągnąć plotki na temat dwóch najbardziej rozchwytywanych gwiazd „Starej Damy”. Co rusz pojawiają się informacje o astronomicznych cenach oferowanych za Paula Pogbę i Arturo Vidala, a za chwilę czytamy, że zawodnicy nie są na sprzedaż. Trudno więc przewidzieć przyszłość najcenniejszych graczy „Juve”. Gdyby jednak doszło do sprzedaży, niemal pewne byłoby, że i tym razem turyńczycy za wiele w LM nie ugrają. Ostatnią kwestią związaną z europejskimi szansami Juventusu jest zmiana trenera na Massimiliana Allegriego. Wielu podaje w wątpliwość jego świetlaną przyszłość w Turynie. Pamiętajmy jednak, że to właśnie pod jego wodzą słaby w lidze Milan ugrał w Champions League więcej niż mistrzowie kraju. Być może zmiana stylu gry przez szkoleniowca okaże się kluczem do europejskich pucharów. A może osłabi drużynę w rodzimych rozgrywkach? Na odpowiedź musimy jeszcze trochę poczekać.
Kolejnymi włoskimi przedstawicielami w Lidze Mistrzów będą AS Roma i SSC Napoli. Kluby goniące „Starą Damę” w lidze nie szczędzą już tak na wzmocnienia i dokonują zbrojeń pod europejskie puchary. Umocnieniem dla kadry rzymian ma być zakupiony za prawie 25 milionów euro Juan Iturbe. Młodziutki napastnik prosperuje do bycia światowej klasy piłkarzem i jeśli nie zawiedzie z formą, może okazać się machiną do zdobywania bramek. „Giallorossich” ma też wspomóc sprowadzony z Cagliari Radja Nainggolan. Do Belga ma należeć polepszenie gry w środku pola rzymian, co zapewne mu się uda. Na Stadio Olimpico przybyli w bieżącym okienku transferowym Ashey Cole z Chelsea Londyn oraz Seydou Kaeito z Valencia CF. Wzmocnienia rzymian prawdopodobnie zapunktują w Serie A. Czy jednak wystarczy to na Ligę Mistrzów?
Zespołem, któremu nie brak odwagi przy zawieranych transferach, jest również Napoli. Za sprzedaż w ubiegłym roku Edisona Cavaniego klub otrzymał aż 64 miliony euro. Za tę kwotę dokonano solidnych roszad w składzie. Na Stadio San Paolo przybyły takie sławy, jak: Gonzalo Higuain, Dries Mertens, Jose Callejon czy Raul Albiol. Wciąż nie wiadomo, jak potoczą się losy Marouane Fellainiego. Belg mógłby stanowić wielkie wzmocnienie dla neapolitańczyków, jednak kwota, jaką żąda pomocnik za swoją grę, może okazać się sporym problemem dla władz klubu. Widać więc, że drużynie z południowych Włoch zależy na kolejnych trofeach. „Azzurri” z roku na rok prezentują coraz to ładniejszą piłkę i niewykluczone, że w tym sezonie zajdą nieco dalej niż do fazy grupowej, tak jak miało to miejsce w ubiegłym sezonie.
Włoska Liga Europy
Chociaż od ostatniego zwycięstwa Włochów w Pucharze UEFA upłynęło już 15 lat, to właśnie Włosi są nadal tymi, którzy najwięcej razy w historii podnosili europejski puchar. Trzykrotnie trofeum zdobywali piłkarze Interu Mediolan i Juventusu Turyn, dwukrotnie Parma i raz Napoli. Od 2004 roku hegemonię w rozgrywkach przejęli jednak Hiszpanie, którzy niechętnie chcą się dzielić sukcesami.
Z tegorocznych włoskich reprezentantów turnieju na pierwszy plan wysuwa się zespół z Mediolanu. Inter to jeden z najbardziej utytułowanych klubów z Półwyspu Apenińskiego. 18-krotny mistrz Włoch, 3-krotny zdobywca Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Co więcej, ostatni triumf w Champions League zespół zanotował stosunkowo niedawno, bo w 2010 roku. W następnych sezonach „Nerazzurri” nie prezentowali już jednak tak wysokiego poziomu. Biorąc pod uwagę obecną formę piłkarzy z Mediolanu, nie powinniśmy się spodziewać zaskakujących wyników na europejskich boiskach.
Następnym klubem, którego sukcesy w europejskich rozgrywkach stoją pod dużym znakiem zapytania, jest Fiorentina. Drużyna z Florencji już od paru sezonów prezentuje efektowny futbol, choć nie jest to zespół z wielkimi osiągnięciami na koncie. O powodzeniu, bądź nie, w tegorocznej edycji Pucharu UEFA może w dużej mierze zadecydować transfer Juana Cuadrado. Kolumbijczyk znajduje się na celowniku takich potęg jak Manchester United czy FC Barcelona. 26-letni pomocnik jest jednym z najważniejszych ogniw w zespole „Violi”. Jednak cena 40 milionów euro oferowana za zawodnika może się okazać zbyt wielką pokusą dla włodarzy klubu. Ale czy Fiorentina byłaby w stanie ugrać coś w europejskich pucharach bez swojego czołowego gracza? Nie sądzę. Istotnym czynnikiem przesądzającym o prezencji fioletowych w LE będzie też forma Mario Gomeza oraz Giuseppe Rossiego. Jeżeli zagrają oni na miarę swoich możliwości, zespół z Florencji będzie mógł spłatać psikusa rywalom z zagranicy.
Ostatnim włoskim zespołem, który ma szansę zawojować Puchar UEFA, jest zapomniane „Grande Torino”. Zespół, który w swoim czasie był liczącą się w Europie siłą, później przez wiele lat tułał się na krańcach Serie A lub walczył o awans do ekstraklasy. „Il Toro” tylko raz poczuli zapach europejskiego pucharu. Było to jednak dawno, w 1992 roku, kiedy doszli do finału Ligi Europy. Od kilku lat zespół stara się powrócić do formy z okresu swojej świetności i z roku na rok prezentuje coraz lepszy poziom. Torino nie ma w swoim składzie wielkich nazwisk, lecz to zgrana i pracowita drużyna. Kamil Glik i spółka są na dobrej drodze, aby jak najlepiej zaprezentować się w europejskich rozgrywkach. W pierwszym meczu III rundy kwalifikacyjnej zwyciężyli z Brommapojkarną 3:0. Teraz czeka ich rewanż i faza play-off.
Czy Włosi podbiją europejskie rozgrywki? Czy przypomną swoje dawne sukcesy na Starym Kontynencie? Wydaje mi się, że jeszcze za wcześnie na odpowiedź. Nie wiadomo, kiedy dany klub wystrzeli z formą, a który znajdzie się w dołku. Na razie we włoskiej krainie nie widać powalających zmian. Mercato przebiega nadzwyczaj spokojnie. A może to tylko cisza przed burzą?
Bardzo interesujący artykuł. Pani redaktor zna sie na rzeczy.